Proszę Cię Boże, bym kiedyś przy końcu swojego życia usłyszał Twoje Słowo: Dobrze, sługo dobry i wierny!
Jednym z moich ulubionych filmów jest „Amadeus” Miloša Formana. Nadworny kompozytor Cesarza Józefa II – Antonio Salieri cały poświęca się Bogu i muzyce. W gorących modlitwach prosi Pana, by mógł tworzyć dzieła muzyczne dla Jego chwały (Czy przypadkiem nie chodzi mu jednak o chwałę własną?). Podporządkowuje temu celowi całe swoje życie i ciężko, w wielkim mozole nad tym pracuje. Jednocześnie na cesarskim dworze pojawia się nieobyty w towarzystwie lekkoduch, człowiek słabo zdyscyplinowany, niezbyt pobożny, przeżywający swoje życie na zabawach i hulankach – Mozart. Nie widzimy go w filmie, by modlił się o natchnienie. Tworzy jednak, jakby bez wysiłku, niesamowicie piękne utwory. Nie ma znaczenia czy zasiądzie na chwilę za klawesynem czy komponuje wielką operę, tworzy koncert kameralny czy symfonię – wszystko jest genialne i podziwiane do dziś przez miłośników muzyki na całym świecie.
Opowieść przepięknie pokazuje jak nierówno Pan Bóg obdziela ludzi talentami. Salieri dostał jeden talent i zakopał go skutecznie poprzez pychę, zazdrość i podłości, których się dopuścił w stosunku do Amadeusza.
Mozart otrzymał pięć (a może i dziesięć) talentów i zrobił z nich taki użytek, że ciągle można się zachwycać setkami czy nawet tysiącami jego utworów.
Pan Bóg – patrząc naszą miarą – nie przekazuje swoich darów sprawiedliwie. Problem polega na tym, bym niezależnie od tego jakie one są i ile ich jest, potrafił je dostrzec, umiał się nimi zachwycić i wykorzystał je najlepiej, jak się da.
Proszę Cię Boże, bym kiedyś przy końcu swojego życia usłyszał Twoje Słowo:
Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego Pana!
Szczęść Boże
Andrzej Cichoń
Rozważanie napisane na 19 listopada 2017 roku
opr. ac/ac