Czy sekty w Polsce mają szansę rozwoju?
Białoruś, Samoa i kilka innych państw zabroniło rozpowszechniania u siebie kontrowersyjnego filmu „Kod da Vinci" z obawy przed utrwaleniem nieprawdziwego obrazu historii Kościoła. U nas-jak na razie-takiej potrzeby nie ma. Jak pokazuje życie, Polacy w sposób wyjątkowo krytyczny podchodzą do wszelkich pseudoreligijnych nowinek, pozostając przy tym wierni słowom Benedykta XVI, wypowiedzianym niedawno na placu Piłsudskiego w Warszawie: „Proszę was, pielęgnujcie to bogate dziedzictwo wiary poprzednich pokoleń, dziedzictwo myśli i posługi wielkiego Polaka, Papieża Jana Pawła II".
Wbrew nie najlepszej opinii na temat ogólnej kondycji naszego społeczeństwa, przykładów religijnego zdroworozsądkowego myślenia Polaków nie brakuje. Kiedy rozeszła się wieść o odnalezieniu apokryficznej „Ewangelii Judasza", znalezisko to zostało okrzyknięte przez niektórych mianem „brakującego ogniwa w historii Kościoła". Tymczasem po kilku tygodniach medialnej histerii Polacy przestali zwracać uwagę na fantastyczne tezy głoszone przy okazji „odkrycia". Dziś na pytanie, kim był Judasz, przytłaczająca większość z nich odpowiada niezmiennie: „zdrajcą".
Socjologowie są przy tym zgodni: Polak-katolik jest wyjątkowo stały i ugruntowany w swoich religijnych poglądach. To, co z łatwością zyskuje poklask w Europie Zachodniej czy w Stanach Zjednoczonych, u nas natrafia na krzepki mur tradycyjnej polskiej religijności.
Znakomicie pokazuje to choćby fiasko „inwazji", jaka rzekomo miała nam grozić ze strony amerykańskiego Kościoła scjentologicznego.
Niedawno żółte namioty scjentologów pojawiły się na ulicach polskich miast. Jednak efekty poczynań scjentologicznych emisariuszy są jak na razie mizerniutkie. Bo choć stoją za nimi rozgłos i wielkie pieniądze -praktykującymi scjentologami są m.in. takie sławy popkultury, jak: Tom Cruise, Demi Moore czy John Travolta - to przez kilka tygodni na ich kursach pojawiło się niewiele ponad sto osób.
Scjentolodzy trafili przy tym na wyjątkowo zły moment. Dziś Polacy znacznie ostrożniej niż jeszcze na początku lat 90. podchodzą do samozwańczych guru gwarantujących „receptę na szczęście", a na słowo „sekta" reagują wręcz alergicznie. Dlatego też aktywność ruchów sekciarskich w Polsce maleje z roku na rok.
- Powiedziałbym nawet, że jest to zjawisko marginalne, co nie znaczy, że w ogóle nie istnieje i nie jest groźne. Oczywiście cały czas napływają do nas zgłoszenia o działalności grup stricte destrukcyjnych -jest ich niewiele, ale są to przypadki najcięższego kalibru, np. sataniści. Jeśli jednak porównamy Polskę do Stanów Zjednoczonych czy państw Europy Zachodniej, okazuje się, że w tamtych rejonach świata sekty działają znacznie dynamiczniej - mówi ojciec Radosław Broniek, dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych. Jego zdaniem bardziej niepokojące niż działalność nowych ruchów religijnych wydaje się rosnące - zwłaszcza wśród młodych ludzi - zainteresowanie magią, okultyzmem i rozmaitymi alternatywnymi duchowościami związanymi z ruchem New Age.
Poznański dominikanin uspokaja jednak, że mimo to nie powinniśmy nadmiernie obawiać się emisariuszy Kościoła scjentologicznego.
- Jest mało prawdopodobne, że ta grupa zdobędzie u nas wielu zwolenników, co najwyżej zaistnieje wśród małych grupek fascynatów - mówi ojciec Broniek.
Zdaniem prof. Andrzeja Wójtowicza, socjologa religii z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, polski Kościół jest wyjątkowo odporny na wszelkie pseudoreligijne nowinkarstwo.
- „Ewangelia Judasza" czy „Kod Leonarda da Vinci" są zjawiskami nowoczesnej popkultury, a ta z kolei bardzo słabo penetruje nasze życie religijne. Popkultura jest jedynie towarem i to towarem bardzo mało konkurencyjnym wobec religii. Ona nie generuje bowiem tego trwałego charakteru emocji, jaki daje wiara - uważa prof. Wójtowicz.
Jak każdy produkt rynkowy, pop-kultura wymaga rozgłosu, promocji i wyszukanych trików, które mają oczarować konsumenta - bez tego szybko ulega zapomnieniu.
- Nowoczesna popkultura oddziałuje przede wszystkim na środowiska trwale zurbanizowane, wielkomiejskie, nastawione bardzo mocno na konsumpcjonizm. Najchętniej zaś ulegają jej ludzie młodzi - wymienia prof. Wójtowicz. Jego słowa znajdują odzwierciedlenie w badaniach statystycznych.
- W dużych ośrodkach miejskich, np. w Łodzi czy Gdańsku, religijność jest niższa niż na obszarach wiejskich, gdzie trudniej zachować anonimowość - przyznaje ks. dr Sławomir Zaręba z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, który od wielu lat śledzi zmiany postaw religijnych Polaków.
Ks. Zaręba zastrzega jednak, że nawet tam, gdzie przywiązanie do wiary deklaruje najmniej osób, odsetek wierzących pozostaje cały czas na wysokim poziomie.
Na poziomie słownych deklaracji religijność polskiego społeczeństwa wygląda rzeczywiście imponująco. Według przeprowadzonego w kwietniu tego roku sondażu CBOS, aż 96 proc. Polaków określa się mianem katolików, a ponad trzy czwarte z nich (77 proc.) twierdzi, że religia jest w ich życiu ważna.
Ten sielankowy obraz psuje jednak coraz bardziej dostrzegalny rozdźwięk pomiędzy deklaracjami wiary a stosowaniem się do nich w życiu codziennym.
- Przykładowo w ostatnich latach radykalnie obniżył się ogólny poziom uczestnictwa w praktykach religijnych. Jest to szczególnie dostrzegalne wśród młodzieży akademickiej - mówi ks. dr Zaręba.
Potwierdzają to cytowane już badania CBOS, w których jedynie 56 proc. badanych twierdzi, że uczestniczy w Mszach, nabożeństwach lub spotkaniach religijnych co najmniej raz w tygodniu.
- Polska religijność jest bardzo specyficzna. Z jednej strony pozostaje bardzo tradycyjna, tzn. opiera się na mniejszej lub większej identyfikacji z Kościołem katolickim i na praktyce życia sakramentalnego. Równocześnie jednak nie przeszkadza to Polakom w korzystaniu z różnych niekonwencjonalnych metod terapeutycznych, używaniu tarota, wizytach u wróżki, wierze w reinkarnację czy w praktykach magicznych. Mam wrażenie, że często nawet modlitwy chrześcijańskie są przejawem myślenia magicznego - mają działać automatycznie i być skuteczne, niezależnie od stanu ludzkiego serca - uważa ojciec Radosław Broniek.
To wszystko jednak za mało, by spowodować naruszenie fundamentów polskiej religijności.
- W przeciwieństwie do Europy Zachodniej Kościół polski pozostaje od wielu lat Kościołem ludzi młodych. Tutaj nigdy nie istniał problem braku powołań, a więc i zagrożenia dla zachowania naturalnej ciągłości przekazu - mówi prof. Andrzej Wójtowicz. Jego zdaniem to właśnie dzięki temu polski katolicyzm utrzymuje świeżość i zdolność krytycznego myślenia, pozwalające skutecznie odpowiadać na lansowane przez media pseudoreligijne nowinki.
- Suche liczby mówią same za siebie. Jeśli na Lednicę przyjeżdża 200 tys. młodych ludzi, jeśli 600 tysięcy młodzieży pojawia się na Błoniach na spotkaniu z Benedyktem XVI, to czy istnieje powód do paniki z powodu kilkuset osób uczestniczących w scjentologicznychkursach? - pyta retorycznie prof. Wójtowicz.
Optymistą pozostaje też ks. dr Sławomir Zaręba. - W każdym z nas gdzieś w podświadomości głęboko tkwi tradycyjny model polskiej pobożności, dziedziczonej po rodzicach i wpajanej od najmłodszych lat w ramach socjalizacji religijnej. To taki naturalny pancerz ochronny -uważa ks. Zaręba i dodaje, że bycie wierzącym jest cały czas traktowane w Polsce jako norma oczywistości kulturowej. I póki co, nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek miało się pod tym względem zmienić.
opr. mg/mg