Dziewictwo, pełnia miłości

Fragment książki "Psychologia i życie konsekrowane", omawiającej podstawy psychologiczno-antropologiczne życia konsekrowanego (rozdział piąty)

Dziewictwo, pełnia miłości

Benito Goya

Psychologia i życie konsekrowane

Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa
grudzień 2004
Wydanie 1
ISBN 83-7119-190-1


5. Dziewictwo, pełnia w miłości



“Czystość nie jest cnotą, podobnie jak nie jest nią niedożywienie” – twierdził Reich i proponował wyzwolenie seksualne jako królewską drogę do wyzwolenia miłości i człowieczeństwa oraz do autentyczności i dojrzałości ludzi dorosłych.

W niektórych środowiskach o celibacie i samotności uczuciowej jako aspektach wzbogacających osobowość nie można nawet wspominać. Instynktowna skłonność do gloryfikowania i absolutyzowania miłości pożądania odwróciła hierarchię wartości. Instynktowny i emocjonalny egoizm rodzi chęć panowania nad osobą, której się pragnie, i sprowadzenia jej do obiektu własnego niespokojnego poszukiwania szczęścia. Jednocześnie powoduje niezdolność do zrozumienia życia zogniskowanego na pełnym i bezinteresownym oddaniu siebie, dla budowania powszechnego braterstwa.

Niezależnie od tego niezrozumienia ślubu, można zwrócić uwagę na zalew pornografii, który nie sprzyja bynajmniej pogodnemu i właściwemu środowisku do przeżywania czystości. Jak nigdy dotąd zachodzi konieczność życia nią w duchu kontrkultury i rozumienia czystości jako świadectwa zapomnianych wartości wiecznych, choć realnie obecnych w społeczeństwie. Tak więc przywołując bardzo zróżnicowane motywacje, coraz częściej pojawiają się dziś również “kluby czystości”, które tworzą ludzie młodzi, głoszący z mocą całemu światu: “Jestem dziewicą i szczycę się tym”, albo “czyste jest piękne”.

Jednocześnie formułuje się zarzuty dotyczące skutków tego ślubu, zwłaszcza w kręgach psychoanalitycznych. Papież Paweł VI w swej encyklice o celibacie kapłańskim, zebrał tego rodzaju zarzuty, pisząc:


Są tacy, którzy utrzymują, że kapłan z powodu swego celibatu znajduje się w nieustannej sytuacji fizycznej i psychicznej, szkodliwej dla równowagi i dojrzewania jego osobowości ludzkiej; zdarza się – powiadają – że często kapłan popada w oziębłość i pozbawia się ciepła ludzkiego, pełnej wspólnoty życia i losu z resztą swoich braci i jest zmuszony do samotności będącej źródłem goryczy i zniechęcenia.

Czyż wszystko to nie wskazuje aby na niesprawiedliwy przymus i niewybaczalną pogardę dla wartości ludzkich pochodzących z Bożego dzieła stworzenia i włączonych w dokonane przez Chrystusa dzieło odkupienia? (SCI, 10).


Biorąc pod uwagę te i inne pytania, następujące aspekty dziewictwa wymagają, jak się wydaje, objaśnienia psychologicznego: jego stosunek do miłości chrześcijańskiej i dojrzałości ludzkiej, do samotności uczuciowej i do ewentualnych sytuacji kryzysowych, które mogą powracać przez całe życie.


W dynamice miłości


Pierwsze wyjaśnienie dotyczy refleksji nad wyborem dziewictwa po linii ideałów lub wartości pozytywnych. Jest ono opowiedzeniem się za drogą miłości, zaspokajającej podstawowe potrzeby osoby ludzkiej; “jest darem Jezusa (...) znakiem umieszczonym w miejscu, jakie mu przysługuje wśród innych wartości ewangelicznych”.

Wybór celibatu nie jest więc najpierw czymś, co miałoby za zadanie wypełnić braki i niedostatki uczuciowe albo zamknięciem się na miłość ludzką – podobnie jak ktoś, kto wstępuje w związek małżeński, nie czyni tego w celu przeciwstawienia się innym możliwościom – lecz jest to “tak” powiedziane miłości oblubieńczej do Chrystusa, któremu towarzyszą zdecydowane i jasne motywy ewangeliczne. Z pewnością na początku wybór ten będzie raczej słaby i kruchy, jednak spotkanie z miłością oblubieńczą do Chrystusa umocni go i uwolni od podniet cielesnych i otworzy na wzniosłości ducha.

Aby przeżyć to doświadczenie, koniecznym będzie poznanie w rodzinie, co znaczy kochać i być kochanym, odczucie w tej czy innej chwili atmosfery akceptacji i zrozumienia. Lecz jeśli w ogóle doświadczenie miłości ma znaczenie istotne dla dojrzałej osobowości, to osobiste odkrycie miłości Bożej jest tym bardziej nieodzowne dla dynamicznej miłości. Można bowiem kochać tylko to, co się poznało jako piękne, dobre i prawdziwe. Z drugiej strony decyzja całościowa i ostateczna może kierować się tylko motywami silnymi, opartymi na głębokim doświadczeniu jedynej osobowej miłości Chrystusa.

Jednocześnie jednak droga celibatu, jak każda droga ludzka, jest czymś niedoskonałym i postępującym. Z pewnością nie może zabraknąć od samego początku pragnienia pełnego rozwoju. Jednak ten cel osiąga się wyłącznie po długim proce  sie wzrostu, który nie jest zresztą linearny, lecz falowy i może mieć swoje momenty cofania się i zastoju, pustki bądź zaciemnienia tożsamości, jak również chwile oświecenia i pełni.

Poza tym, według teorii rozwojowej Eriksona, wymagania tego ślubu przejawiają się różnie w różnych okresach życia. Czystość młodzieńca dwudziestopięcioletniego nie będzie taka sama jak czystość czterdziestolatka. Jego stan fizjologiczny, sytuacja psychologiczna i emocjonalna oraz wrażliwość znacząco zmieniają się w różnych okresach dojrzewania. W wieku dwudziestu lat może dominować potrzeba komunikacji, współdzielenia się, wymiany doświadczeń i uczuć. W czterdziestym roku życia pojawia się silne pragnienie obecności fizycznej, bliskości i macierzyństwa bądź ojcostwa.

Ponieważ ta cnota lub “rada skierowana jest w szczególny sposób do miłości ludzkiego serca”, staje się także “wskazaniem na ową szczególną możliwość, jaką dla ludzkiego serca, serca mężczyzny bądź kobiety, jest oblubieńcza miłość Chrystusa” (RD, 11). W każdym momencie nieodzowne będzie odwołanie się do tego znaczenia celibatu, które by wartościowało powodowane miłością oddanie się Chrystusowi i braciom i które by ożywiało każe spotkanie i każdy kryzys życiowy. Prawdziwa miłość stanowi radykalny bodziec, który uzasadnia wszelkie wyrzeczenia i popycha ku prawdziwej pełni ludzkiej.



W dojrzałości psychiczno-uczuciowej


Aby potwierdzić, że chodzi nie tyle o abstrakcyjną teorię, ile o ogólną sytuację organizmu, zwykło się twierdzić, że nie ma celibatu, ale osoby bezżenne. Dlatego trzeba koniecznie uwzględnić konkretną rzeczywistość podmiotową: dojrzałość lub niedojrzałość w zasadniczy sposób wpływają na interpretację faktów i na reakcje, jakie powstają w osobie powołanej. Na przykład, w przypadku słabości seksualnej, rozmaite “badania naukowe wykazują, że tylko dla 17 procent badanych kobiet i 23 procent badanych mężczyzn seks sam w sobie jest problemem głównym”. Inne czynniki, jak napięcie, melancholia, frustracja i trudności w relacjach międzyosobowych stanowią prawdziwą przyczynę własnych trudności.

Z drugiej strony, według badań przeprowadzonych przez Rullę, 60 – 80 na stu seminarzystów w momencie przekroczenia progu domu formacyjnego prezentowało motywacje nieuświadamiane, utylitarne i samoobronne, które im utrudniały prawdziwe przyswojenie sobie wartości powołaniowych, z poważnymi konsekwencjami dla dojrzałości i przyszłej skuteczności.

Wobec tych i innych racji logiczne wydaje się wymaganie II Soboru Watykańskiego tyczące przyjęcia kandydatów. “Przez mądrze zaplanowane kształcenie – stwierdza Sobór – należy w alumnach doskonalić także należytą dojrzałość osobową, którą potwierdza pewna wewnętrzna stałość, zdolność do podejmowania rozważnych decyzji i właściwy sposób osądzania zdarzeń i ludzi” (DFK, 11). W nowym zaś Kodeksie Prawa Kanonicznego czytamy: “Ponadto do przyjęcia wymaga się, aby kandydat miał dojrzałość konieczną do życia właściwego danemu instytutowi” (KPK, kan. 721, par. 3). Sobór nalega też na potrzebę osiągnięcia “należytej dojrzałości psychicznej i uczuciowej” (DZ, 12) jako naturalnej podstawy, na której będzie mogła wznieść się bezpiecznie i pewnie budowla dojrzałości powołaniowej i duchowej.


Wymaganie odpowiedniej dojrzałości psychologicznej


Refleksja ogranicza się do tego aspektu dojrzałości, który wydaje się podstawowy i niezbywalny: znajomości samego siebie. Na pierwszy rzut oka – jeśli wziąć pod uwagę, jak wiele godzin poświęca się na ogół na poznanie i akceptację samego siebie: ćwiczenia duchowne, rekolekcje, rachunki sumienia, rozeznanie wspólnotowe – wybór ten mógłby się wydawać zbędny. Psychologia ogólna potwierdziła także wśród studentów uniwersytetów przekonanie o znajomości samego siebie znacznie przekraczającej średnią.

Jednakże badania przeprowadzone w domach formacyjnych przykro zaskakują: ujawniają, że postępy w głębokim poznaniu siebie są nikłe. Czteroletnia formacja przynosi zaledwie 3-4 procent poprawy. Trzeba więc stwierdzić, że skuteczność dojrzałościowa formacji pozostawia w wielu środowiskach wiele do życzenia.

Brak wiedzy o sobie, szczególnie nieznajomość podświadomych motywacji, jest przyczyną przeszkód zauważanych u dwu trzecich kandydatów do interioryzacji wartości powołaniowych i do przezwyciężenia trudności w trwaniu na drodze duchowej. Stają się oni łatwym łupem tych nierozpoznanych mocy, ponieważ można kontrolować lub zmieniać tylko to, co się zna.


Pociąga to za sobą skuteczność i kreatywność raczej niskie na płaszczyźnie praktycznej oraz obecność stosunkowo wysokiej liczby “dekowników”, to jest “osób, które uwiły sobie gniazdko w życiu zakonnym” i które w zakresie apostolstwa dają z siebie znacznie mniej niż by mogły. Przeszły one przez formację “tak jak się przechodzi przez tunel: wychodzi się, tak jak się weszło, ponieważ wiele trudności osobowych, jako utrwalonych w podświadomości, umknęło uwadze zarówno podmiotów, jak moderatorów”.

Początkowy zapał kandydatów, który pozostawiał w cieniu ich braki osobowościowe, gaśnie po czterech lub pięciu latach życia w powołaniu i mogą wtedy pojawić się trudności w życiu wspólnotowym. Przeszkadzają one w otwartym dialogu i powodują antagonizmy, będąc źródłem nieustannego niezadowolenia, zawiści lub szemrania, które obarczają dodatkowym ciężarem życie bliźniego.

Motywacje podświadome, leżące u podstaw braków i wpływające na sposób funkcjonowania mechanizmów obronnych, są odpowiedzią na podwójną potrzebę osoby: potrzebę wynagrodzenia zastępczego i potrzebę obronnej ucieczki własnego “ja”. Wynagrodzenie zastępcze spełnia funkcję typu utylitarnego: służy do zaspokojenia pośrednio podświadomego braku. Może przejawiać się na różne sposoby: w chęci służenia, po to, by zyskać uznanie; w okazywaniu szczególnej miłości, rozumianej jako środek do zaspokojenia potrzeby akceptacji i podległości bądź zależności; w pragnieniu posiadania większej wiedzy niż inni, aby okazać swoją wartość i wyższość nad nimi. Są też inne, podobne sposoby, które nakłaniają do poszukiwania egocentrycznej realizacji i osobistego sukcesu.

Natomiast ucieczka obronna zmierza do ukrycia nieuznawanych konfliktów osobowych. Może to być schronienie się w posłuszeństwo z obawy przed odpowiedzialnością albo poszukiwanie życia wspólnotowego rozumianego jako ucieczka przed niepewnością, samotnością bądź małżeństwem ze strachu przed drugą płcią, co może wystąpić u osób, które doświadczyły wcześniej jakiejś formy gwałtu seksualnego. W swym funkcjonowaniu jest ona ukierunkowana na zachowanie szacunku podmiotowego i kryje poważną groźbę immobilizmu w rutynowym życiu, który unika wszelkich nowych zadań osobistych i wspólnotowych.


Wymaganie pewnej dojrzałości uczuciowej


Wyrażenie “dojrzałość uczuciowa” uważa się często za synonim dojrzałości ogólnej; tutaj posługujemy się nim w znaczeniu szczególnym: chodzi o jeden ze składników pełnej dojrzałości, którego zadaniem jest zespolenie płaszczyzny uczuciowo-seksualnej z ogólną dynamiką osobowości i miłości bezżennej. W tym sensie obejmuje to, co dotyczy uczuciowości: stabilność emocjonalną i zdolność do serdecznych relacji z innymi. Stosując terminologię humanistyczną, dojrzewanie uczuciowe charakteryzuje się jako koncentrację lub integrację wszystkich uczuć, namiętności i emocji bądź ukierunkowanie ich ku własnemu ideałowi, unikając postaw niezgodnych i sprzecznych, na przykład bycia wielce uprzejmym na zewnątrz, a nieznośnym we własnym domu.

Chodzi o dojrzałość, która nie urzeczywistnia się nigdy w stanie doskonałym i ostatecznym. Przeciwnie, jest ona skutkiem pewnej stałej dynamiki wewnętrznej i poszukiwania równowagi, której się nigdy nie osiąga w pełni. Wymaga akceptacji i koncentracji płciowości, która jest wartością pozytywną, rozciągającą się na wszystkie przejawy życia.

Ten wymiar uczuciowo-emocjonalny charakteryzuje się niezwykłym potencjałem energetycznym i oddziaływuje na cały organizm, przekazując mu swój nastrój i swoje osobliwości dynamiczne, często stanowiąc przyczynę zmęczenia, problemów fizycznych i psychicznych oraz trudności w relacjach międzyosobowych. W tym najważniejszym sektorze osobowości około dwie trzecie (70 procent) dorosłych w cywilizacji zachodniej (statystyki sporządza się tylko w tych krajach) znajduje się prawdopodobnie w stanie niedojrzałości uczuciowej. Tłumaczy to nacisk formacyjny na rozwój zdrowej i dojrzałej uczuciowości.

Na polu życia konsekrowanego inne niezależne od siebie badania, np. Baarsa i Rulli, podają, że “60-70 procent księży w Ameryce Północnej i Europie to ludzie uczuciowo niedojrzali”.

Na podstawie tych i innych analiz można przewidywać, że mniej więcej dwie trzecie osób konsekrowanych przejawia niedojrzałość uczuciową, nie odkupioną ani nie przezwyciężoną przez miłość Chrystusa. Dlatego dokumenty soborowe i inne dokumenty kościelne kładą nacisk na konieczność osiągnięcia dojrzałości uczuciowej, a więc pewnego bezpieczeństwa emocjonalnego, opartego na obiektywnej znajomości samego siebie, które by umożliwiło konsekrację pełną ciepła ludzkiego i całkowicie otwartą na miłość Bożą.

Takie dojrzewanie uczuciowe osiąga się dzięki dwom ważnym momentom rozwoju emocjonalnego:

* do czasu dojrzałości płciowej jest to postawa pozostająca w sferze egocentrycznej: ktoś kocha, ponieważ czuje się kochany; zdaje się mówić: “Kocham cię, gdyż potrzebuję ciebie”. Kocha, dopóki czuje się kochany. Chodzi o narcystyczne szukanie samego siebie w okazywaniu uczucia, co jest niejednokrotnie skutkiem niedojrzałości uczuciowej rodziców. Będzie ona obejmować stopniowo przejawy wyższe, w miarę przyswajania sobie i wdrażania w życiu nowych wartości ludzkich i ewangelicznych;

* po osiągnięciu dojrzałości płciowej uczuciowość rozwija się stopniowo w kierunku miłości socjocentrycznej, ześrodkowanej na innych; otwiera się na drugiego, który początkowo będzie tej samej płci. Później pojawia się pociąg do niego/niej, ujawniając radość dawania i uszczęśliwiania go/jej. Człowiek zdaje się mówić “Potrzebuję ciebie, aby cię ubogacić, ponieważ cię kocham”. Staje się coraz bardziej zdolny zrozumieć obiektywnie rzeczywistość drugiego i bezinteresownie kochać, na wzór miłości Boga, nawet jeśli nie zawsze spotyka się z oczekiwaną wzajemnością.


W tym punkcie rozróżnienie między trzema konstytutywnymi wymogami czy płaszczyznami kobiety i mężczyzny – fizjologiczna dojrzałość płciowa, uczuciowa dojrzałość płciowa i psychologiczna dojrzałość płciowa – okazuje się faktem pożytecznym do wyjaśnienia problemów.

FIZJOLOGICZNA DOJRZAŁOŚĆ PŁCIOWA dotyczy anatomii i funkcji organów rozrodczych, zdolności generatywnej, jaką od chwili osiągnięcia dojrzałości płciowej posiada każdy normalnie rozwinięty człowiek. Choć może być zapowiedzią wieku fizjologicznie dorosłego, nie obejmuje automatycznie dojrzałości uczuciowej, która dotyczy z zasady ofiarności, czyli zdolności bezinteresownego oddania siebie. W niektórych zerotyzowanych środowiskach wymiar ten zajmuje uprzywilejowane miejsce i pozbawia znaczenia ludzkiego każdy stosunek seksualny, który – oderwany od swego odniesienia do wymiaru antropologicznego – staje się zaborczy i niszczy osobowość. Płciowość jest wartością istotną i relatywną, ponieważ w wykorzystaniu i użyciu ma wartość o tyle tylko, o ile służy dwu innym wymiarom: uczuciowości i psychologicznej kondycji seksualnej. Dlatego korzystanie z niej ma charakter fakultatywny i można z niej zrezygnować, by móc realizować się pełniej na płaszczyźnie płciowości psychologicznej i uczuciowej. Należy także stwierdzić, że rezygnacja z rozrodczości ze szlachetnych powodów nie naraża na niebezpieczeństwo realizacji osobowości, natomiast otwiera ją na wyższe drogi ducha.

PSYCHOLOGICZNA DOJRZAŁOŚĆ PŁCIOWA, albo dojrzałość antropologiczna jest wymiarem podstawowym i konstytutywnym. Zapoczątkowuje ona “stan” męskości lub kobiecości, które stanowią dwie specyficzne i oryginalne formy realizacji powołania ludzkiego. Bycie mężczyzną lub kobietą nie zależy głównie od rzeczywistości fizjologicznej, ale od płaszczyzny psychologicznej lub ontologicznej, która przenika bez reszty całe “być”.

Fakt ten, jako sposób antropologicznego istnienia, jest absolutnie niepodważalny. Dlatego konsekracja dziewicza winna dokonywać się w duchu poszanowania i umocnienia charakterystycznych cech męskości lub kobiecości, sublimując je w osobowej i oblubieńczej relacji z Chrystusem.

UCZUCIOWA DOJRZAŁOŚĆ PŁCIOWA dotyczy natomiast wymiaru serca, wymiaru kochania i bycia kochanym oraz emocjonalnego bodźca do wzajemnej relacji, głębokiej i przyjaznej, stanowiącej jądro osoby, która, będąc miłością, staje się sobą i doprowadza do pełni te swoje możliwości. Siły uczuciowe są wszechobecne w byciu i działaniu i jako istotnych wymiarów nie sposób ich stłumić. Dlatego celibat nie zamienia się w rezygnację z miłości, ale z jej ograniczeń i tego wszystkiego, co ją odwodzi od jej celu.


Obecność tej altruistycznej miłości ma zasadnicze znaczenie w wyborze każdego stanu życiowego, bezżennego czy małżeńskiego.

Jeśli ktoś – mimo że znajduje się w wieku chronologicznie dorosłym – nadal nie wykazuje zdolności oddania się drugiemu, człowiekowi w potrzebie, złaknionemu uczucia i tkliwości, szybko poczuje się zawiedziony; jego pragnienie nie będzie bowiem nigdy dostatecznie zaspokojone, co doprowadzi go do niezaspokojonego poszukiwania wartości zastępczych, potęgujących poczucie niedostatku i niepokoju. W tym stanie ducha odnowienie swojego wyboru powołaniowego, odbieranego jako ciężar samotności i niezrozumienia, będzie naprawdę bardzo trudną sprawą.

Jeśli natomiast miłość dojrzała, ofiarna i zdolna do bezinteresownego daru z siebie, stanowi naturalną podstawę celibatu, to świat wewnętrzny osoby wkracza na drogę integracji i hierarchicznego podporządkowania się ideałowi, zmieniając się w źródło wyzwolenia serca dla wartości ewangelicznych. Tak staje się autentycznym świadectwem ewangelicznym osoby, mogącej prawdziwie stwierdzić, że jej celibat nauczył ją wzrastać w miłości.

Te trzy wymiary płciowości, wzięte w szerokim sensie, muszą być wzajem zharmonizowane. Płaszczyzna fizjologiczna jest najbardziej zewnętrzna i bezpośrednia i winna funkcjonować w zgodnie z dwiema pozostałymi. Konieczna jest integracja trzech aspektów i takie poprawne funkcjonowanie zapewnia harmonię psychouczuciową w realizacji własnego projektu powołaniowego.


Bezżenność: źródło dojrzałości


W świecie, którego uwaga koncentruje się na seksie, posiadaniu i poszukiwaniu całkowitej niezależności, trzeba niezwłocznie i z całą mocą stwierdzić, że przyjęcie daru Bożego w postaci dziewictwa nie tylko nie stanowi pomniejszenia człowieczeństwa, ale prawdziwie sprzyja pełnej realizacji osobowości ludzkiej i staje się wielkim dobrem dla integralnego rozwoju osoby. Nic z tego, co prawdziwie ludzkie, nie jest obce temu darowi łaski Bożej. Wszelkie obawy, że z powodu wyboru życia bezżennego będzie się niepełnosprawnym czy pomniejszonym w swym człowieczeństwie, są całkowicie bezpodstawne.

Sam Bóg zabiega o pełnię swoich wybranych i jest dla nich wzorem – ideałem integralnej doskonałości: “Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48); taka jest Jego wola względem człowieka. Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Świętej pisze, że jedynym pragnieniem Boga jest “podnieść godność naszej duszy”. Pod tym względem jest wierna swojemu mistrzowi świętemu Janowi od Krzyża, który stwierdza, że najgorętszym pragnieniem Boga jest “jedynie wyniesienie duszy”. Dokonuje On tego, podnosząc duszę aż do swej własnej godności, a więc czyniąc ją “równą sobie; dlatego chce tylko, by ona Go kochała, gdyż właśnie miłość czyni kochającego równym rzeczy kochanej” (Droga, 28,1).

II Sobór Watykański podkreśla, że świadectwo “pełni dzieci Bożych” jest objawieniem Jego chwały, która “polega na tym, że ludzie świadomie, dobrowolnie i z wdzięcznością przyjmują dzieło Boże dokonane w Chrystusie oraz ukazują je całym swoim życiem” (DP, 2). Nadal zachowuje także swą ważność trafna maksyma św. Ireneusza: “Chwałą Boga jest żyjący człowiek”, doskonale komentująca słowa Ewangelii św. Jana: “Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie” (J 15,8).

Nie brak jednak zwolenników hipotezy przeciwnej: że częstsze są przypadki niedojrzałości i neurozy w stanie bezżennym niż w małżeństwie. To prawda, że w przeszłości osoby konsekrowane częściej niż świeccy korzystały z pomocy psychologów. Zależało to jednak od innych czynników, jak to, że zgromadzenia zakonne musiały nieraz borykać się z niedostatkiem, czy fakt, że w miarę rozwoju kulturowego coraz bardziej uświadamiano sobie stosowność takich działań. Można też podważyć takie twierdzenie, opierające się na dostęp  nych badaniach statystycznych, które wykazują niższy procent niedojrzałości w stanie dziewictwa konsekrowanego. Z drugiej strony obserwacje trudności w życiu małżeńskim, które dziś w wysokim stopniu szkodzą wierności i trwałości związku, często potwierdzają tylko liczne oznaki niedojrzałości uczuciowej małżonków.

Czy jednak możemy zadowalać się tym, że owa niedojrzałość nie jest wyższa? Czy “świadectwo pełni dzieci Bożych” jest w tej sytuacji dawane w wystarczający sposób? Przypominając sobie stopień obecności motywacji podświadomych i zaskakującą ich zbieżność z procentowym wyznacznikiem niedojrzałości, powinniśmy raczej stwierdzić, iż czeka nas jeszcze długa droga oczyszczenia, nim osiągniemy zadowalającą dojrzałość.

Należałoby teraz przedstawić cechy dojrzałości, którym wyraźnie sprzyja dziewictwo konsekrowane. Na przykład należałoby podkreślić zdolność rozwijania wspólnoty i braterskich relacji, możliwość zwiększenia skuteczności apostolskiej dzięki uwolnieniu serca od innych zadań, szczególnie zaś wkład w unifikację życia przez ześrodkowanie sił na naśladowaniu Chrystusa. Jednak pozostawiając te sprawy na później, tutaj zwrócimy jedynie uwagę na fakt, iż pomaga ona wzrastać w prawdziwej miłości i w osobowym oddaniu samego siebie.

Czystość sprzyja przede wszystkim zdolności kochania i bycia kochanym, jak też międzyosobowej wymianie uczuć: tego, kto umie kochać, można wręcz nazwać człowiekiem czystym. Ta zdolność kochania jest koniecznością podstawową i dlatego niezbywalną dla każdego człowieka przez cały czas jego życia: każdy powinien czuć się wezwany do urzeczywistniania w życiu tego, kim jest: miłości. Nie wystarczy zadowolenie płynące z dobrego wykonywania zawodu czy pracy. Fakt, że ktoś darzy nas uczuciem, zwłaszcza w przełomowych momentach życia, jest niezbędny dla ludzkiej psychiki tak, jak pokarm dla ciała. Nieuniknione trudności życia stają się bardziej znośne, gdy istnieją zadowalające relacje międzyosobowe.

To ludzkie wymaganie staje się dla chrześcijanina pilną koniecznością odkrycia swojego statusu “dziecka Bożego” i obrazu Boga Miłości, istoty powołanej do wzrastania w miłości na wzór miłości trynitarnej, przez uwalnianie się w Chrystusie od tego wszystkiego, co przynosi jeszcze owoce egoizmu. Świadomość, że jest się przedmiotem osobowej miłości ze strony Boga, oddziaływuje prawdziwie krzepiąco na człowieka. Nie ma większej pewności niż ta, która płynie z przekonania, że zwraca On na nas uwagę, że jest obecny i roztacza nad nami swą opatrzność, napełnia w każdej chwili spokojem oraz pogodą ducha wobec wszelkich przesadnych niepokojów o jutro.

W tym ewangelicznym duchu czystość konsekrowana coraz bardziej wydoskonala zaufanie do Boga i miłość braterską. Ślub ten, przeżywany prawdziwie za przykładem Chrystusa i z pomocą Jego łaski, zwiększa także zdolność przyjęcia brata sercem wolnym i gotowym do pełnego otwarcia się. Pobudza do pełnego oddania tego, kim się jest, i tego, co się ma, na służbę innym, Bogu i braciom, czyniąc się skutecznie bliźnim wszystkich.

W ten sposób dziewictwo nie tylko nie prowadzi do oschłości uczuciowej, “braku ciepła ludzkiego” i ”pełnej wspólnoty życia i losu z braćmi” (SCI, 10), ale zapewnia – przez swój ścisły związek z miłością – doświadczenie miłości konkretnej i widzialnej, zdolne powtórzyć żywe świadectwo pierwszych chrześcijan: “Patrzcie, jak oni się miłują”. Rozwijając charakterystyczne cechy osobowe i różnice psychoseksualne, pełni ono funkcję tworzenia oryginalnych osobowości, rozwiniętych w pełni we wszystkich swych wymiarach.



Trudności i kryzysy


Dziewictwo jest źródłem dojrzałości i harmonii egzystencjalnej osób konsekrowanych; jednak nie sposób osiągnąć tego celu, nie przechodząc przez okresy trudności i kryzysów. Z pewnością każdy jest wezwany do dojrzałości, do pełnego zaspokajania swych podstawowych potrzeb i pełnej integracji swych możliwości uczuciowych. Wszystko to jednak w konsekrowanym dokonuje się przez wyrzeczenie się jednego z podstawowych praw osoby ludzkiej, prawa do ukształtowania ogniska domowego, założenia rodziny, posiadania własnych dzieci, prawa do miłości małżeńskiej przeżywanej w bezpośredniej bliskości z drugą osobą. W tym wyrzeczeniu się można wyróżnić potrójny wymiar: wyrzeczenie się przyjemności seksualnej, miłości małżeńskiej oraz miłości macierzyńskiej i ojcowskiej do dzieci.

Jeśli te dobrowolne wyrzeczenia nie zostaną zastąpione osobistym doświadczeniem Boga i relacją oblubieńczą z Nim, mogą prowadzić stopniowo do pustki uczuciowej i poczucia gorzkiej samotności. Ale nawet jeśli zostaną zastąpione, jeśli do takich szczególnych źródeł kryzysu celibatowego dołączą motywy bliskie każdemu życiu ludzkiemu, jak dysproporcja między najgłębszymi pragnieniami i faktycznie osiągniętymi celami oraz rozmaite rozczarowania wspólnotowe, wyostrza się poczucie pomyłki i rodzi się prawdziwe napięcie wewnętrzne. Jeżeli napięcie to staje się zbyt silne i trwa długo, powstanie niebezpieczeństwo mniej lub bardziej poważnych skłonności neurotycznych. Napięcie psychiczne bowiem, które nie zostaje jakoś rozładowane, oznacza porywczość i może spowodować nadmierną drażliwość lub agresywność. Wszystko to powoduje, że droga osoby konsekrowanej nie jest trwale zabezpieczona przed trudnościami seksualnymi i uczuciowymi i że jej rozwój psychologiczny podlega rozmaitym kryzysom, które normalnie towarzyszą wzrostowi i wyjaśnieniu tożsamości człowieka.

Kryzysy mogą pojawić się w sposób dramatyczny i odznaczać się dużymi różnicami stopnia i natężenia. Alternatywy między ich biegunem pozytywnym a negatywnym zazwyczaj nie rozstrzyga się nigdy w tym czy innym sensie w pełni. Tak czy inaczej, należy mieć nadzieję na osiągnięcie równowagi, w której górę wziąłby aspekt pozytywny. Trudności są różne także w zależności od osób, ich etapów życia, miejsc i środowisk.

E. H. Erikson – co warto w związku z tym podkreślić – akcentuje konieczność i funkcję kryzysów w każdym okresie życia: dzięki nim ujawnia się wyraźne falowanie tożsamości, a w związku z tym następuje też obudzenie najgłębszych energii.

Pełna integracja dokonuje się powoli, dzięki kolejnym syntezom ideału, które pozwalają zgromadzić wszystkie elementy zbieżne tożsamości i odrzucić sprzeczne. Według Eriksona każdy etap życia jest zawsze związany z wszystkimi innymi i wszystkie zależą od rozwoju każdego w swoim czasie. Istnieje napięcie między obecną tożsamością i rozwojem jej kolejnych stanów. Ta wzajemna zależność poszczególnych okresów oznacza najpierw, że elementy wcześniejsze stają się wymiarami obecnego kryzysu. Każde bowiem nowe dopełnienie wymaga ponownego określenia tego, co było wcześniej, a – po drugie – zasada epigenetyczna głosi, że każdy kryzys, nim osiągnie nowy punkt postępowania, jest już obecny – w pewien sposób i antycypacyjnie – w okresie wcześniejszym. Dojrzałość lub niedojrzałość osobowa odgrywają decydującą rolę w pozytywnym bądź negatywnym sukcesie.

Tak czy inaczej, kryzysy nie są zjawiskiem wyłącznie negatywnym. Takie okresy – tak decydujące – mogą być i powinny stać się prawdziwymi okazjami. W języku chińskim na przykład słowo “kryzys” i ”okazja” mają ten sam znak obrazkowy. Takie okresy wyznaczają opatrznościowe przestrzenie łaski i momentów pomocnych do wzrostu duchowego oraz spotkania z sobą samym w sposób głębszy i bardziej autentyczny. Przede wszystkim jednak są sygnałem alarmowym, wskazującym, że ważny okres życia kończy się, kolejny zaś, piękniejszy i otwarty na Boga i bliźnich, natarczywie puka do drzwi.

Konflikty i kryzysy, choć niekiedy wydają się nienormalne i trudne do zniesienia, są nieodłączne od każdego życia ludzkiego i nie mają jedynie negatywnego znaczenia. Adler pisał: “Talent nie może osiągnąć swej pełni bez udziału rozczarowań i urazów psychicznych”.

KRYZYS UCZUCIOWY. Kandydat do życia bezżennego wyrzeka się wszystkiego z młodzieńczą wspaniałomyślnością i rzuca się w przyszłość z całym zapałem swego ducha – podpisując “czek in blanco” – całkowicie zapominając, że główne instynkty ludzkie nie znikają wraz z odpowiednią decyzją woli. Dlatego po jakimś czasie od aktu wyrzeczenia kandydat może doświadczyć niepokojącego poczucia samotności i często ze zdumieniem spostrzega, że jego serce przywiązało się w nieuporządkowany sposób do jakiejś osoby. Jego serce, stworzone do kochania i czucia się kochanym, a niewypełnione jeszcze miłością Bożą, nieoczekiwanie sta  wia wymagania, które uważał już za ostatecznie przezwyciężone, bądź przejawia dziecięce przywiązanie do drugich w postaci niejasnych przyjaźni lub w goryczy serca, gdyż czuje się niezrozumiane i zagubione.

Jeśli kandydat jest sam wobec siebie szczery, będzie to chwila łaski i duchowego wzrostu. Z jednej strony to rozczarowanie pierwszego młodzieńczego idealizmu będzie bogatym doświadczeniem pokory, które każe mu zaufać Bogu w wierze. Z drugiej znajdzie w tym kryzysie zachętę do prześwietlenia swej tożsamości i wyboru powołaniowego, który być może był zbyt utopijny i naiwny, oraz bodziec do odnalezienia na nowo w miłości Chrystusa i własnym ojcostwie duchowym źródła prawdziwej pełni powołaniowej.

Niektórzy ugną się pod ciężarem kryzysu, inni, “rodząc się na nowo”, stworzą nowy styl życia. Tak czy inaczej, uprzednia wiedza o tego rodzaju sytuacjach życiowych jest decydująca dla pozytywnego ich rozwiązania. Paweł VI pisał: “Uczciwe poznanie prawdziwych trudności celibatu jest nader pożyteczne, co więcej, niezbędne dla kapłana, by zdawał sobie w pełni sprawę z tego, czego wymaga jego celibat, aby był prawdziwy i przyniósł korzyść (SCI, 52).

Z drugiej strony wymiar społeczny i kościelny osoby konsekrowanej wymaga w sposób nieodwołalny – by móc rozpoznać sytuację i działanie Ducha Świętego w danej chwili – towarzyszenia braterskiego. Takie wsparcie pomaga zainteresowanemu zrozumieć, że po okresie młodzieńczym, charakteryzującym się często ożywioną aktywnością, nadeszła chwila harmonijnego połączenia “być” i “działać”, chwila zrównoważonego rozwoju wszystkich możliwości ludzkich, szczególnie zdolności kontemplacyjnych, często pozostawionych w cieniu. Konieczne będzie też towarzyszenie mu w odkrywaniu nowych wartości i motywacji ewangelicznych, które przyniosą nową radość z własnego powołania i odnowią chrześcijańską nadzieję, umocnioną słowem Pańskim: “Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,11).



Samotność uczuciowa


Dla wielu mężczyzn i kobiet samotność uczuciowa jest dziś dotkliwym złem życiowym. “Nigdy ludzie nie byli tak solidarni i tak samotni” (P. Claudel). Nie tworzą oni wspólnoty, ale masę nie związanych ze sobą jednostek. Człowiek najbardziej wyizolowany słyszy głosy ze wszystkich stron świata. Łączą go z innymi środki przekazu, radio, telewizja itd., jednak pogrążony w sieci przytłaczających go relacji, jest samotny bardziej niż kiedykolwiek w swoim sercu. Samotność stała się bolesnym doznaniem społeczeństwa poprzemysłowego. Istnieje obecność materialna: nie jest to zatem samotność fizyczna, lecz brak więzi i towarzyszenia: niedostatek obecności, należytej uwagi czy miłości, co określa ostatecznie patologię społeczną samotności.


Samotność wspólna


Są – patrząc od strony ilościowej – samotności wszelakich odcieni: samotność ludzi “samych”, żyjących “w pojedynkę”, jak wdowy, kobiety niezamężne, mężczyźni nieżonaci; samotność “we dwoje”, jak w przypadku małżonków, rodzeństwa, teściowa-synowa; samotność “gromadna”, jak ludzi chorych, starców, żyjących we wspólnocie...

Jednocześnie – patrząc od strony jakościowej – istnieją samotności pozytywne i negatywne. Samotność postrzegana negatywnie – przymusowe pozbawienie kontaktu z osobami bliskimi duchowo, brak poczucia dowartościowania, uznania a zwłaszcza bycia kochanym, niepewność, brak oparcia, rzucenie na igraszkę wydarzeń – jest jedną z najnieznośniejszych i najczęstszych plag naszej cywilizacji. Zazwyczaj zabierając głos na temat samotności, mówimy właśnie o niej. Ujawniają się wówczas samotności dokuczliwe, zamknięte, które wykrzykują własną niedolę, a których nikt nie słucha. Cierpiący chory może żyć wśród swoich bliskich, lecz czuć się jak na pustyni, ponieważ czuje się sam, opuszczony przez wszystkich. “Samotny człowiek zawsze jest w złym towarzystwie”.

Jeśli natomiast chodzi o samotność pozytywną, pożądaną, wybraną i chcianą, jest ona źródłem wewnętrznego bogactwa i obfitych owoców artystycznych, literackich, filozoficznych, wynalazczych, mistycznych. Wielkie dzieła na ogół dojrzewają w samotności. Mnich na pustyni, fizycznie sam, nie jest sam: wraz z całym stworzeniem pozostaje w łączności z Bogiem. Często, jak w przypadku świętych, najbardziej odosobniona samotność okazuje się najbardziej świetlana, twórcza i wzbogacająca jeśli chodzi o naukę i refleksję, modlitwę czy kontemplację. Dlatego Thoreau pisał: “Nie znałem lepszej towarzyszki niż samotność”. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że samotność jest elementem konstytutywnym każdej istoty ludzkiej i tym samym stanowi część jej kondycji. Jest czymś z życia, jak choroba czy starość, obecne – pod różnymi postaciami – w każdym stadium życia. Stanowi wezwanie do odkrycia własnej niepowtarzalnej tożsamości i rozwijania własnych osobowych zasobów. “To w sytuacji samotności odkrywa się zawsze lepiej własną tożsamość i własne możliwości, i dojrzewają wielkie życiowe wybory” (OFCS, 49). Samotność jest normalnym życiowym faktem: “Istnieje samotność konstytutywna, tajemnicza, która należy do naszej kondycji ludzkiej” (OFCS, 49). Jesteśmy pewnego dnia samotni, podobnie jak pewnego dnia jesteśmy chorzy.

Tak więc rada pedagogiczna brzmi: “Uczmy się być sami”, “uczmy się nie być sami”. Dla tego, kto umie zaludniać swoją samotność, patrzeć i słuchać, te dwa stwierdzenia zawierają tę samą treść. Uczmy się dobrej samotności, w której każda osoba staje się osobą. R. Rolland stwierdza: “Każdy człowiek, będący prawdziwym człowiekiem, powinien uczyć się być sam pośród wszystkich, sam myśleć za wszystkich, a jeśli konieczne – przeciw wszystkim”. Być dorosłym znaczy umieć już żyć z własną samotnością.


Samotność osoby bezżennej


Również “kapłan ze względu na celibat jest człowiekiem samotnym” (SCI, 58), jest “skazany na samotność, będącą źródłem gorzkości i upadku ducha” (SCI, 10). Jest to ogólny zarzut pod adresem życia konsekrowanego, a stanowi on z pewnością jeden z wielkich jego problemów, zwłaszcza w niektórych okresach życia.

Samotność osoby bezżennej ma swoje źródło przede wszystkim w tym, że jest osobą “pojedynczą” (gr. monache, stąd łac. monachus – mnich; przyp. tłum.), a więc żyje sama, ale i w tym, że dobrowolnie wyrzeka się wyłącznej więzi z osobą innej płci. Będzie to samotność uczuciowa, zarówno w obecności, jak pod nieobecność fizyczną innych, w zależności od mieszkania we wspólnocie bądź samotnie. Jak donosiła swego czasu prasa, “półtora miliona Włoszek i Włochów” zdecydowało się z różnych powodów na życie bezżenne: broniąc swej wolności, uciekając przed odpowiedzialnością rodzinną, kierując się wygodą na okres wakacji i wypraw turystycznych itd. Wielu z nich może mieć nawet przyjaciela lub przyjaciółkę, co w praktyce stanowi namiastkę małżonka i jest chwilowym antidotum na odosobnienie.

Niezależnie od naturalnej samotności, jaką odczuwa każdy człowiek, będąc istotą jedyną i niepowtarzalną, ten styl życia zawiera także pewną formę samotności, która wynika z wyżej wspomnianego wyrzeczenia. Samotność osoby, która obrała życie w celibacie, jako osoby bezżennej, ma swoje źródło przede wszystkim w odrzuceniu pełnej intymności z drugą osobą i własną rodziną. “Celibatariusz konsekrowany odrzuca posłuszeństwo prawu, które Bóg złożył w naturze”. Ten, kto został stworzony, by realizować się zwyczajnie w małżeństwie – “Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (Rdz 2,18) – wyrzeka się ogniska domowego i dopełniającej więzi z inną płcią, a powinien to uczynić ze względu na wezwanie szczególne, które czasem okaże się wymaganiem trudnym i przez niektórych będzie przeżywane z niemałą udręką, zwłaszcza gdy porównają swoje życie z życiem udanych rodzin.

Celibatariusz nawet we wspólnocie, nawet w towarzystwie innych, może czuć się samotny, doświadczając samotności uczuciowej mimo fizycznej obecności wielu osób we wspólnotach modlitwy, w refektarzu, podczas rekreacji. Rozwija się obok innych, nie dołączając do nich dogłębnie, odbierając ich obecność jako ciężar lub przeszkodę, a nawet jako zagrożenie dla własnego życia prywatnego i w ten sposób stwarzając klimat sprzyjający izolacji jednostki i negowaniu prawdziwych problemów.


Samotność apostoła


Niektóre odmiany samotności łączą się ściśle z konsekrowanym jako kapłanem lub apostołem. Chodzi więc o samotność, której doświadczałby on również wtedy, gdyby na przykład mógł się ożenić i nadal pełnić swoją posługę.

Z powodu szerzącego się sekularyzmu i konsumizmu apostoł często uświadamia sobie, że postrzega się go i traktuje jako osobę mało użyteczną; stąd pierwsze przykre odczucie odosobnienia. Łatwo może go więc opanować głębokie, dojmujące poczucie pomyłki lub zniechęcenia.

Takie wrażenie będzie częstsze u tego, kto chce pozostać jeszcze w sytuacji uprzywilejowanego, kto jest przywiązany do pałeczki dyrygenckiej, nie dopuszczając do współpracy ludzi świeckich. Jest jasne, że taki ktoś znajdzie się w końcu w bolesnej sytuacji odosobnienia.

Niektórzy apostołowie, ożywieni silnymi aspiracjami osobistymi, chcąc by ich doceniano, by mogli wziąć na siebie pewne odpowiedzialne zadania, by mogli pracować w sposób wolny i samodzielny, czują się niejako skrępowani przez struktury i formy zarządzania, które uważają za niewłaściwe i ograniczające. Zapominają być może o ofiarach i wyrzeczeniach ludzi świeckich w życiu zawodowym.

Inni apostołowie żyją faktycznie w odosobnieniu, z dala jedni od drugich, bądź utrzymują mało zadowalające kontakty międzyosobowe, i czują się zapomniani lub niedoceniani w swej ofiarności i poświęceniu.

Wielu natomiast przyjmuje samotność z paschalną radością i wspaniałomyślnym oddaniem. Dlatego trzeba pomóc wszystkim w odkryciu, że “samotność nie jest pustką, ponieważ wypełnia ją Bóg i przeobfite bogactwo Jego królestwa”.

W okresie formacji trzeba będzie zatroszczyć się o uświadomienie osobie powołanej tego niebezpieczeństwa – które może zaciążyć boleśnie w pewnych momentach – przypominając, że rozwiązanie tego życiowego kryzysu musi opierać się przede wszystkim na powrocie do “być”, na wyjaśnieniu własnej tożsamości i rozpoznaniu w sobie istoty, w której mieszka i którą kocha Bóg. Jednocześnie konsekrowany, świadom, że został “ustanowiony dla pożytku ludzi, poświęcony całkowicie dla miłości i dzieła, do którego wyznaczył go Pan”, za przykładem Chrystusa, który “w tragicznych godzinach swego życia pozostał sam, opuszczony” (SCI, 58) znajdzie – zwłaszcza w ścisłej więzi z Nim i w Jego łasce – siłę niezbędną do rozproszenia smutku i przezwyciężenia upadku ducha” (SCI, 59). W tym celu będzie musiał dostrzec, że mieszka w nim Ten, w którym “żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). Tym samym zrozumie, że tak jak Chrystus powinien powtarzać: “Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną” (J 16,32). Tak więc jego cierpienie nie będzie pustym odosobnieniem, lecz przekształci się w samotność pozytywną, dźwięczną, pełną obecności ludzkich i boskich.


(...)


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama