Wszyscy płacimy łapówki

Korupcja - Polska bliżej Afryki niż Europy

Nie posmarujesz, nie pojedziesz — o tym wiedział każdy, kto decydował się otworzyć prywatny biznes w czasach gospodarki uspołecznionej. Czasy się zmieniły, ale hasło niewiele straciło na aktualności. W prestiżowym rankingu zagrożenia korupcją organizacji Transparency International tylko w ciągu ostatnich kilku lat Polska spadła z 26. na odległą 46. pozycję. Im bardziej więc rozwijamy demokrację i wolny rynek, tym dalej mamy do krajów tak „czystych” jak chociażby Dania, Norwegia, Szwecja czy Holandia, a bliżej do takich jak Nigeria czy Bangladesz. Podczas niedawnej debaty holenderscy parlamentarzyści porównywali nas dla odmiany z Peru i Jamajką.

Słowo korupcja stało się jednym z najmodniejszych terminów wszelkich kampanii wyborczych i deklaracji programowych. Na jego brzmienie wszyscy się oburzamy i krzyczymy, że to niedopuszczalne. Cóż więc takiego się za nim kryje?

Według jednej z najkrótszych definicji, korupcja to nadużywanie urzędu publicznego dla korzyści prywatnych lub osobistych. Przybliżając, to najzwyklejsze łapówkarstwo, ale także wykorzystywanie środków i majątku publicznego dla niepublicznych korzyści. To także płatna protekcja przy obsadzaniu stanowisk czy „handel” wpływami, jak na przykład poparcie w wyborach w zamian za przychylne nastawienie już wybranych. Korupcją jest również „danie w łapę” „kanarowi”, policjantowi z drogówki czy lekarzowi za bardziej wnikliwe czy przyspieszone leczenie.

Korupcja jest zjawiskiem zbyt niejednorodnym, aby można było ją w prosty sposób rozpoznać i wyeliminować. Można ją analizować zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak i politycznym, kulturowym i najzwyczajniej praktycznym. Doświadczenie wielu krajów wskazuje jednak na to, że w dalszej perspektywie korupcja jest zawsze złem, za które płaci całe społeczeństwo. Za brak tejże świadomości zapłacić mogą także Polacy i to bardzo szybko.

Państwo nasze czy „nie nasze”

Tak się jakoś złożyło, że najbardziej aktywne w krzewieniu świadomości antykorupcyjnej w naszym kraju są organizacje pozarządowe. Fundacja im. Stefana Batorego, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Transparency International Polska i Fundacja Komunikacji Społecznej we współpracy z Centrum Edukacji Obywatelskiej zawiązały nawet Antykorupcyjną Koalicję Organizacji Pozarządowych. To głównie z badań zainicjowanych przez te organizacje (i z raportów NIK) dowiadujemy się o skali tego problemu. Dowiadujemy się rzeczy jeszcze ciekawszych... W jednym i tym samym badaniu respondenci w ilości 80 procent uznali łapówkarstwo za niemoralne i zarazem 79 procent pytanych przyznało, że mogliby usprawiedliwić wręczenie łapówki w pewnych okolicznościach. Oczywiście, nie można na równi traktować „prezentu” wręczonego lekarzowi w trosce o zdrowie najbliższej osoby i ustawionego przetargu, ale dylemat ten wydaje się być znacznie głębszy.

— W naszej kulturze brakuje jednoznacznego potępienia tego typu zachowań. Polacy przez kilkaset ostatnich lat praktycznie nie mieli własnego państwa, więc nie mogli się z nim utożsamiać. W czasie zaborów, w czasie władzy ludowej zachowanie patriotyczne było zachowaniem antypaństwowym. Niektórzy nawet jeżdżąc na gapę autobusem, cieszyli się, że osłabiają komunistów — komentuje wyniki ankiety Grażyna Kupińska, dyrektor Programu Przeciw Korupcji przy fundacji im. Stefana Batorego.

Zaborcy, okupanci (jawni bądź utajeni) nie mogli więc w uczciwym człowieku wyrobić szacunku dla państwa, obowiązującego prawa i szeregu instytucji politycznych, które powinny organizować życie narodu i społeczeństwa. Szansą na przełamanie modelu „nie naszego państwa” był rok 1989. W roku 2002 coraz więcej wskazuje na to, że szansą zaprzepaszczoną.

Solidarność czy uczciwość

Zmiana warty to najbardziej łagodne z dostępnych określeń na zjawisko powyborczego szturmu na posady. Robiła to praktycznie każda dochodząca do władzy ekipa, a owe zmiany różnią się jedynie tym, że kolejne są bardziej brutalne i bezczelne niż poprzednie. Myślimy o tym na ogół w kategoriach politycznego odwetu, a należałoby myśleć również w kategoriach korupcji (zapewnienia o doborze kadr według klucza kompetencji mogą przekonać jedynie... niekompetentnych). Skoro od 12 lat na szczeblach władzy centralnej czy samorządowej rządzą w większości na zmianę ci sami ludzie, to mogłoby się wydawać, że społeczeństwo to akceptuje, albo, co gorsze — straciło wiarę w zmiany na lepsze.

Tu również możemy dopatrywać się pewnych historyczno-mentalnych zaszłości. Z braku „naszej państwowości” życiem społecznym rządziły takie wartości jak przyjaźń, gościnność, wspieranie bliskich czy wreszcie solidarność. Być może trudno nam zrozumieć, że tak cenne w życiu prywatnym przymioty przeniesione wprost do życia publicznego prowadzą do nepotyzmu i republiki kolesiów. Ludzie, którzy zawiedli, ludzie którzy zepsuli, czy nawet ukradli, to przecież nasi ludzie i krzywdy im zrobić nie damy. Niestety, w takim układzie najcenniejsze cechy życia publicznego — fachowość, bezinteresowność i uczciwość — zbyt często są skazane na porażkę.

Kapitalizm czy grabież

Z całym tym mentalnym bagażem wchodziliśmy w epokę transformacji. Wchodziliśmy z nadziejami, z przyzwoleniem na radykalne reformy mające poprowadzić Polskę do wolnego rynku, demokracji i dobrobytu. Wielu światłych ludzi przestrzegało, że największym problemem będzie właśnie owa mentalność. Wśród przestrzegających nie brakowało również polityków. Na nieszczęście, owa mentalność skupiła się jak w soczewce, w znacznej części polskiej klasy politycznej — tej z lewej i tej z prawej. To jedna z łagodniejszych diagnoz raka korupcji, jaki toczy nasz kraj. Są również i ostrzejsze.

— To scheda po początkowym okresie transformacji, w którym wolno było praktycznie wszystko. Czort jeden wie, z jakich powodów u samego początku tych przemian rozwiązano w policji wydziały przestępczości gospodarczej. Wtedy odbywały się te dziwne uwłaszczenia, afera goniła aferę i do dzisiaj żadna z nich nie doczekała się wyjaśnienia. To był świadomy

mechanizm — ocenia Julia Pitera, prezes Transparency International Polska.

Cynicy zwykli mawiać, że musiała nastąpić tak zwana pierwotna akumulacja kapitału.

Co bardziej pamiętliwi mogliby wytknąć osobom, które dziś piastują kluczowe urzędy w państwie, że przywoływali wtedy maksymę głoszącą, że „pierwszy milion trzeba ukraść”.

Nawet jeśli tak jest, to w zdrowej gospodarce rynkowej i w zdrowej demokracji ten milion inwestuje się już legalnie, bo ma się już zbyt wiele do stracenia. W systemie przeżartym przez korupcję kradnie się dalej, bo zysk łatwiejszy, a ryzyko znikome.

Państwo prawa czy urzędników

Niska frekwencja wyborcza, bardzo krytyczna ocena polityków czy zwrot w kierunku ugrupowań głoszących radykalne i proste prawdy (choć często nieprawdziwe) to znaki braku zaufania do instytucji państwa i pierwsze oznaki kryzysu państwowości. Większość respondentów wielu badań jest głęboko przeświadczona o tym, że ich wpływ na walkę z korupcją jest znikomy bądź żaden. Wracamy tu do problemu „nie naszego państwa”, które nie zasługuje na lojalność. Kryzys zaufania dotyczy także działania prawa w Polsce. Należałoby się zastanowić, czy tworzenie i działanie prawa nie jest głównym grzechem naszej młodej demokracji. Po pierwsze, prawo u nas nie działa skutecznie, bo nie może. Od lat cierpiące na brak funduszy sądy ledwie zipią pod nawałem spraw, a prokuratorzy i sędziowie, aby zadzwonić na miasto, muszą się „zapisać w zeszycie” w gabinecie prezesa. Tak działający wymiar sprawiedliwości sprzyja, choć nie chce, wszelkiego rodzaju gospodarczym patologiom, aferzystom i nieuczciwym (skorumpowanym) urzędnikom. Na przykład radny traci mandat dopiero wtedy, gdy zostanie wydany przeciw niemu skazujący wyrok za umyślne przestępstwo, a znane są przypadki radnych, którzy potrafili przeciągać takie sprawy przez całą kadencję.

Swoistym cyrkiem już trzeba nazwać ucieczkę z kraju w ostatnich dniach kadencji posła Marka K. podejrzanego o wyłudzenie milionów złotych. Osobom odpowiedzialnym za tworzenie prawa należałoby przypomnieć, że immunitet już u źródeł europejskiej demokracji przyznawano posłom po to, aby się nie bali głośno wyrażać myśli swoich i obywateli (choćby i głupie były), a nie po to, aby prowadzili po kielichu albo nie stawiali się na wezwania prokuratury.

Nie ma demokracji bez równości wszystkich wobec prawa. Nie ma też w takim wypadku państwa prawa, choćby nas o tym zapewniał chórem cały parlament.

Mamy za to dwa państwa — urzędników i petentów. Prawo, jakie tworzy nasz parlament, jest w większości niejasne i skomplikowane. To tylko potęguje w społeczeństwie poczucie bezradności wobec urzędniczego aparatu, który bardzo często z racji tegoż prawa dysponuje nadmierną władzą. Mnożenie wszelkiego rodzaju koncesji i licencji, niejasne procedury przetargowe itp. dają przewagę urzędniczej uznaniowości nad przejrzystością przepisu. W takich miejscach pojawia się korupcja.

Lepszy sejm czy samorząd

Z sondażu CBOS wynika, że społeczeństwo znacznie przychylniej ocenia prace samorządowców niż parlamentarzystów. Znawcy tematu, czyli chociażby ci, którzy czytają raporty Najwyższej Izby Kontroli, musieliby tę ocenę choć w części zrewidować. Może ona wynikać z tego, że parlament jest niejako stale na świeczniku, a transmisje z sesji rady miasta do powszechnego obyczaju nie należą, a w mniejszych miastach rzecz to po prostu niemożliwa. Jakkolwiek ze słynnego raportu Banku Światowego dowiedzieliśmy się, że ustawę można kupić w polskim sejmie za 3 miliony dolarów, to danych tych nikomu tak do końca nie udało się potwierdzić. Kilka ustaw wyraźnie sprzyjających pewnym grupom interesów dałoby się namierzyć, choćby w postaci ich głównych propagatorów, co zresztą zostało zauważone.

W samorządach, szczególnie tych z mniejszych miast, jawne forowanie pewnych firm czy ludzi ze stratą dla miejskiej kasy, jest znacznie częstszą praktyką. W stabilnych „wieloletnich” radach (podział na partie i sympatie polityczne często schodzi tu na drugi plan), praktycznie nie można wygrać przetargu bez stosownego podejścia (zwyczajowo 10 procent, przy większej inwestycji 5 procent). Przetargi to jednak drugie źródło przekrętów. Pierwsze to wszelkie zmiany w planach zagospodarowania przestrzennego. Któż z nas nie zastanawiał się czasem, dlaczego jedną drogę w odstępach wielomiesięcznych rozkopuje się od początku trzy razy, aby kolejno położyć instalację wodociągową, gazowa i kanalizacyjną. Pewien właściciel firmy budowlanej odpowiedział pytaniem na pytanie: Po co robić jeden przetarg, jak można zrobić trzy?

Kolejny „klasyk” to sprzedanie przez miasto, jakiegoś „bezużytecznego” terenu jakiejś osobie (spoza samorządu oczywiście). Za rok okazuje się, że owy bezużyteczny teren jest idealnym miejscem choćby na supermarket, który może tam stanąć, bo uwzględnia to zmieniony właśnie plan zagospodarowania przestrzennego i jakaś osoba sprzedaje ten teren z kilkudziesięciokrotnym zyskiem. Tylko że te pieniądze nie trafiają już do miejskiej kasy. Gdzie trafiają? Korupcję udowodnić jest bardzo trudno, ale znacznie łatwiej udowodnić niegospodarność i tym tropem powinni pójść choćby nowo wybrani samorządowcy, którzy chcą odbudować społeczne zaufanie do swojej funkcji, a nie wątpię, że są i tacy.

Władza czy służba

Każde kolejne wybory nasilają antykorupcyjne deklaracje startujących w nich ugrupowań. Po wyborach sprawa na ogół nieco przysycha, a zawsze ewoluuje. Pomysły powołania Urzędu Antykorupcyjnego może u pogodnych ludzi budzić jedynie śmiech, u czarnowidzów — zgrozę.

Raporty NIK to lektura na długie wieczory, a ich niemoc sprawcza stała się już przysłowiowa.

Pojawia się pytanie, czy w polskim parlamencie jest dość siły na to, aby realnie ograniczyć przynajmniej nielegalne korzyści ze stanowisk, o które tak bardzo zabiega bezpośrednie partyjne zaplecze, a tym samym poskromić korupcję?

— Brak woli rządzących, który jest bezpośrednim następstwem uwikłania polityków w sferę gospodarczą . Każdy ma jakiegoś kolegę... — odpowiada Julia Pitera.

Jej zdaniem, do zmiany tego status quo potrzebna jest zmiana ordynacji wyborczej na większościową w okręgach jednomandatowych.

Grażyna Kopińska zapytana o to, które siły w parlamencie rzeczywiście chcą walczyć z korupcją, woli mówić raczej o osobach czy pewnej grupie posłów. Wymienia Ludwika Dorna, jako posła stale dyżurującego i wprowadzającego antykorupcyjne poprawki do wielu ustaw, jak choćby tej o wyborach do samorządu lokalnego. Wymienia Janusza Wojciechowskiego, byłego prezesa NIK, który rzeczywiście poznał problem od podszewki.

Nadziei doszukuje się w rosnącej świadomości obywatelskiej i większej dojrzałości polityków, którzy będą budować swoje kariery na czas dłuższy niż jedna kadencja.

— Pytałam Szwedów, jak oni to robią, że u nich korupcja jest tak znikoma. Odpowiadali, że mają za sobą 200 lat apolitycznej, odpowiedzialnej jedynie przed państwem klasy urzędniczej — mówi.

Służbę cywilną wprowadził w Polsce rząd premiera Buzka. Obecny praktycznie to storpedował już na początku swojej kadencji, obsadzając bez konkursów wiele stanowisk. Usprawiedliwiał się tym, że ustawa gwarantowała stanowiska ludziom obsadzonym przez rząd poprzedni!

Propozycja złamania solidarności dającego i biorącego (teraz zagrożeni tą samą karą) poprzez karanie jedynie biorącego łapówkę ma tyleż samo przeciwników co zwolenników. Przeciwnicy boją się prowokacji i szantażowania urzędników. Zwolennicy mówią, że wielu daje łapówki, bo musi.

— Na przykład, ktoś wziął kredyt i jeśli urzędnik blokuje mu jakieś pozwolenie, to „leży” i „daje” choć nie chce — mówi Julia Pitera.

Obawy i jednych, i drugich rozstrzygałby w tym wypadku sąd, a kwestia warta jest rozważenia.

Banita czy obywatel

Jeśli ktoś myśli, że korupcja zupełnie go nie dotyczy, to jest w wielkim błędzie. Nawet nie dlatego, że życie może go kiedyś postawić w sytuacji bez wyjścia. Korupcja to problem społeczny, tak samo jak na przykład bezrobocie, i płacą za nią wszyscy. Dziesięć procent odpalone decydentowi nie znika, tylko wpada w koszt inwestycji i to podwójnie. Pierwszy raz, kiedy za to płacimy z publicznych pieniędzy. Drugi, jeśli jakość towaru czy usługi nie odpowiada wymaganiom. To jest właśnie druga twarz korupcji — niechlujstwo. Sprzedający przetarg urzędnik nigdy nie będzie w stanie w pełni wyegzekwować jakości zleconej pracy, no bo niby jak?...

Jako że stale narzekamy na brak zachodnich inwestycji, musimy także zdawać sobie sprawę z tego, że tak zwany poziom korupcji również nie pozostaje tu bez wpływu. Jeśli kolejna firma zmieniła swoje plany i uciekła do Czech czy na Węgry, to opatrzone jest to z reguły komunikatem: brak infrastruktury, niestabilne i niejasne polskie prawo, opieszałość urzędników przy podejmowaniu decyzji. Kulisy takich decyzji czasami bywają trochę inne.

Wyjątkowo mało inwestują u nas Amerykanie, a możliwości mają przecież ogromne. Ogromne kłopoty sprawia im też „odpalanie działki”.

— Przedstawiciel potężnego amerykańskiego koncernu farmaceutycznego wręcz mi się żalił. Mówił, że Polska jest zbyt dużym rynkiem, aby z niego zrezygnować, ale oni startują z gorszej pozycji. Gorszej, bo ich prawo gospodarcze ściga za łapownictwo również poza granicami własnego kraju, a większość krajów europejskich u siebie ściga korupcję, ale na łapówki „na wyjeździe”, na przykład w Polsce, przymyka oko — opowiada Grażyna Kopińska.

Biedny Amerykanin...

Biedny także i uczciwy polski obywatel, ale w nim jedyna nadzieja Polski i polskiej demokracji. Jeżeli uczciwi ludzie, którym z moralnością jest do twarzy, odsuną się od życia publicznego i popadną w marazm, to staną się banitami we własnym kraju. Czego byśmy nie powiedzieli o korupcji, to nie ma na nią żadnych cudownych sposobów, a mniej szkody wyrządza ona tam, gdzie obowiązują wysokie standardy moralne życia publicznego. Koniec końców i tak wszystko sprowadza się do dylematu sumienia.

Z tymi dylematami lepiej radzą sobie kobiety, które w opinii badaczy zajmujących się korupcją uchodzą za dużo mniej podatne na tego raka niż mężczyźni. Na przykład, w meksykańskiej policji drogowej jedynie panie mogą wypisywać mandaty.

Może minister Janik, zamiast „zaszywać kieszenie” policjantom, skorzysta raczej z meksykańskiego wzorca, a Skarb Państwa być może się wzbogaci.

Jedno jest pewne, że po takiej zmianie, przynajmniej kierujące panie będą płacić częściej niż obecnie.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama