• Opiekun

Bojaźń nieznanego

Lęk przed nieznanym jest rzeczą naturalną. Zjawisko to można wykorzystać przeciwko człowiekowi, tak jak to miało miejsce w XX wieku. Jednak Kościół przynosi inną, chrześcijańską odpowiedź na nie.

 

W swojej homilii na święto Nawrócenia św. Pawła, apostoła papież Franciszek znów przypomniał Trzech Mędrców idących do Jezusa. I po raz kolejny podkreślił w kazaniu, że symbolizują oni różnorodność, odmienność chrześcijan z różnych stron świata, którzy jednak działają w jedności. Rozważając dalej dodał, że na drodze do jedności można się także zwyczajnie przestraszyć i to zagrożeń niekoniecznie wyimaginowanych.

Pierwotna ksenofobia

Lęk przed nieznanym, obcym jest rzeczą ludzką, całkowicie naturalną. Bazuje on na pierwotnych mechanizmach biologicznych służących między innymi do ochrony przed zakażeniami. Naukowo mówi się w takim przypadku o behawioralnym układzie odpornościowym. Jest to zespół zachowań, które mają nas chronić przed patogenami obecnymi w środowisku życia. Aktywacja tych mechanizmów zachodzi przy kontakcie z substancjami o określonych cechach, np. smakowych (kwaśne, gorzkie) czy dotykowych (substancje lepkie) typowych dla materiałów zakaźnych i prowadzi do ich unikania.

Jednak ten system aktywuje się także w wielu innych sytuacjach, również, a może nawet zwłaszcza w kontaktach z innymi ludźmi. Reakcje u różnych ludzi są nieco odmienne i różnie silne wobec danego bodźca. Istnieją także kulturowe różnice w ich wyrażaniu się. Dosyć powszechnie aktywują się w kontaktach z innymi niż własna grupami ludności. Biologicznie jest to rzecz całkowicie zrozumiała – we własnej grupie jesteśmy zazwyczaj odporni na krążące wśród nas zarazki, nowa grupa może przynieść ze sobą całkiem inne, groźne dla nas.

Nomen est omen

Ciekawe badanie jednej z właściwości tego mechanizmu w codziennym życiu opublikowano w 2009 roku. Badacze z uniwersytetu w Michigan sprawdzili, że na podstawie samej nazwy oceniamy przedmioty jako bardziej niebezpieczne, jeśli ich nazwa brzmi dla nas obco. Wyniki tego i podobnych badań są dziś wykorzystywane np. w marketingu, do indywidualizowania nazw produktów tak, aby na każdym rynku ich nazwa brzmiała przyjaźnie, nie budziła skojarzeń z niebezpieczeństwem.

Zjawisko to można oczywiście wykorzystać w drugą stronę – nadając obco brzmiące nazwy produktom potencjalnie niebezpiecznym, przy których stosowaniu wskazana jest szczególna ostrożność, np. środkom biobójczym, czy produktom łatwopalnym. Niemniej w relacjach międzyludzkich mechanizm ten powoduje przykładowo, że trudniej nam zaufać innej osobie, jeśli ma obco brzmiące nazwisko.

Natura poglądów

Modne swego czasu stało się badanie związków behawioralnego układu odpornościowego z poglądami politycznymi i światopoglądem. Dostępnych jest wiele publikacji zgłębiających ten temat, jak można oczekiwać większość z nich wykazuje związek pomiędzy silniej rozwiniętymi zachowaniami chroniącymi przed zakażeniem a konserwatywnymi poglądami społecznymi zarówno na poziomie grup, jak i jednostek. Oczywiście pozostaje problem, jak zdefiniować konserwatywne poglądy społeczne. Zazwyczaj w publikacjach naukowych określa się je jako nacisk na ścisłe przestrzeganie norm społecznych i skłonność do społecznego wykluczania jednostek ich nie przestrzegających. Nietrudno zauważyć, że nie jest to definicja łatwa do bezpośredniego przełożenia na politycznie rozumiany konserwatyzm i nie poglądy polityczne są zazwyczaj badane w kontekście związków z behawioralnym układem odpornościowym.

Najsilniejsze związki na poziomie społecznym pierwotna, wrodzona reakcja obronna przed patogenami wydaje się mieć z kolektywizmem, czyli stawianiem grupy ponad jednostką, etnocentryzmem, czyli faworyzowaniem własnej grupy etnicznej oraz konserwatyzmem o charakterze religijnym, fanatyzmem zazwyczaj. Na poziomie indywidualnym koreluje to z poglądami określanymi współcześnie jako prawicowo-autorytarne oraz wszelkimi innymi bazującymi na szeroko rozumianej dominacji społecznej. W każdym razie chodzi o poglądy antydemokratyczne i nisko ceniące prawa jednostki.

Nauka z przeszłości

Historia uczy nas, że sama znajomość powyższych mechanizmów niekoniecznie czyni świat lepszym. W początkach ubiegłego wieku nie było jeszcze takich publikacji, ale to nie przeszkadzało konstruktorom dwóch wielkich zbrodniczych reżimów Europy zastosować wiedzy o naturalnych zachowaniach ochronnych człowieka w społecznej praktyce. I nazizm, i komunizm ochoczo wykorzystały je kreując systemy kolektywistyczne, negujące prawa jednostki i aktywnie zwalczające „obcych”, jako wrogów dobrobytu i bezpieczeństwa.

Zresztą nawet nie kryto się specjalnie z nazywaniem domniemanych wrogów społecznego ładu w sposób wprost nawiązujący do chorób zakaźnych i zjawisk z nimi skojarzonych. Hitlerowska propaganda nie oszczędzała się w porównywaniu części swoich obywateli do groźnych dla zdrowia wszy, komuniści lubowali się w określaniu wrogów jako pasożytów. Trudno zakładać, że liderzy tych zbrodniczych ruchów nie wiedzieli jakie społeczne reakcje wywołają i jakie będą ich skutki dla ludzi określanych w ten sposób. Raczej oczywiste jest, że było to działanie świadome, nawet jeśli samo zjawisko i mechanizmy za nie odpowiedzialne nie były wtedy w pełni poznane.

Wisząca groźba

Jednak i dziś, gdy dobrze znamy powyższy mechanizm ryzyko jego wykorzystania w społecznej inżynierii nie zniknęło. Nadal istnieje zagrożenie wygenerowania za jego pomocą niechęci, czy wręcz fizycznych prześladowań jakiś grup społecznych czy narodowych.

Istnieje również zagrożenie, że mimo posiadanej wiedzy zechcemy negować funkcjonowanie powyższych mechanizmów, co może skutkować narastaniem niekontrolowanych napięć społecznych. Jak nie da się raczej pomóc np. komuś z arachnofobią umieszczając go znienacka w domu pełnym pająków, tak i ksenofobii nie da się przeciwdziałać odgórnym przymusem. 

Kościół przeciw podziałom

Stolica Apostolska od dawna jest zaangażowana w łagodzenie konfliktów i podziałów międzyludzkich. Metoda Kościoła jest stara i sprawdzona – opiera się o wzajemny szacunek, w tym szacunek wobec odmienności. Nasze chrześcijaństwo jest katolickie, czyli powszechne, łączy ludzi różnych narodowości i kultur. Nie robi tego jednak siłą.

Chrześcijańska recepta to wzajemne poznanie w duchu bliskości, współczucia czyli w języku Boga, jak go nazywa papież Franciszek. Żeby w pełni używać tego języka potrzebna jest jednak dobrowolność relacji. Współczesny świat jest pełen napięć, które zresztą wydają się znów narastać. Katastrofy humanitarne i naturalne, wojny i kryzysy polityczne sprzyjają masowej migracji ludności. Taka migracja nie dzieje się dobrowolnie. A brak dobrowolności nie sprzyja nawiązywaniu relacji, łatwo zaś może wyzwolić mechanizmy obronne.

Zgodnie ze słowami papieskiego nauczania „z natury obawiamy się nowości, która burzy przyzwyczajenia i nabyte pewniki. Elementem tej obawy jest także lęk przed tym, że drugi człowiek zaburzy nasze tradycje i utarte schematy”. I to nie jest lęk pozbawiony podstaw ani psychologicznych, ani społecznych. Ale przełamać trzeba go w duchu prawdy. A prawda uwzględnia całość zjawisk, nie odwracając się od ich negatywnych czy niechętnie akceptowanych stron. Ostatecznie chodzi o zachowanie jedności, nie generowanie nowych podziałów. Nie musi to być jednak łatwe, bo na złożone problemy zwykle nie ma prostych odpowiedzi.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama