Bezdroża

Wiara, jak i inne sprawy naszego życia, to kwestia miłości... do której musimy dojrzeć

Bezdroża

Często odzywają się do mnie różne osoby, z przeróżnymi sprawami, dylematami, pytaniami. Widzę, również po sobie, jak i moje drogi wyborów, decyzji, są często zawiłe i sam nie wiem dokąd zmierzam w tym wszystkim. Trudno o dobrą, prostą radę… Kilka słów nie rozwiąże natychmiast trudności. Jednak staram się za każdym razem, rozmawiając z kimkolwiek, pochylić się nad jakąś częścią życia tej osoby, z której się zwierzy, w której szuka jakiegoś światła rozwiązania. Niekiedy po takiej rozmowie, odkrywamy wspólnie jakieś światło, którym można się kierować. Bywa niestety i tak, że po rozmowie, powstaje jeszcze większe zaciemnienie i sprawa, staje się znacznie trudniejsza. Czego tak naprawdę oczekujemy, pragniemy od drugiej osoby? Słów, które będą nas w jakimś kierunku prowadziły, czy raczej konkretnych doświadczeń – przykładów z życia, które obudzą we mnie jakieś własne pomysły wobec spraw, które przeżywam.

Kiedy słucham różnych historii – sytuacji, albo oceniam swoje przeżycia, widzę, jak często nasze życie przypomina kluczenie po labiryncie. Wiemy, że gdzieś jest cel do osiągnięcia, ale poszukiwanie tej jedynej, odpowiedniej drogi prowadzącej do tego celu, nie jest zadaniem łatwym. Co mogłoby nam pomóc w realizacji naszego życia, codzienności?

Dylematy i świadectwa

Dylematy, z którymi mamy do czynienia spowodowane są często naszymi wyborami, które nie są początkowo złe, ale nie mając wzorców, postępujemy trochę po omacku. Szukamy, wśród możliwości które znamy, rozumiemy, posiadamy, jakiegoś sposobu na to, co w jakiejś chwili przeżywamy.

Ostatnio np. siedziałem z uczniami na ławce. Jeden z chłopaków nagle zadał mi dość nietypowe pytanie: „wie ksiądz kiedy ostatnio byłem w kościele? Na bierzmowaniu (4 lata temu). Bo ja w to nie wierzę, nie wierzę w jakieś tam… Boga itd.”

Sprawa wydaje się być i trudna, i łatwa… Trudna, bo musi istnieć w każdym z nas chęć poszukiwania i rozwiązywania jakiś spraw, a tego często brakuje. Trudna też dlatego, że pewne własne doświadczenia, przeżycia, nie przemawiają w pewnych tematach do drugiej osoby. Żywe świadectwo? Czy byłoby wstanie przekonać tego chłopaka do tego, aby spróbował inaczej spojrzeć na swoją wiarę, na przygodę, którą jest uczestniczenie w Eucharystii. Niekiedy nasze problemy tylko komunikujemy innym, raczej nie oczekując odpowiedzi, ani nie szukając właściwych sugestii, przykładów i w takiej sytuacji, nawet najbardziej piękne i autentyczne świadectwo, do niczego by nie zachęciło takiej osoby. Jednak powinniśmy próbować… Jeśli, jesteśmy wewnętrznie do czegoś bardzo przekonani i widzimy, jak wiele nam to coś daje, powinniśmy nie tyle na zasadzie przekonywania, czy udowadniania, pokazać komuś jak my to przeżywamy, ale na zasadzie pokazania czegoś, takiego trochę zaprezentowania, podzielić się z kimś naszymi wrażeniami.

Inna sytuacja:

Rozmowa na FB – pewna osoba opowiedziała mi o kryzysie swojej wiary, życia, wartości… Odkryła, że jest to raczej spowodowane zabieganiem w szkole; typem szkoły – teatralna… Stwierdziła ta osoba, że nie potrafi się modlić, nie ma już tego zapału, co kiedyś… zerwała ze starą paczką, teraz ma swoją, o zupełnie innym stylu… Chodzi co niedzielę do kościoła, ale „tak jakoś tego kompletnie teraz już nie czuję” – stwierdza.

I znów pewnie można by było sięgnąć do „worka różnych przykładów” ze swojego życia, do tego, jak przeżywa się modlitwę, wiarę, uczestniczenie we Mszy św, do tego jak ważne jest odpowiednie towarzystwo – dobra paczka ludzi… Żywe świadectwo? Czy bylibyśmy wstanie przekonać tę osobę do tego, aby spróbowała odmienić swój sposób życia, zaangażowania w szkołę, różne obowiązki, by poszukała innych ludzi… ? Myślę, że właśnie teraz w naszych głowach kotłuje się od słów, przykładów, różnych świadectw, którymi byśmy mogli się posłużyć, aby ewentualnie pomóc tej osobie. Czy jednak są to na tyle żywe doświadczenia, zbudowane razem z innymi osobami, by mogły przekonać tą osobę?

Meritum sprawy…

W wielu sytuacjach, wydaje mi się, że problem tkwi w tym, że każdy z nas ma za mało odpowiednich wzorców, przykładów postaw, sposobu postępowania – życia, aby być umocnionym innymi i w zachwycie porwać się do pracy nad swoim życiem. Mamy pewnie wiele przykładów osób, które nas motywują, dopingują w jakiś sposób, ale czy nie odbijamy się niekiedy jak mucha o okno, docierając do jakiś spraw, w których niestety więcej mamy złych przykładów, niż pozytywnych.

Pewnie to nie jedyny problem. Jednak obstaję przy tym, że jednym z wielu wytłumaczeń naszych „bezdroży” jest to, że brakuje nam żywych doświadczeń – innych osób, czy nas samych. Brakuje świadectw ludzi, którzy nas otaczają, którzy swoim życiem zaświadczą o konkretnych przeżyciach w kwestii wiary, życia codziennego itd. Nie twierdzę, że ich nie ma. Wydaje mi się jedynie, że głosy wciąż są zbyt pojedyncze i zbyt słabe tych osób, które by mogły dotrzeć do nas. „Hałas świata” jest na tyle silny, że trudno nam się niekiedy przebić przez tę skorupę, z jakimś pięknym wydarzeniem z naszego życia, które mogłoby ewentualnie komuś pomóc, lub przynajmniej na coś wskazać.

Wartość „przeżyć”

Wiara, jak i inne sprawy naszego życia, to kwestia miłości (…) do której musimy dojrzeć. Jedni szybciej docenią świadectwa innych, a inni będą potrzebowali znacznie więcej czasu, by komuś zaufać i przyjąć słowo innej osoby, jako swój osobisty drogowskaz. Doświadczenia jednak muszą istnieć i powinniśmy się poważnie zastanowić, czego wyraźnym świadectwem jest nasze życie. Jak możemy dojrzewać w kształtowaniu naszego życia codziennego, naszych postaw i stanowisk wobec przeróżnych spraw, które dotykają naszego życia.

Może uświadomienie sobie tego, jak ważne są żywe doświadczenia, wzorce, świadectwa, przekona nas do tego, aby samemu, dla innych, stać się darem. Ja, moja codzienność, stwarza okazję, przeżycia bardzo wielu doświadczeń. Czy zdaję sobie sprawę z ich wartości i z tego, jak ogromny pożytek może uczynić to, że się nimi podzielę z innymi osobami?

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama