Przeludnienie? Wręcz przeciwnie, jeśli trend się utrzyma, ludzkość wymrze w nadchodzącym wieku

Dane demograficzne, zarówno z Polski, jak i całego świata pokazują jasno: prognozy przeludnienia, którymi szafowano 50 lat temu, całkowicie się nie sprawdziły. Ludzkości zagraża obecnie całkowicie przeciwny proces: postępująca w olbrzymim tempie depopulacja. Prof. Nicholas Eberstadt przebadał dogłębnie jej przyczyny, odkrywając to, co jest najgroźniejszym czynnikiem, który zatruł już cały świat.

Dane, wynikające z dokumentu, który trafił właśnie do Sejmu, ukazują jak wielki jest problem depopulacji w naszym kraju. Niestety program 500+ nie przyczynił się znacząco do powstrzymania tego trendu. Można wręcz powiedzieć, że program „Rodzina 500 plus” poniósł całkowitą porażkę, jeśli chodzi o wskaźnik urodzeń (choć z pewnością przyczynił się do poprawy bytu części rodzin, które już mają dzieci). Jedynie w pierwszych latach (2017-2018) zanotowano wzrost urodzeń, później jednak nastąpił dramatyczny spadek. W 2023 roku urodziło się tylko 272,5 tysiąca dzieci, czyli o 35,5 tys. mniej, niż przewidywały prognozy demograficzne GUS w niskim wariancie niskim.

„Dramatycznie niska dzietność jest wypadkową zmniejszającej się liczby kobiet w wieku rozrodczym oraz współczynnika dzietności i przeciętnej liczby urodzonych dzieci” – pisze dzisiejsza Rzeczpospolita. Nieporozumieniem jest jednak przypisywanie demograficznej porażki takiej czy innej partii w Polsce. Nasz kraj jest bowiem częścią ogólnoświatowego trendu, który analizuje dogłębnie w „National Affairs” prof. Nicholas Eberstadt. Gdyby próbować streścić w jednym zdaniu wyniki tej analizy, brzmiałoby ono następująco: „żaden czynnik społeczny, ekonomiczny czy też polityczny nie obecnie ma takiego wpływu na demografię, jak negatywna postawa kobiet wobec macierzyństwa. Korelacja niskiej dzietności oraz anty-natalistycznej mentalności kobiet wynosi niemal 1:1”.

W swoim artykule Eberstadt pisze:

Wraz ze spadkiem liczby urodzeń, coraz więcej społeczeństw zmierza ku erze wszechobecnej i bezgranicznej depopulacji, która ostatecznie obejmie całą planetę. Przed nami świat składający się z kurczących się i starzejących społeczeństw. (...) Ze względu na nieubłagany spadek płodności, struktury rodzinne i układy życiowe, które do tej pory wyobrażano sobie tylko w powieściach science fiction, staną się powszechnymi, zwyczajnymi cechami codziennego życia.

Nie ma na świecie takiego programu społecznego, który byłby w stanie odwrócić ten trend. To nie kwestia „porażki 500+”, ale socjologiczna niemożliwość. Zasiłki, budowanie żłobków i przedszkoli nie pomogą, gdy same kobiety nie chcą mieć dzieci.

Jak dotąd rządowe próby zachęcania do rodzenia dzieci nie zdołały przywrócić współczynników dzietności do poziomu zastępowalności pokoleń. Przyszła polityka rządowa, niezależnie od jej ambicji, nie powstrzyma wyludnienia. Kurczenie się światowej populacji jest niemal nieuniknione.

Zapowiedzi, czy wręcz przestrogi demografów z lat 1960-tych okazały się całkowicie mylne. Owszem, wtedy akurat, w okresie powojennym, doświadczaliśmy urodzeniowego boomu. Wkrótce jednak trend ten się odwrócił.

Globalna dzietność spadła od czasu eksplozji populacyjnej w latach 60. ubiegłego wieku. Przez ponad dwa pokolenia średni poziom dzietności na świecie nieustannie spadał, a jeden kraj po drugim dołączał do tego spadku. Według Departamentu Ludności ONZ, całkowity współczynnik dzietności dla całej planety wynosił w 2015 r. tylko połowę tego, co w 1965 roku. Według obliczeń UNPD, w tym okresie w każdym kraju odnotowano spadek liczby urodzeń.

Wiadomo, że dla zachowania populacji współczynnik dzietności musi wynosić powyżej 2,1 dziecka na kobietę. Tymczasem, jak podaje ONZ, obecnie około dwóch trzecich populacji świata żyje w krajach, w których współczynnik ten jest niższy. Dotyczy to zarówno krajów bogatych, jak i biednych. Nawet Azja, która kojarzy nam się z nieustannym wzrostem ludności, doświadcza tego zjawiska.

Do 2023 r. poziom dzietności w Japonii spadł o 40% poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, w Chinach o ponad 50% poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, na Tajwanie o prawie 60% poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, a w Korei Południowej o szokujące 65% poniżej poziomu zastępowalności pokoleń.

Problem dotyczy nawet najludniejszego państwa świata – Indii. Jedynie Bangladesz balansuje na krawędzi między wzrostem a spadkiem populacji.

Być może świat uratuje Ameryka Łacińska i Karaiby? Niestety nie. Dzietność na tym obszarze wynosi 1,8. Na Kubie i w Chile jest ona równa 1,1. Co w takim razie z Afryką i Bliskim Wschodem? Cała Afryka Północna i Bliski Wschód również doświadczają tego samego zjawiska. Stricte islamski Iran zmaga się z nim już od ponad ćwierć wieku. O Europie nie ma nawet co mówić – tu wskaźniki wynoszą w okolicy jednego dziecka na kobietę, z pewnymi wahaniami w zależności od kraju.

Przeludnienie? Wręcz przeciwnie, jeśli trend się utrzyma, ludzkość wymrze w nadchodzącym wieku

Jedynie dwa regiony doświadczają populacyjnego wzrostu: USA, które według szacunków demografów osiągnąć demograficzny szczyt w 2080 r. oraz Afryka subsaharyjska. To jedyny obszar, który mógłby ocalić świat przed wyludnieniem: tu płodność wynosi obecnie 4,3 dziecka na kobietę. Ale i tu współczynnik ten spada: w latach 1970-tych wynosił 6,8.

W skali całego świata, zgodnie z szacunkami UNPD:

Prognozy dotyczące wariantu średniego przewidują globalną płodność na poziomie zaledwie trzech procent powyżej progu zastępowalności pokoleń, a prognozy dotyczące niskiego wariantu – dolna granica przewidywanych wyników – szacują, że planeta znajduje się już osiem procent poniżej tego poziomu. Możliwe, że ludzkość spadła już poniżej ogólnoświatowego wskaźnika zastępowalności pokoleń.

To twarde dane. Trzeba jednak pytać także o przyczyny. Tradycyjnie mniejszą dzietność przypisywano większemu bogactwu i silniejszej urbanizacji społeczeństw. Obecnie badania wskazują jednak, że zjawisko dotyczy nie tylko społeczeństw bogatych, ale także bardzo ubogich, takich jak Myanma czy Nepal.

Teorii na temat przyczyn depopulacji jest wiele. Jak zauważa Eberstadt:

W okresie powojennym opublikowano prawdziwą bibliotekę badań na temat czynników, które mogłyby wyjaśnić spadek płodności, który nabrał tempa w XX wieku. Spadek śmiertelności niemowląt, większy dostęp do nowoczesnej antykoncepcji, wyższe wskaźniki edukacji i alfabetyzacji, wzrost udziału kobiet w sile roboczej i status kobiet – wszystkie te potencjalne determinanty i wiele innych były szeroko analizowane przez naukowców. Jednak uparte wyjątki z życia wzięte zawsze uniemożliwiały tworzenie jakichkolwiek żelaznych społeczno-ekonomicznych uogólnień na temat spadku płodności.

Jak to często bywa, najciemniej jest pod latarnią. Najbardziej oczywista przyczyna umykała uwadze naukowców. Jednak w końcu znalazł się ktoś, kto powiedział: „król jest nagi”, wyrażając na głos coś, co powinno być wręcz oczywiste:

W 1994 roku, ekonomista Lant Pritchett odkrył najważniejszy czynnik przewidywania płodności. Ten decydujący czynnik można wyrazić prostym sformułowaniem: «czego pragną kobiety». Ponieważ dane ankietowe zwykle koncentrują się na preferencjach kobiet dotyczących płodności, a nie na preferencjach ich mężów lub partnerów, naukowcy wiedzą znacznie więcej o pragnieniu posiadania dzieci przez kobiety niż przez mężczyzn. Pritchett ustalił, że na całym świecie istnieje korelacja prawie jeden do jednego między krajowymi poziomami płodności a liczbą dzieci, które kobiety chcą mieć – zgodnie z badaniami statystycznymi. Odkrycie to podkreśliło kluczową rolę woli – ludzkiej sprawczości – we wzorcach płodności.

Aha! – można by rzec. A więc, koniec końców to nie żaden determinizm, nie żadne kwestie socjoekonomiczne, nie polityka rządowa, ale mentalność ma kluczowe znaczenie w tak istotnych kwestiach jak podejmowanie decyzji o urodzeniu (kolejnego) dziecka! Innymi słowy, rację miał bł. Paweł VI, gdy w encyklice „Humanae vitae” zwracał uwagę na problem mentalności antykoncepcyjnej. Rację miał też św. Jan Paweł II, gdy w „Evangelium vitae” pisał o „cywilizacji śmierci”. Eberstadt nie odwołuje się do kościelnych autorytetów, ale jego spostrzeżenia pokrywają się z tym, co pisali dwudziestowieczni papieże. Odnotowuje jednocześnie to, co jest ewidentne z punktu widzenia socjologii:

Widać na przykład, że w społeczeństwach na całym świecie trwa rewolucja w rodzinie – w tworzeniu rodziny, a nie tylko w rodzeniu dzieci. (...) Oznaki tej rewolucji obejmują to, co naukowcy nazywają „ucieczką od małżeństwa”, w której ludzie pobierają się w późniejszym wieku lub wcale; rozprzestrzenianie się konkubinatu pozamałżeńskiego i tymczasowych związków (...).  Z pewnością wiara religijna – która generalnie zachęca do małżeństwa i wychwala wychowanie dzieci – wydaje się słabnąć w wielu regionach, w których liczba urodzeń spada. Z drugiej strony, ludzie coraz bardziej cenią sobie autonomię, samorealizację i wygodę. A dzieci, ze względu na wiele radości, są kwintesencją niewygody.

Otóż to. Gdyby sięgnąć do publikacji Mary Eberstadt (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa – jest ona małżonką Nicholasa), jasne staje się, że gdy w danej populacji słabnie wiara, słabnie też rodzina – i vice versa. Upraszczając, można powiedzieć: silna rodzina to rodzina, w której jest silna wiara, słaba rodzina – to rodzina pozbawiona wiary. Czy jest w tym coś dziwnego? Gdy nasza perspektywa zawęża się do rzeczywistości doczesnej, skupiamy się na tym, co doczesne: na sukcesie zawodowym, przyjemnościach życiowych, wygodzie. Gdy perspektywa rozszerza się ku wieczności, chwilowe przyjemności i ziemskie zaszczyty stają się mniej ważne, mniej istotne stają się też życiowe niewygody. Życie bez wiecznej perspektywy jest smutne. Można co najwyżej powiedzieć: „carpe diem”, ale koniec końców wszystko zmierza do śmierci. Życie z perspektywą wieczności jest pełne optymizmu – wszystko zmierza do życia. W tej perspektywie posiadanie dzieci jest radością. W optyce przyziemności – jest trudem i niewygodą. Po co rodzić dzieci, jeśli mają doświadczać tego samego trudu, co my i w końcu umrzeć. Świat wybiera dziś niestety cywilizację śmierci, wraz z jej pesymistyczną wizją rzeczywistości.

Jakie są perspektywy tej cywilizacji?

Według niektórych prognoz, do 2050 r. ponad 130 krajów na całej planecie będzie częścią rosnącej strefy śmiertelności netto – obszaru obejmującego około pięciu ósmych przewidywanej populacji świata. Kraje o śmiertelności netto pojawią się w Afryce Subsaharyjskiej do 2050 r., począwszy od Republiki Południowej Afryki. Gdy społeczeństwo wejdzie w strefę śmiertelności netto, tylko ciągła i stale rosnąca imigracja może powstrzymać długoterminowy spadek populacji.

Oznacza to zmniejszanie się siły roboczej, zapaść ekonomiczną, zapaść naukową, zapaść społeczną. Oznacza to także armię emerytów, których nie będzie komu utrzymać. Korea Południowa, która dla wielu była wzorcem ekonomicznego i społecznego „postępu” w przeciągu kilkudziesięciu lat praktycznie zniknie z powierzchni ziemi:

Obecne prognozy sugerują, że do 2050 r. w Korei Południowej na każde urodzenie przypadać będą trzy zgony. Według niektórych prognoz UNPD, mediana wieku w Korei Południowej zbliży się do 60 lat. Ponad 40 procent populacji kraju będą stanowić seniorzy; więcej niż jeden na sześciu mieszkańców Korei Południowej będzie w wieku powyżej 80 lat. W 2050 roku w Korei Południowej urodzi się zaledwie jedna piąta dzieci w porównaniu z 1961 rokiem. Na każdego seniora przypadać będzie zaledwie 1,2 osoby w wieku produkcyjnym. Jeśli obecne trendy w zakresie płodności w Korei Południowej utrzymają się, populacja tego kraju będzie nadal spadać o ponad trzy procent rocznie – o 95 procent w ciągu stulecia. To, co dzieje się w Korei Południowej, stanowi przedsmak tego, co czeka resztę świata.

Koniec końców, jest tylko jeden sposób, aby zatrzymać ten alarmujący trend. Jest to radykalna zmiana mentalności, stanowcze odrzucenie trucizny, którą niesie ze sobą cywilizacja śmierci i opowiedzenie się za życiem. Świat potrzebuje dziś nie tyle „nawrócenia ekologicznego”, co „nawrócenia” w ogóle. Nawrócenia, które przyjmie Bożą wizję człowieka, Bożą wizję rodziny, a w dalszej kolejności – także Bożą wizję ziemi, jako miejsca, za które jesteśmy odpowiedzialni, ale którym nie jesteśmy zdeterminowani. To jedyny sposób, aby uniknąć populacyjnej zagłady ludzkości.

Źródło: https://www.foreignaffairs.com/world/age-depopulation-surviving-world-gone-gray-nicholas-eberstadt

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama