Święć się imię Twoje

Niezwykle często pomiędzy słowem wypowiadanym przez Boga a naszym spojrzeniem na nas samych rozciąga się przepaść

Święć się imię Twoje

Jim McManus

Święć się imię Twoje

Żyć słowem Bożym

Wydawnictwo Homo Dei, 2011
ISBN 978-83-62579-16-7
Format książki: A5
Stron: 176
Rodzaj okładki: miękka

Ewangelia jest Dobrą Nowiną o nas samych, o naszej godności synów i córek Bożych. Nasza świadomość własnej godności i wartości zwiększa się tym bardziej, im bardziej zgodnie z Ewangelią żyjemy. W tej książce ojciec Jim McManus wskaże ci nowe sposoby życia słowem Bożym.

Fragment książki:

2. Żyć słowem Bożym

W trakcie nocnego czuwania, gdy Jane wielbiła Boga „całą swoją istotą”, doznała dogłębnego uzdrowienia. Odkryła także prawdziwość słów Jezusa: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4, 4). Dar nowego serca, o który prosimy, modląc się słowami „święć się imię Twoje”, pozwala nam usłyszeć słowo Pana, przyjąć je i zacząć nim żyć.

Każdy z nas ma doświadczenie życia słowem Bożym, ale często w ogóle się nad tym nie zastanawiamy. Przypomnij sobie czas, kiedy czułeś się świetnie: wszystko układało się pomyślnie, nie miałeś zmartwień, członkowie twojej rodziny byli zdrowi i miałeś z ludźmi bliskie relacje. Nagle osoba, którą uważałeś za przyjaciela, powiedziała lub zrobiła ci coś okropnego. Co się wówczas stało? Prawdopodobnie spędziłeś resztę dnia, rozmyślając o tym, martwiąc się i denerwując. Twój nastrój zmienił się diametralnie. Najpierw czułeś się, jakbyś latał, a potem jakbyś upadł. Moc ludzkiego słowa jest tak wielka. Może budować i burzyć; potrafi unosić i poniżać; jest w stanie dodawać otuchy i jej pozbawiać. Zwykłem przy omawianiu tej kwestii używać określenia „pozwolenie na lądowanie”. Kiedy rozpoczęła się ta straszna wojna w Iraku, aby samoloty wojskowe Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki mogły wylądować w danym kraju i zatankować, wymagane były odpowiednie pozwolenia. Siły powietrzne potrzebowały także prawa do przelotu nad terytorium innego państwa i wejścia w jego przestrzeń lotniczą, aby móc zaatakować Irak. My mamy w zwyczaju udzielać pozwolenia na lądowanie w naszym sercu każdemu, kto wymawia pod naszym adresem przykre słowo. Godzimy się, aby wyleciało z ust tej osoby i wylądowało w nas, mącąc nasz wewnętrzny pokój. Dlaczego przyzwalamy na coś tak niedorzecznego? Nasze motto powinno być następujące: zakaz lądowania w naszym sercu dla negatywnych i przykrych treści.

Naszą obroną przed destrukcyjnym, grzesznym słowem ludzkim jest twórcze, uwalniające słowo Boga, i trzeba nam świadomie z tego korzystać. Pan mówi na przykład: „Drogi jesteś w moich oczach” (Iz 43, 4), ale wewnętrzny głos może powiedzieć: „Jesteś bezużyteczny”. Któremu z nich wierzysz? Jeśli chcemy, możemy ignorować słowo Boże i żyć wyłącznie negatywnym słowem człowieka.

W tym rozdziale przyjrzymy się niektórym implikacjom tej pierwszej postawy. Najpierw jednak ustalimy, z czym wiąże się życie tymże słowem.

Budowanie obrazu samego siebie

Obraz nas samych budują słowa; to największy wpływ, jaki mają na nasze życie. Nikt z nas nie rodzi się z określonym spojrzeniem na siebie. Kiedy dziecko przychodzi na świat, nie ma świadomości swojej odrębności od matki. Formująca się stopniowo tożsamość jest zdana na łaskę kierowanych do dziecka słów. Piękny lub brzydki, mile lub niemile widziany, rozkoszny lub uciążliwy.

Kiedy słowa miłości lub odrzucenia, akceptacji lub odtrącenia zapadają w świadomość dziecka, tworzy ono obraz samego siebie. Będzie dorastało jako pewny siebie i świadomy własnej wartości młody człowiek, który potrafi zaufać innym i obdarowywać ich swoją miłością, lub też jako osoba lękliwa i samolubna, niezdolna do prawdziwej miłości. Ojcowie i matki coraz bardziej zdają sobie sprawę z konieczności zwracania się do potomstwa pozytywnie i z miłością.

Jednak w tym rozdziale nie będziemy się zajmowali słowami, które rodzice i członkowie rodziny kierują do małych dzieci. Interesować nas będzie wymiana zdań pomiędzy dorosłymi, a także sposób, w jaki każdego dnia zwracamy się do samych siebie, oraz treści, jakie sobie przekazujemy. Czy naśladujemy wyzwalające słowo Bożej miłości i akceptacji, czy może raczej uciekamy się do grzesznego słowa potępienia i odrzucenia?

Nasza prawdziwa tożsamość

Naszej prawdziwej tożsamości nie odkryjemy, patrząc na siebie swoimi grzesznymi oczami lub oczami innych, ale w zrozumieniu, kim jesteśmy w kochających i przebaczających oczach Boga.

Zwróćmy uwagę na dwie rzeczy, które objawia nam Chrystus. Po pierwsze, ukazuje nam Boga jako kochającego Ojca, a po drugie, mówi nam, że jesteśmy ukochanymi dziećmi tegoż Boga. Jedynie Chrystus może odkryć przed nami nas samych. Jedynie On może ujawnić tajemnicę naszej najgłębszej tożsamości jako ukochanych dzieci Bożych. Odkrycie to jest źródłem naszej duchowości. Kiedy nim żyjemy, żyjemy pełnią naszej natury, żyjemy tajemnicą tego, kim jesteśmy. Anselm Grün pisze, że nasze prawdziwe „ja” jest ogromną niewiadomą:

Moje prawdziwe „ja” jest tajemnicą, ponieważ jest niepowtarzalnym wyrazem Boga. To ta postać mojej osoby, którą Pan miał w zamyśle na początku. Owo wyjątkowe słowo Boże, które ma za zadanie, wyczekuje i usiłuje stać się we mnie ciałem. Moje „ja” jest słowem, które ma przyjść na świat we mnie i przeze mnie, i narodzić się jako moje prawdziwe „ja”. Moje duchowe „ja” jest wyjątkowym i niepowtarzalnym słowem Boga, które oczekuje z utęsknieniem, aby stać się widzialnym i słyszalnym we mnie samym 1.

Duchowość chrześcijańska, aby pozostać zdrowa, musi być stale odnawiana i zakorzeniana w tajemnicy Bożego dziecięctwa. W rozdziale pierwszym czytaliśmy o Jane i jej zmaganiu prowadzącym do tego odkrycia. Ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego pozamałżeńskiego związku i aborcji, potępiała i nienawidziła siebie, a nawet rozważała samozniszczenie. Musiała nauczyć się, że właściwą reakcją na grzeszną słabość nie jest nienawiść do siebie samej, lecz skrucha, nie samopotępienie, lecz ufność w miłosierdzie i litość Boga. Jakże smutne jest, kiedy osoba, która śmiertelnie grzeszy, od¬czuwa pokusę, by odrzucić i potępić siebie, i podobnie jak Jane, oddaje się temu latami. Bóg zaprasza do czegoś zupełnie przeciwnego: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna” (Iz 1, 18).

Dopóki Jane nie otworzyła przed Panem swojego serca z całkowitą ufnością, widziała siebie przez pryzmat niszczącego słowa wstydu i winy, a nie twórczego słowa Bożego. Aby opisać wewnętrzny dom, w którym się ukryła, użyła wymownego sformułowania: „Zamknęłam się we własnym strachu, wstydzie i winie”. Obraz niewoli Jane przywołuje obraz prawdziwej wolności przedstawiony przez Jezusa: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 31–32).

Gdy miłosierny Ojciec zakończył w trakcie Mszy św. proces uwalniania Jane z więzienia nienawiści i rozpaczy, odnalazła prawdziwy dom w słowie Bożym. Spędziła wówczas noc przed obliczem Pana, modląc się słowami: „Niech cała moja istota krzyczy »godna«!”. Zrozumiała też opatrznościowy wymiar swojego doświadczenia. Napisała: „To miało zakończyć moje uzdrowienie, ponieważ w dalszym ciągu czułam się niegodna działania dobrego Pana”.

Jane żyła w więzieniu destrukcyjnego słowa, potępiając się, a mimo iż żałowała za grzechy, trudno jej było uwierzyć w miłość Boga i Jego szacunek dla niej. Potrzebowała całej nocy modlitwy, aby zakosztować prawdziwej wolności. W trakcie Mszy św. odprawianej tamtego popołudnia dużo czasu poświęciliśmy na modlitwę. Powtarzaliśmy: „Dziękujemy za to, że uważasz nas za godnych przebywania w Twojej obecności i służenia Tobie”. To sam Bóg uznaje, że jesteśmy godni. Jane wypełniła modlitwą całą noc i odkryła prawdę o Bogu, którą objawił prorok Izajasz:


Niechaj bezbożny porzuci swą drogę
i człowiek nieprawy swoje knowania.
Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje,
i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu.
Bo myśli moje nie są myślami waszymi
ani wasze drogi moimi drogami
– wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi
drogami i myśli moje – nad myślami waszymi (Iz 55, 7–9).

Obraz dwóch domów

Pismo Święte ukazuje dwa interesujące, choć skrajnie różne obrazy domów, do których możemy się wprowadzić. Jezus zaprasza nas do zamieszkania w Jego słowie. „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami” (J 8, 31). W jednym z psalmów Bóg z kolei przestrzega nas przed słowem, które niszczy: „Twój język jest jak ostra brzytwa, sprawco podstępu” (Ps 52, 4).

Jeśli samoocena powstaje w domu słowa, które niszczy, to będzie niska. Krytycznie będziemy oceniali i samych siebie, i innych. Jeśli odkryjemy, że zamieszkaliśmy w tym domu, że widzimy siebie i innych w negatywnym świetle, wówczas należy się bezzwłocznie wyprowadzić. Musimy się wymknąć pod osłoną nocy i zamieszkać w słowie Pana. Ucieczka z domu destrukcyjnego słowa jest dobrym obrazem wewnętrznego uzdrowienia.

Cały ten proces jest doświadczeniem uzdrawiającej mocy Boga, dzięki której człowiek uzmysławia sobie, że jest godny miłości (uzdrawianie wizerunku), że sam może kochać i przebaczać innym (uzdrawianie relacji) lub że może z wdzięcznością zintegrować bolesne przeżycie z przeszłości (uzdrawianie wspomnień). Każde z takich uzdrowień dokonuje się dzięki życiu pełnemu wiary w słowo Boże. Przyjrzymy się im teraz kolejno.

Uzdrawianie samooceny

Wszelkie uzdrowienie dokonuje się za sprawą słowa Bożego. Żyjąc nim, uciekamy z niewoli słowa, które niszczy. Kiedy Pan nas stwarzał, wzorem był On sam – Jego obraz i podobieństwo. Możesz się napawać pięknem krajobrazu, zachwycać cudownymi zachodami słońca, czuć się uniesiony artyzmem dzieł sztuki, ale bez względu na ich czar, nic z całego stworzenia nie przypomina Boga tak bardzo jak ty. W Piśmie Świętym czytamy: „Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili” (Ef 2, 10). Nawet kiedy dopuszczamy się najcięższych grzechów, pozostajemy cudownym dziełem Boga. Cóż za odkrycie!

Pan nie tylko mówi nam, że stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, ale także co do nas czuje: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem (…), ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję” (Iz 43, 1.4). Jak się czujesz w obecności kogoś, kto stale ci powtarza, że jesteś cenny w Jego oczach? Bóg mówi: „Ukochałem cię odwieczną miłością” (Jr 31, 3). Ta miłość obejmuje wszystkie twoje emocje. Trzysta sześćdziesiąt sześć razy w roku Bóg zachęca, abyś się nie lękał; mówi, że nie doznasz wstydu (por. Ps 71, 1), że nas obroni i wyswobodzi (por. Ps 109, 21), że jesteśmy źrenicą Jego oka (por. Ps 17, 8), że zatriumfuje. Kiedy zagłębimy się w lekturze Pisma Świętego, znajdziemy setki zapewnień o niegasnącej miłości Boga. Słowa wypowiedziane przez samego Chrystusa z pewnością stanowią kwintesencję tego poglądu: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16).

Niezwykle często pomiędzy słowem wypowiadanym przez Boga a naszym spojrzeniem na nas samych rozciąga się przepaść. Pan mówi, że zostaliśmy odkupieni, a my uważamy się za straconych; mówi, że nas kocha odwieczną miłością, a my nic nie czujemy; mówi, że jesteśmy cenni w Jego oczach, a my sądzimy, że nie mamy dla Niego żadnej wartości; mówi, że da nam nowe serce i nowego ducha, a nam się zdaje, że nic nie może dla nas uczynić.


Przypisy:

1 A. Grün, The Spirit of Selfesteem, tłum. J. Cumming, Tunbridge Wells: Burns & Oates 2000, s. 26.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama