Dzień z życia pacjenta a papieskie orędzie

Polska rzeczywistość służby zdrowia mocno kontrastuje z orędziem Papieża Franciszka. I nie chodzi tylko o problemy finansowe, ale - przede wszystkim - o brak zainteresowania pacjentem

Dzień z życia pacjenta a papieskie orędzie

Lektura papieskiego orędzia na Światowy Dzień Chorego mocno prowokuje do zestawienia słów Franciszka z naszą polską rzeczywistością

 

Warszawa: Jeden ze szpitali w centrum miasta. Jest piątek, dochodzi dwudziesta. Na SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) trafia starsza kobieta, chora od dwóch lat na nowotwór. Ma czwarty stopień raka, duże trudności z chodzeniem, wysoką gorączkę, obrzęki na nogach i ból w klatce piersiowej. Syn z trudem prowadzi ją do krzesła w poczekalni (trwa to dobre pół godziny; po każdym zrobionym kroku kobieta musi odpocząć). Mężczyzna sadza w końcu matkę na krześle, a sam idzie po cenną szpitalną zdobycz, czyli po wózek inwalidzki, bo matka nie da rady iść dalej. Szybko okazuje się jednak, że wózków na SOR-ze już nie ma. — Wszystkie wyszły — informuje pani w białym fartuchu, która wypożycza pacjentom wózki na dowód osobisty. — To co mam zrobić? — pyta mężczyzna. — To nie moja sprawa! — odpowiada kobieta.

Watykan: Papież Franciszek w orędziu na XXIV Światowy Dzień Chorego pisze: „Każdy szpital czy klinika mogą być widzialnym znakiem i miejscem promowania kultury, spotkania i pokoju...”.

Warszawa: Ten sam szpital, na SOR-ze tłum ludzi. Kobieta czuje się coraz gorzej, syn trzyma jej opadającą głowę na swoim ręku. Czekają. Mija godzina, dwie, trzy... Około drugiej w nocy pielęgniarka pobiera kobiecie krew do badania. — Rano będą wyniki i wtedy lekarz zdecyduje, co dalej — tłumaczy. Mężczyzna prosi o podłączenie matce na korytarzu kroplówki, bo jest odwodniona i chwilami traci świadomość. — Każdy jest chętny do kroplówki, a my nie nadążamy podłączać! Kilka godzin bez picia można przecież wytrzymać — rzuca pielęgniarka. Na szczęście ktoś z rodziny chorej kobiety przywozi butelkę wody mineralnej i słomkę. Można więc podać chorej picie.

Watykan: Z orędzia Papieża: Każdy szpital to miejsce, gdzie „doświadczenie choroby i cierpienia, a także profesjonalna i braterska pomoc przyczyniają się do przezwyciężenia wszelkich granic i podziałów...”.

Warszawa: Nagle na środku poczekalni SOR-u upada młody mężczyzna, zaczyna się trząść. Ma atak padaczki. Stoi przy nim bezradna żona i woła o pomoc. Na szczęście idzie pielęgniarka, ale szybko się okazuje, że do innego pacjenta. Salowa uspokaja, że za chwilę zejdzie pewnie z oddziału jakiś lekarz. Mija pięć, dziesięć minut... W sumie to już lekarz nie musi schodzić, bo atak padaczki minął. Żona przewraca chorego męża na bok i trzyma za głowę, aż się całkiem uspokoi. Już po wszystkim. Na poczekalni panuje głucha cisza. Pacjenci są przerażeni. 
W międzyczasie kobieta chora na nowotwór zasypia. Syn nadal podtrzymuje jej głowę swoją ręką. Trochę boli go kręgosłup, bo kolejną godzinę jest zgięty w pół. Na szczęście zmienia go jego siostra, która właśnie przyjechała do szpitala. Teraz ona ma dyżur przy trzymaniu głowy matce. Po godzinie muszą jednak obudzić mamę, by zaprowadzić ją na rentgen klatki piersiowej i usg. Takie dostali zlecenie. Znów muszą więc udać się na poszukiwanie wózka. Tym razem nocna wycieczka po szpitalnych oddziałach przynosi efekty. Na trzecim piętrze na korytarzu udało się znaleźć jakiś wózek. Mężczyzna musiał tylko obiecać jednej z pacjentek, że na pewno odda jej wózek, bo rano ta pani musi nim jechać na badania. Dlatego trzymała ów wózek przy „swojej” sali i, nie śpiąc, pilnowała, by nikt jej go nie zabrał. Dobrze, że zgodziła się go „pożyczyć”.

Watykan: Papież pisze w orędziu: „Choroba, zwłaszcza ciężka, zawsze wywołuje kryzys w ludzkiej egzystencji i niesie ze sobą głębokie pytania. W pierwszej chwili może niekiedy wywołać bunt: dlaczego mnie to spotkało?...”.

Warszawa: W szpitalach w Polsce nie ma czasu na szukanie odpowiedzi na takie pytania. Przynajmniej na SOR-ze. Ważne jest tu jedynie to, by przetrwać do rana. A potem uzyskać diagnozę i trafić na odpowiedni oddział w szpitalu. 
Środek nocy. Na szpitalnych korytarzach ciemno. Ale chorej na raka kobiecie to nie przeszkadza, bo nareszcie jest jej wygodnie: siedzi na wózku inwalidzkim, a syn z córką pchają go, by zawieźć ją na rentgen. Dobrze, że są razem, bo wózek jest popsuty i „jedzie” na hamulcu, jedna osoba nie dałaby więc rady go pchać. 
Teraz trzeba znaleźć pracownię rentgena. Wiadomo tylko, na którym jest piętrze, numeru sali na SOR-ze nie pamiętali. Dzieci chorej pukają więc kolejno do wszystkich sal po kolei, na drzwiach bowiem nie ma żadnych napisów. Trzy kolejne sale są zamknięte. Wreszcie, z czwartej wylatuje zaspana kobieta. — Czytać nie umiecie? Jak nie ma żadnego napisu, to znaczy że nie ma tu rentgena. Walicie w środku nocy do drzwi, trzeba się zastanowić, co się robi! — krzyczy, po czym trzaska drzwiami i znika. 
Chora kobieta ma jednak dużo szczęścia, bo jej dzieci w końcu znalazły pracownię rentgena. Ucieszyła się podwójnie, bo rentgen okazał się popsuty i nawet nie musi podnosić się z wózka. A to dla niej duży wysiłek.

Watykan: Papież pisze: „XXIV Światowy Dzień Chorego jest dla mnie okazją, by w szczególny sposób być blisko was, drodzy chorzy, a także osób, które się wami opiekują” .

Warszawa: Są blisko: chora i osoby, które się nią opiekują. Pierwsze słowa papieskiego orędzia, które mają przełożenie na życie. Nie jest tak źle. 
Teraz z nieczynnej pracowni rentgena trzeba wrócić z powrotem na SOR. Długimi korytarzami, łączącymi kilka szpitalnych budynków, syn z córką pchają kobietę na wózku do windy. Ale tym razem nie zmieszczą się do środka. Na windę czekają już dwaj sanitariusze z łóżkiem, na którym leży pacjent, który przed chwilą zmarł na jednym ze szpitalnych oddziałów. — Jest kolejka, my byliśmy pierwsi, poczekajcie na następną windę — informuje sanitariusz i poprawia na łóżku zielony „trapez”, układający się w prowizoryczną trumnę. 
Po kwadransie chora na nowotwór kobieta jest już wreszcie na SOR-ze. Dochodzi siódma, za chwilę powinny być już wszystkie wyniki. I jakaś decyzja. Lada chwila... 
Lekarze biegają po korytarzach coraz szybciej. Dużo lekarzy. Za chwilę obchód, szpital zaczyna tętnić życiem. Zrozumiałe więc, że pacjenci na SOR-ze muszą czekać. — Żaden z lekarzy przecież nie siedzi, tak trudno to zauważyć? — rozkłada ręce pani w rejestracji, gdy córka chorej pyta, kiedy mama dostanie się wreszcie do lekarza. 
W końcu, koło dziesiątej rano, lekarz prosi chorą do gabinetu. Oddaje wyniki, przepisuje kroplówki. Ale do podania w domu. Bo na oddziałach nie ma miejsc, by zostawić kobietę w szpitalu. — Gdyby gorączka w ciągu doby nie przeszła, proszę zgłosić się koniecznie na SOR — tłumaczy lekarz chorej i jej rodzinie. 
Znów mają szczęście. Bo doba mija w niedzielę. A zatem syn i córka chorej nie będą musieli brać nawet w pracy „dnia wolnego na żądanie”, tylko spokojnie przyjadą z mamą na dwanaście godzin do szpitala na SOR. Zresztą, są już wprawieni, bo mama źle znosi leczenie onkologiczne i trafia do szpitala co najmniej raz w tygodniu. Ale teraz wiedzą już, gdzie jest pracownia rentgena. Będzie więc dużo łatwiej.

Watykan: „Wszystkim, którzy służą chorym i cierpiącym, życzę, by ożywiał ich duch Maryi, Matki Miłosierdzia”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama