Oparta na faktach opowieść o piciu, wychodzeniu z uzależnienia oraz o nauce normalnego życia.
Mika Dunin ALKOHOLICZKA |
|
Chyba tylko raz czy dwa chciałam pisać o alkoholizmie. Jako chorobie. Oczywiście — najlepiej nie mojej! Tak ogólnie. Socjologicznie. Było to bardzo krótko po diagnozie. Trafiłam na terapię i pomyślałam:
„Ależ to świetny materiał na reportaż, na książkę”.
Teraz wiem, że to był wymyk mojego uzależnionego umysłu — odciąć się, zbudować mur. Jako osoba pisząca zawodowo uchwyciłam się szansy, by
móc na terapię patrzeć z dystansu, jako obserwator,
by nie dać się w to wciągnąć, ochronić moją chorobę i nie dopuścić do świadomości, że to ja jestem
uzależniona. Wtedy się nie udało. Nie powstał żaden reportaż, za to mury obronne runęły. Zrozumiałam, że tam, w tym, jak sądziłam, poniżającym
miejscu, mówią o mnie, że mnie to dotyczy, że to
ja mam problem. Później zabrałam się za układanie życia, porządkowanie, nadrabianie, wygładzanie. Czasem burzenie, rozgrzebywanie, plątanie się
i szamotanie. Na czynności niekonieczne — pisanie
jakichś reportaży — nie starczało siły, czasu i wytrwałości. Poza tym, sprawa się odrobinę skomplikowała, nie byłam już neutralnym obserwatorem,
nie byłam z zewnątrz, nie mogłam opisać tego z dystansu. Ale nie byłam też jeszcze w takim miejscu,
by móc napisać z perspektywy wnętrza i przemiany, czyli konkretnych doświadczeń i rozwiązań.
Picie było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.
Odstawienie trunków niczego, poza kwestiami
oczywistymi — że prosto trzymałam się na nogach,
nie bełkotałam, że wiedziałam, jak skończyłam
dzień — nie załatwiło. Ale gdybym nie przestała pić,
nie odkryłabym tego, co jest pod spodem. I nie miałabym siły tego zmienić. Dlaczego przestałam? Bo
było już tak źle, że więcej bym nie uniosła. Tak mi się
wtedy wydawało. Jak mi się to udało? Nie mam pojęcia. To musiał być cud — sama z siebie nigdy wcześniej czegoś podobnego nie dokonałam, nie podołałam takiemu wysiłkowi. A jednak. Ktoś po prostu
powiedział: „Musisz przestać pić”. Ja usłyszałam:
„Wystarczy, że przestaniesz pić, i będzie lepiej”.
Uchwyciłam się dymu — to objaw rozpaczy. A może
desperacji. Dlaczego sądziłam, że odstawienie alkoholu to taki drobiazg, że pasuje do niego słowo „wystarczy”? To był jeden z mechanizmów obronnych,
który wcześniej podtrzymywał komfort picia — picie
to nic takiego, w każdej chwili mogę przestać, piję, bo to
fajne, bo lubię — teraz, paradoksalnie, zadziałał nie na
korzyść choroby, tylko na moją. Skoro to takie łatwe,
nie ma się czego bać. Jeśli to tylko kwestia „wystarczy” —
dam radę. Tak, naprawdę wystarczy. Na początek.
Sprawdziłam to. Przerobiłam dokładnie. Bo nawet
gdy w tych czasach, już bez alkoholu, bywało źle
lub nawet bardzo źle, to nigdy nie było aż tak beznadziejnie, jak z alkoholem. Trzeźwa rozpacz nie jest
tym samym co dół zalany wódą.
Wrażenie, że ta historia całymi odcinkami i frazami dzieje się w głowie, nie jest błędnym czy
dziwnym odczuciem. Życie alkoholika dzieje się
w głowie. Co i jak zrobić, powiedzieć, jaki ruch będzie
najlepszy, co on mi powie, co ja odpowiem, jak ona mi
tak, to ja jej tak, oni mi na pewno nie, tamto nigdy... To
zajmuje tak wiele miejsca, że na realne posunięcia
nie ma już siły i czasu. Realne są głównie klęski,
realne są krzywdy dotykające bliskich. Ale nawet
tych krzywd i klęsk alkoholik często nie dokonuje specjalnie. Jest na to zbyt niezborny. Nie potrafi zapanować nad swoim piciem ani nad życiem.
Nawet jeśli obmyśli plan zemsty, i tak nie będzie
w stanie go zrealizować do końca i według reguł
sztuki rewanżu. To smutne, ale nawet ból zadawany bliskim może się okazać bólem bardziej przypadkowym, uderzającym rykoszetem w ludzi,
którzy z jakichś powodów znaleźli się w polu rażenia alkoholika, niż zaplanowaną, przemyślaną
i ukierunkowaną akcją. Bo alkoholik myśli głównie o sobie. Alkoholik jest krańcowym przykładem
egoisty i egocentryka, niezwykle często totalnie
lekkomyślnego. Cała tajemnica i zarazem tragedia
tej choroby polega na tym, że zło jest i nie jest zawinione. A granica jest płynna. W żadnym razie nie
zdejmuje to odpowiedzialności z alkoholika. Pokazuje tylko jego zagubienie.
Życie alkoholika to chaos, podróż po spirali, która co chwila dodatkowo wybrzusza się w górę
i w dół, fundując mu ekstatyczne loty i koszmarne
zjazdy. Powtórki i zapętlenia: Jak to możliwe, że zno-
wu tu jestem?! Dlaczego znowu to zrobiłam?! Pijana
rzeczywistość. Nie wystarczy odstawienie szklanki czy kieliszka, by się z niej wyrwać.
Jeśli czytając tę książkę, poczujesz się nieswojo albo wręcz ogarnie cię niesmak i zażenowanie — być może to nie jest książka dla ciebie. A może właśnie dla ciebie jest szczególnie. Czasem tak właśnie działają mechanizmy obronne: „Cóż za żenująca postawa! Jak można wyciągać takie ohydztwa, wywlekać brudy, pisać takie świństwa o sobie i rodzinie, hańba!”. Być może to faktycznie hańba. Jeśli tak jest w istocie, dotyczy ona tylko mnie, a mi już nie zaszkodzi. Wstyd przestaje mieć nade mną władzę w chwili, gdy moje ponure doświadczenia pomogą komuś zobaczyć jego własną otchłań, a zaraz potem nadzieję na rozwiązanie problemu. Ale zanim na dobre odwrócisz ze wstrętem oczy od tej książki, zastanów się tylko przez moment, czy to, co właśnie przeczytałeś i co tak bardzo cię znie smaczyło, nie jest fragmentem twojej własnej rzeczywistości, twojego życia, myślenia, problemu. Albo kawałkiem rzeczywistości kogoś obok ciebie, kogo znasz, a może nawet darzysz uczuciem. Czasem bywa tak, że najbardziej odrzucają nas rzeczy, które w sobie przeczuwamy, których istnienie tak bardzo nas przeraża, że za wszelką cenę chcemy je od siebie oddalić.
„Alkoholik? To na pewno nie ja!”. W porządku. Wystarczy, że to jestem ja.
opr. ab/ab