Religijność XX wieku

Czy istotnie "wiek XXI będzie wiekiem religii albo nie będzie go wcale"?

Jednym z najczęściej cytowanych dziś zdań w publicznych debatach jest głośna prognoza francuskiego pisarza Andre Malraux: „Wiek XXI będzie wiekiem religii albo nie będzie go wcale". W tym kontekście warto podsumować minione stulecie, czyli wiek XX.

Malraux uważał, że największe nieszczęścia XX wieku - czyli dwa zbrodnicze totalitaryzmy: komunizm i nazizm - były wynikiem odejścia od Boga. Ostatnie stulecie jawi się zresztą w ogóle jako okres kurczenia się wpływów wielkich religii. O ile jeszcze w XIX wieku zjawisko takie jak ateizm było nie do pomyślenia w skali społecznej (funkcjonowało raczej jako pewien termin filozoficzny lub postawa pojedynczych jednostek), o tyle w wieku XX przybrało ono już rozmiary masowe.

Planeta niewierzących?

Widać to nawet w tak religijnie rozbudzonym kraju, jakim są Stany Zjednoczone. O ile na początku XX wieku zaledwie 1,3 proc. amerykańskiego społeczeństwa odżegnywało się od jakiejkolwiek wiary, o tyle sto lat później osoby takie stanowiły już 9,1 proc. tamtejszej populacji. W sąsiedniej Kanadzie w 1931 roku tylko 0,2 proc. obywateli deklarowało się jako agnostycy lub ateiści, zaś w 1991 roku było ich już 12,5 proc. Podobne trendy da się zaobserwować także w innych wysoko rozwiniętych państwach, np. Austrii za niewierzących uznaje się 12 proc. mieszkańców, w Nowej Zelandii - 30 proc., zaś w Wielkiej Brytanii - aż 44 proc.

Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się w części krajów, które w XX wieku znalazły się pod panowaniem komunistów z ich ideologią agresywnego ateizmu. Dziesięciolecia państwowej indoktrynacji spowodowały, że całe pokolenia wyrastały i formowały się bez Boga. Co znamienne, upadek komunizmu w niektórych państwach nie pociągnął za sobą religijnego odrodzenia, lecz dalsze odchodzenie od wiary. Na przykład w Czechach w 1991 roku 37 proc. ludności deklarowało, że nie ma nic wspólnego z żadną religią, zaś w 1999 roku deklaracje takie złożyło już 55 proc. mieszkańców.

Także wolność religijna w Rosji nie spowodowała gwałtownego odrodzenia się wiary w tym kraju. Co prawda aż 54 proc. Rosjan twierdzi w sondażach opinii publicznej, że są prawosławnymi, ale połowa z nich ani razu nie była w cerkwi. Stąd też bierze się tak popularne w Rosji określenie, jak „prawosławny ateista", którego używa w odniesieniu do siebie np. były prezydent Borys Jelcyn. Tylko 7 proc. rosyjskich prawosławnych odwiedza świątynię przynajmniej raz w miesiącu, za to 74 proc. zagląda do niej rzadziej niż raz w roku.

Najbardziej indyferentnym religijnie regionem na świecie pozostaje jednak Azja Południowo-Wschodnia. Wystarczy powiedzieć, że do konkretnej religii przyznaje się zaledwie co trzeci Chińczyk i co czwarty Wietnamczyk. Jeszcze gorsza sytuacja panuje w Korei Północnej, gdzie ateizm wymuszany jest przez państwo, ale żaden z politologów i tak nie wierzy w wiarygodność sondaży rozpowszechnianych przez władze w Phenianie.

Zarówno Chiny, Wietnam, jak i KRLD są państwami rządzonymi przez komunistów, ale podobne tendencje utrzymują się również w innych krajach regionu, np. w Korei Południowej z żadną religią nie czuje się związanych 46 proc. obywateli, w Japonii - 46,5 proc., zaś w Hongkongu aż 64 proc.

Planeta wierzących

Pomimo tego, że na Ziemi przybywa ateistów i agnostyków, to nadal większość mieszkańców naszego globu pozostaje wierząca. Sekularyzacja dotyka jednak różne religie w różnym stopniu. Spośród wszystkich wyznań chrześcijańskich laicyzacja w największej mierze odbywa się kosztem tradycyjnych wspólnot protestanckich, takich jak luteranizm, kalwinizm czy anglikanizm. O ile jeszcze w 1900 roku przedstawiciele tych konfesji stanowili 23 proc. mieszkańców Europy, o tyle w 2000 roku było ich już tylko 10 proc.

Prawdę mówiąc, ostatnia liczba powinna być jeszcze niższa, ponieważ w niektórych krajach protestanckich na skutek prawnego powiązania państwa z Kościołem dochodziło do takich sytuacji, jak np. w Szwecji, gdzie jeszcze niedawno każdy nowo narodzony obywatel był automatycznie rejestrowany jako członek Kościoła luterańskiego. W efekcie mamy w tym kraju ponad pół miliona osób, które nigdy nie były nawet ochrzczone i nie posiadają żadnego związku z chrześcijaństwem, a które oficjalnie w dokumentach figurują jako luteranie.

Choć z jednej strony kurczą się tradycyjne wspólnoty protestanckie, to z drugiej powstają nowe denominacje protestanckie, które w XX wieku rozwinęły się z niezwykłym rozmachem, zwłaszcza w Ameryce Północnej i Południowej. W ostatnich dziesięcioleciach dotyczy to zwłaszcza zborów zielonoświątkowych i ewangelikalnych. Coraz więcej wiernych zdobywają też sekty odwołujące się do Biblii, np. świadkowie Jehowy czy adwentyści.

Inną religią, która zaznała dużych strat na przestrzeni XX stulecia, był judaizm. Wiernych wyznania mojżeszowego jest dziś na świecie procentowo trzykrotnie mniej niż przed stu laty. Stało się tak przede wszystkim na skutek Holocaustu, ale nie tylko -także silne procesy asymilacyjne oraz niski przyrost demograficzny sprawiają, że wielu ortodoksyjnych Żydów bije na alarm, iż judaizm znajduje się w zaniku.

Na tle tradycyjnego protestantyzmu dosyć stabilnie przedstawia się sytuacja Kościoła katolickiego. Między rokiem 1900 a 2000 aż czterokrotnie zwiększyła się liczba katolików na świecie, zaś ich procentowy udział w populacji naszego globu wzrósł z 16,6 do 17,3 proc. Swój liczebny rozwój Kościół zawdzięcza głównie krajom Trzeciego Świata, np. w Azji w ciągu XX wieku ich liczba pomnożyła się 18 razy, a w Afryce aż 80-krotnie. Coraz więcej wiernych zaczął zdobywać też Kościół w niektórych krajach wysoko rozwiniętych, np. w Wielkiej Brytanii sto lat temu żyło 5,2 proc. katolików, dziś natomiast 8,5 proc. W Kanadzie zaś w ciągu stulecia liczba katolików wzrosła z 42 do 45 proc.

Równie stabilnie, z pewną tendencją wzrostową, wygląda też sytuacja hinduizmu. O ile w roku 1900 wyznawcami tej religii było 13,7 proc. mieszkańców naszej planety, o tyle w 2000 roku było ich 14,7 proc. Co ciekawe, jest to tradycja religijna związana głównie z jednym miejscem geograficznym - subkontynentem indyjskim. Także wzrost liczby hinduistów łączy się przede wszystkim z dużym przyrostem naturalnym w Indiach. Zdaniem demografów, w 2050 roku kraj ten wyprzedzi Chiny pod względem liczby ludności, osiągając poziom 1,6 miliarda mieszkańców.

Ze wszystkich religii na świecie najwięcej wyznawców przybyło jednak w XX wieku islamowi. W ciągu stu lat liczba muzułmanów zwiększyła się z 13 do 19,5 proc. Stało się tak głównie dzięki dużemu przyrostowi demograficznemu. O ile liczba ludności Ziemi przyrasta w tempie 2,3 proc. rocznie, o tyle dla krajów muzułmańskich odsetek ten wynosi 2,9 proc., zaś - dla porównania - dla państw wysoko rozwiniętych zaledwie 0,3 proc. Nic więc dziwnego, że w ciągu ostatniego półwiecza populacja islamska zwiększyła się o 235 proc., zaś chrześcijan tylko o 47 proc. Prognozy mówią, że około 2020 roku po raz pierwszy liczba muzułmanów przewyższy liczbę chrześcijan.

Cała przytoczona powyżej statystyka oczywiście nie powie nam nic o jakości praktykowania danej religii, o jej charakterze i głębi przeżywania. Pozwala nam jednak lepiej ocenić duchową sytuację w „globalnej wiosce", którą zamieszkujemy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama