Bądźmy optymistami

Jak to jest mieć 100 lat? Na to pytanie odpowiada o. Jerzy Tomziński, zawsze pogodny i przyjazny

Jak to jest mieć sto lat? Zastanawiałam się, idąc na spotkanie z niezwykłym człowiekiem — stuletnim ojcem paulinem z Jasnej Góry Jerzym Tomzińskim. Przywitał mnie pogodny człowiek, z uważnym i przyjaznym spojrzeniem

Ojciec Jerzy pojawił się na świecie w momencie, kiedy wolna Polska była w powijakach, gdyby porównać ją do wieku dziecięcego, była noworodkiem, tak jak on. Ojciec Jerzy urodził się jako Jan 24 listopada 1918 r. w Przystajni pod Częstochową, rósł więc razem z Niepodległą.

Polska marzeń

Mówi o tym okresie: — Była to Polska naszych marzeń. Polska Sienkiewicza, Prusa, Mickiewicza, Polska romantyków i pozytywistów. Cieszyliśmy się suwerennością. Kraj podnosił się po 123 latach niewoli. Wuj o. Jerzego brał udział w budowaniu Gdyni. — To był polski punkt ożywienia, jeździliśmy oglądać, jak buduje się kraj. (Po przyłączeniu do Polski rozpoczął się nowy okres w dziejach Gdyni, która stała się miejscem budowy portu morskiego; w 1926 r. Gdynia otrzymała prawa miejskie — przyp. red.).

Ojciec Jerzy dorastał w cieniu Jasnej Góry. — Miałem 10 lat, gdy tata zabrał mnie do Częstochowy. Ciągle mówiłem o Matce Bożej, więc mnie do Niej zabrał. Pamiętam, bawiłem się drewnianym konikiem na wałach, gdy przez okno dostrzegłem pokój: zakonnik, na ścianie obraz, ciemno. Pomyślałem: żebym nie musiał tu mieszkać. Ja nie chciałem, ale Pan Bóg chciał — zaśmiewa się mój rozmówca.

Dzieciństwo zapamiętał jako radosne i beztroskie. Miał dwóch braci i siostrę. Zażyła relacja z młodszą o 4 lata Marysią zaowocowała przyjaźnią już w dorosłym życiu. Twierdzi, że nie miał przed nią żadnych tajemnic, była jego powiernicą, aż do dnia, kiedy niespodziewanie po urodzeniu córeczki zmarła. To jedno z trudniejszych doświadczeń w życiu o. Jerzego. — Godzinę klęczałem przy zmarłej i już nigdy więcej nie zapłakałem na żadnym pogrzebie, śmierć siostry przekroczyła niewidzialną granicę bólu. Coś we mnie pękło... — opowiada.

Lata młodości Jan Tomziński spędził w Gimnazjum im. Augustyna Kordeckiego Zakonu Paulinów na Skałce w Krakowie, tam rozwinął zdolności muzyczne. Muzyki zawsze słuchało się w jego domu. Mówi o sobie, że był kopnięty na punkcie muzyki, grał na trąbce, skrzypcach i fisharmonii. W czasie studiów w Rzymie, w nocy, gdy z tęsknoty za domem nie mógł spać, schodził do kaplicy, i kiedy nagrał się już na fisharmonii, spokojnie zasypiał. I choć w dzieciństwie życie zakonne wydało mu się smutne, dość szybko, bo w wieku 17 lat wstąpił do zgromadzenia paulinów. Trwała jeszcze wojna, kiedy został kapłanem, święcenia otrzymał 16 kwietnia 1944 r.

Polska straconych marzeń

Kiedy wspomina lata powojenne, mówi, że to Polska straconych marzeń, straciliśmy 5 mln ludności. — Myśmy się innej Polski spodziewali, nie o taką walczyliśmy — podkreśla. Czasy były niespokojne, tak jak podczas wojny. Niemcy, czuli, że Jasna Góra to ważne dla Polaków miejsce. Bywali tu Hitler, Himmler i inni esesmani. Cudowny Obraz Matki Bożej był chroniony przed ewentualną grabieżą i profanacją.

Okres stalinizmu, komuny i walki z Kościołem to czas, kiedy o. Jerzy pełni w zakonie paulinów ważne funkcje. Jest kustoszem sanktuarium jasnogórskiego w latach 1945-48, przeorem w latach 1952-57. Zostaje nim jeszcze w latach 1990-93, by przygotować Jasną Górę na IV Światowy Dzień Młodzieży. W latach 1963-75 pełni funkcję generała zakonu.

W roku 1962 papież Jan XXIII zwołuje sobór, którego celem jest uwspółcześnienie Kościoła. Zza żelaznej kurtyny z Polski na Sobór Watykański II przyjeżdża kard. Wyszyński oraz arcybiskupowie Wojtyła i Kominek. Ojciec Tomziński studiuje w tym czasie prawo kanoniczne na Papieskim Uniwersytecie „Gregorianum” w Rzymie. Zostaje generałem zakonu, a obradom przewodzi kolejny papież — Paweł VI.

Wtedy Ojciec zostaje zaproszony do współpracy i bierze udział w czwartej sesji synodu. To była okazja, by rozpowszechnić wizerunek Czarnej Madonny. Każdy z ojców synodalnych za sprawą o. Tomzińskiego otrzymał obrazek z Matką Bożą Częstochowską. Dziś o. Tomziński jest ostatnim żyjącym polskim uczestnikiem tych obrad.

Jest świadkiem ważnych wydarzeń i przemian. Był przeorem na Jasnej Górze, gdy blisko milion Polaków 26 sierpnia 1956 r. składało Jasnogórskie Śluby Narodu napisane przez prymasa Stefana Wyszyńskiego (więzionego wówczas przez komunistów), 3 maja 1966 r. jako generał zakonu przygotowywał centralne uroczystości Millennium Chrztu Polski.

Zetknął się z wielkimi tego świata, głowami państw, przedstawicielami Kościoła. Opowiadał, że był młodym chłopakiem posługującym na furcie, gdy na Jasną Górę przybył ostatni przedwojenny prezydent Ignacy Mościcki. — Powiedział do mnie: Panie kawalerze, żadne tam smarkaczu, tylko panie kawalerze, dziś tak się już nie mówi... — opowiada Ojciec. — Całkiem niedawno w tej samej sali gościliśmy obecnego prezydenta Andrzeja Dudę — dodaje. — Taki zbieg okoliczności...

Polska świętych

— Co powie Ojciec o dzisiejszej Polsce? — pytam. — Po stu latach życia uświadomiłem sobie, że moje ręce dotykały wielu świętych — odpowiada pozornie tylko nie na temat. Miał okazję spotkać św. Ojca Pio, Matkę Teresę z Kalkuty i wielu współczesnych polskich świętych, błogosławionych, sług Bożych. Mówi: — Doczekaliśmy się wielu polskich świętych. Nie wiadomo, co będzie, ale dziś Polska to Polska świętych. To jest nasze szczęście, bądźmy optymistami, mamy Polskę świętych! Tak samo święci rządzą Kościołem: Franciszek z Asyżu, Dominik, obie Teresy, to oni decydują o Kościele. Pamiętajcie, Kościołem nie rządzą kardynałowie i biskupi, rządzą święci.

Wielu poznał osobiście. Do bł. ks. Jerzego Popiełuszki, kiedy przyjechał na Jasną Górę z matką Grzegorza Przemyka, żartował, jak się okazało słowa były prorocze... — Ciebie to jak zastrzelą, to od razu do nieba pójdziesz, męczennikiem cię ogłoszą, to najkrótsza droga do świętości.

Św. Jana Pawła II poznał jeszcze jako młodego kapłana. — Przyjechał na rowerze z młodzieżą z Krakowa, nie zabrał ze sobą sutanny i musieliśmy mu coś u nas znaleźć, żeby Mszę mógł odprawić — opowiada o pierwszym spotkaniu z Wojtyłą. Później miał możliwość wielokrotnie obserwować kardynałów Wojtyłę i Wyszyńskiego oraz spotykać się na Jasnej Górze z papieżem Janem Pawłem II. Jego życie przebiega w czasie pontyfikatu siedmiu papieży, niektórych poznał osobiście, często zanim zostawali głowami Kościoła.

— Pamiętajcie, że przez 30 lat byłem urzędnikiem, spotykałem ludzi, którzy nie należeli do Kościoła i byli członkami komunistycznego rządu. Z każdym trzeba było umieć rozmawiać.

Wierność

— Co jest w życiu najważniejsze? — pytam. — Mój Boże kochany. Być wiernym. Normalnie: Być wiernym. Jestem tu i teraz — mówi z przekonaniem o. Tomziński. — Czasem trzeba się popłakać, gdy coś nie wychodzi, i czekać. Wie pani, nie znoszę ludzi, którzy się zmieniają. Mam szacunek do każdego człowieka, który ma honor i dotrzymuje słowa.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama