Jak sprawić, żeby zakochanie rozwinęło się w prawdziwą miłość?
Miłość to nie sposób przeżywania uczuć
lecz to sposób traktowania samego siebie i innych ludzi.
Nie tylko wielu moich rówieśników, ale też wielu ludzi dorosłych myli zakochanie z miłością. To poważna pomyłka, gdyż istotą zakochania jest silne zauroczenie emocjonalne, podczas gdy istotą miłości jest świadoma i dobrowolna postawa wobec kochanej osoby. Mylić zakochanie z miłością to mylić jedną z faz rozwoju człowieka ze szczytem dojrzałości. Zakochanie nie trwa wiecznie i nie zawsze ma szczęśliwe zakończenie. Czasem kończy się rozgoryczeniem, żalem, a nawet poważną krzywdą. Największą radość przeżywamy wtedy, gdy zakochanie okazuje się drogą do miłości. Mądrze przeżywane zakochanie — nawet jeśli nie kończy się małżeństwem — staje się dla obu stron czasem odkrywania oraz rozwijania własnej wrażliwości i szlachetności, a przez to czasem dorastania do dojrzałej miłości, która jest podstawą każdej przyjaźni. W przeciwnym przypadku zakochanie staje się źródłem bolesnego rozczarowania, gdyż żaden nieodpowiedzialny sposób postępowania nie prowadzi do miłości.
Każdy z nas zna chyba historie ludzi, którzy przeżyli zakochanie w nieszczęśliwy sposób i dla których nie stało się ono drogą do miłości, lecz przeciwnie, okazało się miejscem bolesnego cierpienia, a nawet poniżenia. To, jak potoczy się zakochanie, zależy w dużym stopniu od wyobrażeń, oczekiwań i zasad moralnych, z jakimi wchodzi ktoś w tę fazę rozwoju. Nie jest przypadkiem, że dla jednych ludzi zakochanie to szukanie przedmiotu pożądania, dla innych to szukanie „miłosnej” przygody, a jeszcze dla innych to pełne tęsknoty poszukanie kogoś, kto stanie się skarbem kochanym nieodwołalnie i bezwarunkowo. Dzięki zakochaniu niektórzy ludzie odkrywają w sobie niezwykłe bogactwo człowieczeństwa i wielką wrażliwość na los drugiego człowieka, a dla innych zakochanie staje się okazją do inicjacji alkoholowej czy seksualnej, do zerwania więzi z rodzicami, a nawet do ucieczki z domu.
Nie jest w stanie przeżyć zakochania w odpowiedzialny sposób ten, kto w sobie i w drugim człowieku dostrzega jedynie ciało, a w miłości zauważa jedynie uczucia. W najbardziej radosny sposób zakochanie przeżywa ten, kto już osiągnął duży stopień dojrzałości. Takiemu człowiekowi emocjonalne zauroczenie pomaga kochać. Natomiast ludzi niedojrzałych oddala ono od miłości. Zakochanie pojawia się spontanicznie, ale nie prowadzi w spontaniczny sposób do miłości. Przeciwnie, dorastanie do miłości wymaga dyscypliny i panowania nad silnymi emocjami.
Zakochanie nie jest grzechem, gdyż jest to stan emocjonalnego zauroczenia, a emocje i uczucia nie podlegają ocenie moralnej. Nawet wtedy, gdy nastolatek zakochuje się w swoim nauczycielu, albo gdy żonaty mężczyzna zakochuje się w jakiejś obcej kobiecie, nie jest to grzech. Jest to natomiast wtedy poważne zadanie, by w tej sytuacji nie skrzywdzić drugiej osoby czy samego siebie. Grzech pojawiłby się wtedy, gdyby ktoś przeszedł z zakochania do romansu. Popęd i zakochanie odczuwa każdy z nas bez własnej zasługi, ale to od nas zależy, jaką postawę zajmiemy wobec popędów i emocjonalnych zauroczeń. Każdy z nas decyduje o tym, czy zakochanie doprowadzi go do uzależnienia od drugiej osoby czy też pomoże mu rozwinąć w sobie wrażliwość, odpowiedzialność i miłość.
Człowiek dojrzały zachwyca się miłością a nie zakochaniem. Wie, że tylko miłość jest niezawodna i nieodwołalna. Wie też, że do szczęścia nie wystarczy mu to, że ktoś się w nim zakochał, ani nawet w to, że ktoś pokochał go w dojrzały sposób. Druga osoba nie jest przecież w stanie wspierać mnie bardziej niż ja wspieram samego siebie. Tylko ci ludzie są mocni i radośni, którzy potrafią kochać nie tylko bliźnich, ale również samych siebie. A szczytem miłości wobec samego siebie jest serdeczna cierpliwość w trudnych chwilach czy w obliczu bolesnych nastrojów. Miłość umacnia bardziej tego, kto kocha niż tego, kto jest kochany. Człowiek dojrzały wie, że szczęście nie zależy od tego, czy stał się kimś doskonałym, lecz od tego, czy potrafi kochać pomimo swojej niedoskonałości.
Kto kocha, ten uznaje granice własnej miłości. Taki człowiek zostawia wolność tym, których kocha. Właśnie dlatego nie czyni niczego więcej ponad to, czego potrzebuje drugi człowiek, gdyż kochać to pomagać, ale nie wyręczać. Kto kocha, ten nie przymusza nikogo do zmiany, nawet jeśli ta druga osoba przeżywa poważny kryzys, gdyż nikogo nie da się przymusić do dobra i rozwoju. Doświadczenie miłości stwarza człowiekowi błądzącemu wielką szansę na zmianę życia, ale niczego mu nie gwarantuje. To ja decyduję o tym, czy kocham tego, kto przeżywa kryzys, ale to on decyduje o tym, czy moja miłość zmobilizuje go do wyjścia z kryzysu. Dojrzale kocha ten, kto odważnie wspiera ludzi szlachetnych i kto równie odważnie upomina błądzących. A największym realistą jest ten, kto proponuje sobie największe ideały. Zasada ta najbardziej odnosi się właśnie do dorastania do miłości, gdyż przeciętna miłość w ogóle nie istnieje.
opr. mg/mg