Islam - przyszłość czy wyzwanie?

Jak wprowadzać chrześcijańską służbę pojednania w obliczu rosnącej konfrontacji pomiędzy islamem a chrześcijaństwem?

islamizacja - wyzwanie chrzeœcijan

David Pawson

Islam — przyszłość czy wyzwanie?

Pojednanie?

Nasz świat, kurcząc się gwałtownie, stał się „globalną wioską”. Coraz większa mobilność i rozwój technologii informacyjnej uczyniły z nas ludzi o wiele bardziej świadomych i znających inne kultury oraz religie, niż kiedykolwiek wcześniej. Duże miasta w każdym kraju stały się kosmopolityczne, i wcale nie sprowadzam tego jedynie do różnorodności restauracji i ich kuchni.

Wielu ludzi dostrzega w tym potencjalnie wzbogacające możliwości i z otwartymi ramionami witają szerszy wybór gustów i preferencji. Jednocześnie ta zadziwiająca różnorodność ofert może rozbudzić w nas tendencję do ciągłego wypróbowywania dziwnych nowości, a także niszczyć umiejętność trwania przy jednym.

Islam - przyszłość czy wyzwanie?

Zawsze istnieje także niebezpieczeństwo powstawania napięć pomiędzy sferami, które są ze sobą niekompatybilne, a przez to bardzo ekskluzywne, żądając od nas dokonania wyboru, czemu z kolei współczesny świat jest bardzo niechętny z obawy przed „utratą” czegokolwiek. Jest to kryzys, którego powstanie jest bardzo prawdopodobne w religijnej rzeczywistości. Współczesne społeczeństwo będąc daleko od podziwiania postawy trwania  przy swoich przekonaniach (tak bardzo, że gotowi jesteśmy za nie umrzeć), postrzega ją raczej jako niebezpieczną bigoterię. Oryginalne znaczenie słowa „fundamentalista” miało kiedyś wydźwięk pozytywny i używano go, by opisać osobę wierną fundamentalnym doktrynom swojej wiary, teraz jednak jest epitetem o negatywnym zabarwieniu, używanym do określenia kogoś, kto gwałtownie sprzeciwia się innym religiom, a nawet innym praktykom w ramach swej własnej religii.

W społeczeństwie, w którym różne religie i kultury stoją obok siebie niemal „ramię w ramię”, nie może zaskakiwać fakt, że takt i tolerancja urosły do rangi największych cnót. To w nich tkwi klucz do jedności i harmonii w wielokulturowej społeczności. W rzeczy samej, są one niezbędne do jej przetrwania, powstrzymując punkty krytyczne konfliktu przed potencjalnym wybuchem.

I tu pojawia się polityczna poprawność, relatywizm zastosowany wobec zachowań społecznych, który jak cement trzymający nas razem, zastępuje powszechne granice moralne. Cokolwiek lub ktokolwiek, kto jest postrzegany jako czynnik zachęcający do rozłamu lub też podziału pomiędzy elementami kultury we współczesnym społeczeństwie, łamie nowy kod zachowań. Najnowsze ustawodawstwo karne jest świetnym tego przykładem. Z jednej strony próbuje ono penalizować tych, którzy są gotowi słownie bronić własnego wyznania oraz konsekwentnie postępować w zgodzie z jego moralnymi wartościami (chrześcijanie), z drugiej zaś w imię adoracji inności akceptuje podgrzewające religijną nienawiść publiczne wypowiedzi nauczycieli religii (muzułmanie). Brak jasnej definicji daje szerokie spektrum zastosowań i nadużyć.

Nawet samo sugerowanie, że jakaś kultura lub też religia jest ponad innymi, które są od niej gorsze, jest postrzegane jako  głęboko obraźliwe zachowanie. Dialog pomiędzy którymikolwiek z nich musi opierać się na założeniu, że są one równie ważne i wartościowe, na równi „prawdziwe” dla swoich wyznawców; a jego celem musi być wspólne oświecenie i akceptacja.

Jeden z najgorszych „grzechów” w takim otoczeniu to ten, który zaskarbił sobie etykietę „demonizowania”. W niereligijnym sensie oznacza to identyfikowanie tych, z którymi się nie zgadzamy, jako źródła wszelkiego zła i przyczynę  wszelkich problemów. W bardziej powszechnym sensie religijnym oznacza to identyfikowanie swoich oponentów jako bezpośrednich przedstawicieli ponadnaturalnych sił zła przeciwnych dobremu Bogu. Przykładem tego może być sytuacja, w której muzułmanie nazywają Izrael „małym szatanem”, a Amerykę „wielkim szatanem”. Ja sam byłem o to również oskarżany, z powodu tego, co głoszę i piszę o islamie, a w domyśle o muzułmanach. Terminu „demonizowanie” używa się jako naiwnego wybiegu, który ma służyć rozstrzygnięciu dysputy przez zniesławienie przeciwnika i wywołanie pogardy oraz odrazy.

Chrześcijanie przypomną sobie zapewne, że sam Jezus był przedmiotem takiego obraźliwego traktowania, gdy dokonywane przez Niego cuda przypisywano mocy „Belzebuba, księcia demonów” (Mt 12,24-32). Wydaje się, że postrzegał On to zniesławienie jako grzech poważniejszy od wszystkich innych, nie traktując go jako wymierzonego bezpośrednio w Niego, lecz w osobę, której moc umożliwiała Mu czynienie tych wszystkich cudów. „Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone” (Mt 12,32), prawdopodobnie dlatego, że człowiek taki niszczy w ten sposób wrażliwość sumienia, nie będąc już w stanie rozpoznać swej winy i okazać skruchy. Jest to jedyny „niewybaczalny grzech”, choć odnosi się to do wszystkich grzechów, dopóki prawdziwie za nie pokutujemy. Jezus nakazując swoim naśladowcom przebaczać braciom ich winy przynajmniej „siedem razy dziennie”, dodał do tego ważny warunek — „jeśli ich żałują” (Łk 17,3-4). Tak więc chrześcijanie muszą być szczególnie świadomi niebezpieczeństwa, które kryje się za popełnieniem grzechu, który Jezus traktował tak poważnie.

Skoro „demonizowanie” jest jedną z najgorszych wad w kontekście wielokulturowym, to zadanie „pojednania” staje się jednym z najlepszych powołań. Społeczeństwo przyklaskuje tym, którzy działają na rzecz ponownego połączenia odseparowanych stron lub grup, na co zazwyczaj składają się przedłużające się negocjacje.

Islam - przyszłość czy wyzwanie?
Fragment pochodzi z książki:
David Pawson
ISLAM przyszłość czy wyzwanie?

ISBN: 978-83-7829-181-7
wyd.: Vocatio 2015

Chrześcijanie często postrzegają taką „służbę pojednania” jako nierozerwalną z powołaniem chrześcijańskim, niezbędne „sprawowanie” swojego zbawienia (Flp 2,12-13). Wspominają błogosławieństwa Jezusa w słynnym Kazaniu na Górze: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5,9). Ruch „ekumeniczny” wyrósł z poczucia winy wywołanego głębokimi podziałami denominacyjnymi wewnątrz Kościoła (prawosławni, katolicy, protestanci, nie wspominając już dziesiątek, a nawet setek grup będących odłamami tych podziałów). Chrześcijanie są zawstydzeni swym własnym niepowodzeniem w byciu odpowiedzią na modlitwę Jezusa proszącą o jedność, co z pewnością postrzegał jako zasadniczy i widoczny dowód dla świata, że Jego naśladowcy odnaleźli Go i za Nim podążają (J 17,20-23). Jakie prawo mają chrześcijanie do podejmowania prób pojednania innych grup, jeśli sami tak bardzo zawiedli w tej kwestii?

Niemniej jednak, czują oni, że nie mogą i nie powinni czekać aż w swoich wysiłkach budowania jedności wewnątrz Kościoła  odniosą pełny sukces, by dopiero wtedy podjąć te same działania na rzecz społeczności, w których żyją i mieszkają. Obydwa te zadania powinny być przeprowadzane jednocześnie.

Jak więc należy wprowadzać w czyn tę „służbę pojednania” w jej szerszej perspektywie, zwłaszcza w obliczu rosnącej konfrontacji pomiędzy islamem a chrześcijaństwem? W swoim poszukiwaniu godzenia obecnych różnic chrześcijanie stoją przed trzema możliwymi rozwojami wypadków.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama