Dlaczego symbolem nadłużej trwającego polskiego powstania - powstania styczniowego - stała się czarna biżuteria?
W styczniu 1863 roku wybuchło najdłużej trwające polskie powstanie. Niedawno przypomnieli nam o nim powstańcy odnalezieni i ponownie pochowani na wileńskiej Starej Rossie. Symbolem powstania stały się miejsca z nim związane i czarna biżuteria.
Bohaterów powstania styczniowego odnaleziono ponad dwa lata temu podczas prac wykopaliskowych na Górze Giedymina, czyli Zamkowej w Wilnie. W XIX wieku Rosjanie zakopali ich w nocy, w tajemnicy przed bliskimi, bez trumien i ze związanymi rękoma. Dzięki przeprowadzonym badaniom genetycznym udało się ustalić tożsamość 20 z nich. Ponownie pochowano ich z honorami wojskowymi w listopadzie 2019 roku w kaplicy na wileńskiej Rossie.
Jak podaje historyk na stronie internetowej Muzeum Historii Państwa Polskiego: „W 1861 utworzony został Komitet Ruchu (Miejski), a w czerwcu 1862 roku Komitet Centralny Narodowy, który kierował Organizacją Narodową tworzącą struktury tajemnego państwa polskiego. KCN planował powstanie dopiero na wiosnę 1863 roku, jednak „branka” do armii rosyjskiej w połowie stycznia 1863 roku, zmusiła komitet do wezwania do powstania w nocy z 22 na 23 stycznia”. Rząd Narodowy ogłosił walkę z Rosją o niepodległą Polskę w granicach przedrozbiorowych i uwłaszczenie chłopów.
Tak w styczniu 1863 roku powstanie objęło ziemie Królestwa Polskiego, w lutym rozszerzyło się na Litwę, w kwietniu i maju trafiło w okolice Dyneburga i Witebska oraz guberni kijowskiej i wołyńskiej. Z Galicji i zaboru pruskiego przybywali ochotnicy, przekazywano broń i zaopatrzenie. Ochotnicy trafiali też z Włoch, Węgier, Francji i Rosji. W sumie latem 1863 roku w powstaniu uczestniczyło już około 35 tysięcy powstańców. Przeciwko nim walczyło tylko w Królestwie 145 tysięcy wojsk rosyjskich. Tajemnym państwem polskim kierował Rząd Narodowy, a powstańczą dyplomacją z centralą w Paryżu - Władysław Czartoryski. Wybuch walk zaskoczył stolice zachodnie. Francja, Anglia i Austria uzgodniły koncepcję dyplomatycznej interwencji w obronie praw Polaków i wystosowały noty utrzymane niestety tylko w tonie perswazji. „Petersburg widząc, że nie grozi nowa wojna, pozostawiał drzwi otwarte do negocjacji, ale zdecydowanie negował prawo mocarstw do interwencji. W czerwcu 1863 roku mocarstwa zachodnie sformułowały warunki: amnestii dla powstańców, utworzenia przedstawicielstwa narodowego i rozszerzenia koncesji autonomicznych w Królestwie, konferencji sygnatariuszy traktatu 1815 roku, a na czas jej trwania zawieszenie broni. I tym razem było to dalekie od polskich oczekiwań. Liczono jednak na bardziej stanowcze kroki. Polacy ze zmiennym szczęściem walczyli z wojskami rosyjskim, ale bez interwencji państw zachodnich nie mieli szans na ostateczny sukces”. Objęcie władzy powstańczej przez Romualda Traugutta podtrzymało walkę, a reorganizacja oddziałów powstańczych zmierzała do ofensywy wiosną 1864 roku w oczekiwaniu na wojnę europejską. Zimą 1864 roku działania trwały głównie w południowej części Królestwa, graniczącej z Galicją, skąd docierała pomoc. W kwietniu 1864 roku Czartoryski pisał do Traugutta: „Jesteśmy sami, pozostaniemy sami”. Romuald Traugutt został aresztowany w nocy z 10 na 11 kwietnia. Podczas przesłuchań nie wydał nikogo. W czasie jednego z nich miał powiedzieć: „Idea narodowości jest tak potężną i czyni tak wielkie postępy w Europie, że ją nic nie pokona”.
Stracenie 5 sierpnia 1864 roku na stokach Cytadeli członków Rządu Narodowego symbolicznie „zamknęło” powstanie. Do grudnia 1864 roku udało się Aleksandrowi Waszkowskiemu, powstańczemu naczelnikowi Warszawy uciekać przed policją, ujęty w lutym 1865 roku podzielił los setek straconych. Niektórzy powstańcy, jak ks. Stanisław Brzózka na Podlasiu, walczyli do wiosny 1865 roku. „Ostatecznie przez polskie szeregi przeszło ponad 50 tysięcy ludzi. Na obszarze objętym powstaniem od Prosny po Dźwinę i Dniepr stoczono nie mniej niż 1200 bitew i potyczek, zginęło blisko 20 tysięcy powstańców”.
W czasie powstania wojska rosyjskie stosowały odpowiedzialność zbiorową wobec mieszkańców, którzy wspierali polskie oddziały. Szczególnie krwawymi represjami na Litwie zapisał się gubernator gen. Michaił Murawjow, nazywany nawet „Wieszatielem”. Rosjanie wykonali co najmniej 669 wyroków śmierci. Na zesłanie, nie licząc tysięcy karnie wcielonych do wojska, wywieziono 38 tysięcy Polaków, z czego około 20 tys. na Syberię, w tym cztery tysiące na katorgę. Na emigracji znalazło się około 10 tysięcy powstańców, których część po kilku latach osiedliła się w Galicji. Konfiskaty majątków i wysokie kontrybucje dotknęły ziemiaństwo, zwłaszcza na Litwie. Więcej o historii postania styczniowego znajdziemy na stronie internetowej muzeum www.muzhp.pl/pl/c/983/powstanie-styczniowe, a teraz kilka słów o tych, którzy niedawno przypomnieli nam o ważnym zrywie narodowościowym.
Ponad dwa lata temu archeologom w Wilnie udało się odnaleźć i potem zidentyfikować 20 ciał powstańców styczniowych, którzy zginęli na Placu Łukiskim. Wiadomo jednak, że na Górze Zamkowej zostało pochowanych 21 osób. Nie udało się odnaleźć szczątków ks. Stanisława Iszory, który jako pierwszy zginął 3 czerwca 1863 roku. 25-letni kapłan był wikariuszem w powiecie lidzkim, zaangażowanym w patriotyczną działalność poprzedzającą wybuch powstania styczniowego. Po rozpoczęciu walki odczytał z ambony manifest Rządu Narodowego i dekret o uwłaszczeniu chłopów. Stało się to wbrew poleceniu jego proboszcza, który spodziewając się aresztowania ks. Iszory, kazał mu opuścić granice zaboru rosyjskiego. Kiedy wikariusz wyjechał, aresztowano proboszcza. Ks. Iszora natychmiast wrócił i oddał się w ręce władz rosyjskich. W maju 1863 roku skazano go na pięć lat zesłania. Było to wbrew oficjalnym zapewnieniom zaborcy, że każdy, kto dobrowolnie odda się w jego ręce, nie będzie podlegał karze. Na dodatek wspomniany już Wieszatiel nakazał powtórne rozpatrzenie sprawy i sąd skazał ks. Iszorę na rozstrzelanie 3 czerwca na pl. Łukiskim. Dwa dni później rozstrzelano tam także ks. Rajmunda Ziemackiego, również za odczytanie manifestu Rządu Narodowego. Kiedy gen. Murawjow dowiedział się, że na miejscu egzekucji księży zbierają się mieszkańcy Wilna na modlitwę, polecił policmajstrowi: „Rozkaż pan, kiedy zmrok zapadnie, wywieźć z kloak ze 40 wozów ekskrementów i niech obleją nimi całe miejsce, gdzie księdza pochowano. Zobaczysz, wszyscy uciekną”.
Wśród 20 odnalezionych i ponownie pochowanych w listopadzie 2019 roku na Rossie powstańców był przywódca powstania styczniowego na Żmudzi gen. Zygmunt Sierakowski ps. „Dołęga”. Rozpoznano go nie tylko dzięki badaniom genetycznym, ale także obrączce z wygrawerowanym napisem na wewnętrznej stronie: „Zygmunt Apolonia 11 sierpnia/30 lipca 1862 r.”. Wiadomo, że Zygmunt Sierakowski poślubił Apolonię z Dalewskich 30 lipca 1862 roku. Generał miał wykształcenie wojskowe. Podczas powstania styczniowego trafił do niewoli po tym, jak jego oddział został rozbity w bitwie z Rosjanami. Mimo protestów napływających z różnych stron Europy, gubernator Murawjew wydał na niego wyrok śmierci. Sierakowskiego powieszono 27 czerwca 1863 roku.
Natomiast odnalezionego na Górze Zamkowej Konstantego Kalinowskiego, przywódcę powstania w województwie grodzieńskim, stracono 22 marca 1864 roku. Zdradził go członek jego oddziału. Kalinowski został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie, którą później zmieniono na bardziej hańbiące powieszenie.
Na Rossie pochowano również ks. Rajmunda Ziemackiego, który w latach 1837 - 1849 był wikariuszem w kościele św. Rafała w Wilnie. Zginął z rozkazu gen. Murawjowa w 1863 roku. W jednym z dokumentów archiwalnych czytamy: „Zatwierdzony przez komenderującego wojskami wileńsk. woj. okręgu dnia 21 maja pod numerem 616, wyrok nad księdzem Rajmundem Ziemackim, wykonany został 24 maja; ks. Ziemacki rozstrzelany publicznie na targowym placu o godz. 11 rano”.
Na koniec o czarnej biżuterii, czyli biżuterii, która stała się wyrazem przekonań politycznych. Materiały, z których ją wykonywano były raczej pospolite - żelazo, drewno, róg, szkło, lawa wulkaniczna i końskie włosie. Natomiast np. srebrne bransoletki pokrywano czarną emalią i najczęściej były w formie kajdan. Wartość tej biżuterii tkwiła w symbolu. W chwilach zagrożenia i żałoby narodowej Polki spontanicznie zaczęły się też ubierać na czarno. Czasem pojawiał się biały wąski kołnierzyk. Włosy nosiły zaczesane do góry, upięte w kok i przykryte czepkiem z woalką. Tak było przed i po upadku powstania styczniowego. Jak potwierdzają znawcy tematu, ubiory na ziemiach polskich zmieniły się właśnie tuż przed powstaniem, po 1861 roku, kiedy ogłoszono żałobę narodową dla polskich patriotów po pogrzebie pięciu poległych - ofiar starć manifestacji politycznej przeciwko rosyjskim władzom okupacyjnym w Królestwie Kongresowym. W czasie powstania przypinano brosze patriotyczne z orłem w koronie i napisem: „Boże zbaw Polskę”. Noszono także srebrne obrączki kryte czarną emalią z symboliką powstańczą. Popularnym elementem była korona cierniowa jako symbol cierpiącej Polski porównywanej do cierpiącego na krzyżu Chrystusa. Krzyżyk noszono na łańcuchu, bo przypominał niewolę.
Władze carskie bezskutecznie zabraniały noszenia oznak żałoby, groziły za to grzywny i represje. Polki omijały ten zakaz i wychodząc na ulicę opinały czarną spódnicę drapowaniem z kolorowego materiału. W przeciwnym wypadku musiały przedstawiać dokument potwierdzający utratę najbliższej osoby.
opr. mg/mg