Rozmowa na temat możliwości powstawania mieszanych świątyń muzułmańsko-chrześcijańskich
Hiszpańscy muzułmanie domagają się modlitewnego dostępu do katolickiej katedry w Kordobie. Kiedyś ta świątynia była ich meczetem...
- Uważam, że te roszczenia są zdecydowanie zbyt daleko idące. Historia świątyni w Kordobie nie rozpoczyna się w VIII wieku, kiedy stała się ona meczetem. Wcześniej był tam bowiem kościół katolicki. Owszem, również dzięki wysiłkom muzułmanów katedra jest dziś perełką architektoniczną, ale to jedynie fragment jej dziejów.
Należy tutaj też zachować pewną podstawową wrażliwość. Katedra, podobnie jak meczet, ma dla wierzących ogromne znaczenie symboliczne. O ile takie miejsca wspólnej, a raczej wzajemnej modlitwy można ostatecznie stworzyć w pomieszczeniach typu lotniska, więzienia czy centra spotkań dialogowych, to w przypadku świątyni należącej do konkretnego wyznania jest to niedopuszczalne. W sprawie katedry w Kordobie sytuacja jest jasna, należy uznać istniejące status quo. Miejscowy ordynariusz słusznie więc nie zezwolił wspólnocie muzułmańskiej na modły w tym miejscu. Podobne stanowisko w tej sprawie zajął zresztą w 2004 roku także Jan Paweł II, nazywany przecież Papieżem Dialogu. A to chyba o czymś świadczy...
Muzułmanie chcieliby jednak stworzenia w katedrze czegoś na kształt międzyreligijnej świątyni. Podobnym miejscem mógłby stać się według nich meczet Hagia Sophia w Stambule.
- Te pomysły mają w istocie niewiele wspólnego z prawdziwym dialogiem międzyreligijnym. Tworząc tego rodzaju „świątynie" zmierzamy bowiem w kierunku niebezpiecznego synkretyzmu religijnego. Tymczasem największą zaletą, a zarazem cechą charakterystyczną i fundamentem dialogu międzyreligijnego jest wierność własnej tradycji.
Ludzie różnych religii spotykają się ze sobą, ale nie po to, żeby - na wzór poprawności politycznej - tworzyć jakieś kanony poprawności religijnej i aby broń Boże nie nazywać tego, co jest trudne. Chodzi właśnie o to, by takie rzeczy nazywać i wzajemnie siebie pośród tych trudności poznawać, zachowując przy tym własną tożsamość. Jeśli się pomija to co istotne, to co różni, to co jest trudne, pudruje się jedynie problemy. A wtedy prędzej czy później te różnice i tak w końcu wychodzą na światło dziennie. I dochodzi do konfliktu.
W tym wypadku sprawa nabrała politycznej wręcz rangi - dość niespodziewanie bowiem pomysł muzułmanów poparli także hiszpańscy komuniści i rządzący socjaliści...
- Ta historia przypomina nieco kulisy powstania meczetu w Nazarecie. Kiedy tamtejsi lokalni politycy potrzebowali poparcia ludności muzułmańskiej, wydali zgodę na budowę meczetu przy Bazylice Zwiastowania. Lękam się, że i tu może powtórzyć się podobny scenariusz. Rośnie liczba muzułmanów w Hiszpanii i w ogóle w Europie, więc ich wyborcze głosy są łakomym kąskiem dla miejscowych polityków. Dlatego wykonują ukłony w kierunku społeczności muzułmańskiej.
Jest to także chyba związane ze wspomnianą już poprawnością polityczną, która coraz śmielej puka do kościelnych bram...
- Tutaj dotykamy bardzo ważnej kwestii, a mianowicie zeświecczenia Europy. W coraz bardziej laickiej Hiszpanii tamtejszy socjalistyczny rząd próbuje stworzyć z religii coś na kształt supermarketu wierzeń religijnych. Owym politykom wydaje się, że zjawiska religijne można ukierunkować w taki sposób, że ludzie wierzący pójdą ustaloną przez nich drogą. I z punktu widzenia pewnej harmonii międzynarodowej, czy też wspólnoty wyrosłej z ducha globalizacji, może to nawet nieść jakieś pozytywy. Tyle tylko, że jest to działanie bardzo krótkowzroczne i powierzchowne. Doświadczenie uczy bowiem, że jeśli kontaktom międzyreligijnym nie towarzyszy głęboka refleksja teologiczna, każda próba manipulowania religią musi w końcu prowadzić do konfrontacji.
Gdzie w takim razie leżą bezpieczne granice dialogu międzyreligijnego?
-Wskazanie granic dialogu międzyreligijnego jest niezwykle trudne.
Dialog ten odbywa się bowiem na kilku płaszczyznach: naukowej (dialog teologiczny), sensu stricte religijnej (a więc dialog doświadczenia religijnego), płaszczyźnie podejmowania i realizowania wspólnych przedsięwzięć (czyli dialogu dzieł) oraz najpowszechniejszej z nich: płaszczyźnie codziennego życia, na której dochodzi do dialogu w bezpośrednich kontaktach ludzi wierzących. Gdyby takie granice można było jednoznacznie określić, wtedy najprawdopodobniej mielibyśmy rozwiązane wszystkie problemy międzyreligijne. Ale religia, a więc relacja człowieka z Bogiem, jest czymś żywym, nieustannie rozwijającym się. Dlatego tak ważne jest dokonywanie aktualizacji przesłania religijnego w określonych warunkach ludzkiej egzystencji. Tego np. nie udaje się powszechnie zrobić w islamie, który dąży do przeniesienia powstałego przed wiekami zakonserwowanego systemu prawnego do naszego wieku XXI. Gdyby jednak zasady hermeneutyki, aktualizowania znaczenia tekstów religijnych, były pielęgnowane w tradycji muzułmańskiej, to myślę, że dziś uniknęlibyśmy problemu radykalnego, agresywnego islamu.
Dialog dialogiem, ale każda wiara zakłada jednak pewną dogmatyczną odrębność. To dlatego tak trudno zaakceptować nam wizję muzułmańskich modłów w katolickiej katedrze...
- I to są te nieprzekraczalne granice. Jeśli więc ktoś w imię dialogu próbuje eliminować podstawowe prawdy wiary, charakterystyczne dla poszczególnych tradycji religijnych, mamy wówczas do czynienia z czymś w rodzaju folkloru. Taki dialog jest nieszczery i niepełny.
Trudno mi zaakceptować pomysł stworzenia czegoś na kształt międzyreligijnej świątyni. Bo czymże ona miałaby być bez prawd wiary? Ponadreligijnym klubem towarzyskim? Sklepikiem z religijnymi wierzeniami? Tylko czy wyznawcy poszczególnych religii mogliby się w nim odnaleźć? ■
Od dawna Rada Islamska Hiszpanii wzywa do rozpoczęcia starań o „odzyskanie dziedzictwa muzułmańskiego na terytorium tego kraju". Najważniejszym tego typu miejscem pozostaje dla muzułmanów dawny wielki meczet w Kordobie, będący od kilkuset lat katolicką świątynią.
Sprawa katedry stała się głośna w 2004 roku, kiedy to Mansur Escudero, przewodniczący Rady, podał do wiadomości, że zwrócił się do Watykanu z prośbą o przekształcenie części kościoła w meczet. Od tego czasu kilkakrotnie grupy muzułmanów usiłowały modlić się w świątyni bez pozwolenia stosownych władz.
Niedawno hiszpańscy muzułmanie, których żyje w tym 44-milionowym kraju około miliona, ponownie wystosowali specjalny list do Benedykta XVI, postulując w nim utworzenie w katedrze w Kordobie „jedynej w swoim rodzaju przestrzeni ekumenicznej, która pomogłaby ludzkości na drodze pokoju".
Temu pomysłowi zdecydowanie sprzeciwia się miejscowy biskup Juan Jose Asenjo, który uważa, że podział świątyni spowodowałby jedynie dezorientację wiernych, zamiast przyczynić się do ich pokojowego współistnienia.
Katedra w Kordobie ma niezwykle burzliwą historię. Pierwotnie stała w tym miejscu wizygocka bazylika św. Wincentego Męczennika. W 756 r. po inwazji muzułmanów na Półwysep Iberyjski Abd al Rahman rozpoczął budowę wielkiego meczetu na wzór meczetu Omajjadów w Damaszku. W ten sposób powstało jedno z najwspanialszych dzieł architektury islamu. Po wyzwoleniu Hiszpanii spod władzy Maurów meczet został przekształcony w kościół, który w 1523 r. zyskał rangę katedry.
Łukasz Kaźmierczak
opr. mg/mg