Podsumowanie pontyfikatu
Papież pełniąc posługę apostolską przez 26 lat i 5 miesięcy, zostawił światu i swojej Ojczyźnie żywy zasiew słowa. Jego słowa są dla nas „memento” — zadaniem, które mamy wypełnić. Mówił do świata i do nas na różnych kontynentach, z różnych miejsc, nie wyłączając parlamentów. Darowywał nam słowa — czyste, jasne, prawdziwe, tchnące żywą wiarą, przesycone miłością, budzące nadzieję, tak jak wtedy spod ramion krzyża na Placu Zwycięstwa w nieujarzmionej Warszawie: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi... tej ziemi”. Szczodrze obsypywał świat swoimi słowami. A one trafiały do naszych serc albo padały obok. Słuchaliśmy Go, słysząc i nie słysząc. Jednoczył jednak świat przy sobie. Jego myśli kierowane do świata i do nas, były tak samo jasne, prawdziwe jak słowa, którymi je wyrażał. W dniu inauguracji przekazał światu posłanie słowami: „Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi. Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju... Tylko On wie, co jest w człowieku — pozwólcie mówić do człowieka”. Słowa te stały się kluczem Jego pontyfikatu. Słowa te są aktualne po dziś dzień, dopóty dokąd będzie człowiek prześladowany i dopóki będzie zamykał przed Nim bramy swego serca.
I dalej wołał: „Każde życie ludzkie jest święte. Brońcie świętości życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci”. Mówił w siedzibie ONZ, mówił także w amerykańskim Phoenix.
Przekazywał światu, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich, bo tego wymaga Bóg, a On nigdy nie żąda od nas niczego, co przerasta nasze siły. Apelował więc Papież o sprawiedliwość społeczną i pokój na świecie. Chciał, byśmy starali się zasypać przepaść między bogatymi i biednymi, bowiem wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich. Przypominał, że trzeba jeszcze żyć godnie, a nie, jak chce świat, bogato i wygodnie, powtarzając, że świat bez Krzyża byłby pustką, a bez Prawdy stałby się piekłem.
Mówił, że nie wystarczy jedynie tolerancja: „Cóż to za bracia i siostry, którzy jedynie się tolerują”. Stąd ekumenizm jest imperatywem naszego sumienia. Przypominał chrześcijanom, że powinni nawzajem „znosić się w miłości, a nie jedynie tolerować”. Wszyscy jesteśmy umiłowanymi dziećmi Ojca.
Inaugurując Wielki Jubileusz Roku 2000 przypomniał całemu światu, że Jezus Chrystus, Syn Boży, jest naszą nadzieją i zbawieniem, zwracając się jednocześnie z prośbą, by wszyscy przyjęli tę prawdę, która zmieniła bieg historii.
W encyklice Redemptoris Missio podkreślił potrzebę głoszenia Chrystusa, zaznaczając, że nikt nie może uchylić się od przekazywania wszystkim Chrystusa — niezależnie od tego, czy jest duchownym, czy świeckim. „Mam nadzieję — wołał — że nadszedł moment zaangażowanie wszystkich sił w nową ewangelizację i w misję wśród narodów”.
Uczył, że każdy chrześcijanin jest wezwany do rachunku sumienia: „Kościół, a z nim wszyscy chrześcijanie, winni uklęknąć przed Bogiem i błagać Go o przebaczenie «za dawne i obecne grzechy»”. Kilkakroć sam prosił o przebaczenie w imieniu Kościoła.
Przypominał młodym, że: „muszą od siebie wymagać, nawet wtedy, gdy inni od nich nie wymagają”. Może i dlatego był dla nich największym autorytetem. Nic więc dziwnego, że ze słów napisanych przez umierającego Papieża, młodzież usłyszała: „Dotychczas Ja Was szukałem, teraz Wy przyszliście do Mnie”.
Świat i rodaków prosił o wielką modlitwę: „Kiedy tutaj przejeżdżałem przez plac, starsza kobieta z Polski krzyknęła «ratuj Polskę». Co to znaczy? — że widzi niebezpieczeństwo. Trzeba, żebyśmy widzieli. Żebyśmy nie zniszczyli tego dziedzictwa. Tego dobra, któreśmy z takim trudem obronili. Żebyśmy sobie nie pozwolili go zniszczyć”. Czyż może być coś piękniejszego — Papież utożsamił się z każdym z nas.
Zdawać by się mogło, że Ojciec Święty w swoim nauczaniu powiedział już „wszystko”. Tymczasem najpiękniejsze ziarno zasiał w ostatnich dniach swego życia. Swoim cierpieniem pisał najpiękniejszą „encyklikę”, z tym, że różni się ona od poprzednich, pozostałych tym, że mogli przeczytać ją „wszyscy”. Cierpienie Papieża okazało się najpiękniejszym tekstem, którego nie trzeba nikomu tłumaczyć. Był czytelny i przejrzysty dla wszystkich małych i wielkich tego świata, tryskających młodością i pokrytych siwizną, a nawet tych, którzy daleko stali od Kościoła. Ta „encyklika” różni się od tych pisanych piórem. Tę czyta się lepiej, choć często ze łzami, bo pisana była na oczach całego świata. Można było, jeśli kto tylko pragnął, przeczytać ją do końca. Pomogły nam media: telewizja, radio i prasa, zapisując niezwykle wymowną, niezostawiającą żadnych złudzeń, targającą bólem, a zarazem męstwem cierpiącego Papieża.
W ostatnim swoim Liście Apostolskim ogłoszonym 21 lutego 2005 r., Ojciec Święty nazwał media „wspaniałymi rzeczami”, „opatrznościowymi możliwościami”, upatrując w nich wielką szansę dla dobra ludzkości i Kościoła. „Nie lękajcie się nowych technologii! Należą one do tych wspaniałych rzeczy — inter mirifica, które Bóg oddał do naszej dyspozycji”. Z drugiej strony przypominał twórcom prasy, książki, radia, telewizji, kina i internetu, że: „Media w dogłębny i burzący sposób wpływają na relacje rodzinne, system szkolny, procesy społeczne i kulturowe, czasami niszcząc lub zmieniając normalne stosunki edukacyjne, wychowawcze i socjalne. Jeśli będą wykorzystywane jako pożywka do siania nienawiści, konfliktów, będą niszczycielską siłą”.
Papież mówił również milczeniem, mówił wtedy, gdy mówić już nie mógł, gdy usta nie mogły wyrzec słowa. Milczenie Jego wówczas było wymowniejsze niż słowa. Mówił gestem zbolałej twarzy i drgającej ręki. Śledziliśmy tę mowę z bijącym sercem, z trudnością opanowując łzy cisnące się do oczu. Ileż wysiłku wkładał, by bez słowa wypowiadać treść swego posłania: ból, który rysował się na Jego twarzy, milczącymi ustami, gestem trzęsącej się ręki, drugą dotykając mikrofonu. Przekazywał nam słowa dwóch uczniów spieszących do Emaus: „Panie, zostań z nami”. Czyż nasze usta i bijące mocniej serce w takt drgającej ręki nie wznosiły się w strop nieba i nie szeptały: „Ojcze Święty, pozostań jeszcze z nami, bo ma się już ku wieczorowi i dzień Twój już się nachylił”. Milczenie jednoczyło nas wokół Niego jeszcze silniej jednoczyło nas ze sobą w niemym bólu. W milczeniu i modlitwie byliśmy razem przy Jego cierpieniu.
A kiedy przekroczył próg ciszy — płakaliśmy. Przypominaliśmy sobie kierowane do nas słowa: „Zanim stąd odejdę, proszę Was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię jest Polska, jeszcze raz przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością, abyście nigdy nie zwątpili, nie znużyli się i nie zniechęcili. Abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy”. Zapisał je w nas, oby na zawsze! A było słów tak wiele, jakże zawsze prawdziwe, przejrzyste, ciepłe, choć czasem twarde.
„Odszedł Pasterz dobry, co ukochał lud”. Żegnając Go, zapłakał świat. Nie było dziełem przypadku, że przy trumnie Jana Pawła II spotkali się przedstawiciele najróżniejszych wyznań i religii, a także najważniejsi i najwięksi politycy z różnych krajów i z różnych części świata i to nawet wrogich względem siebie orientacji, nie mówiąc już o milionowych rzeszach. Tak żegnał Go świat. To wzrastanie siejby Papieża przez cały pontyfikat — zaowocowało na oczach świata. Odwiedzając kraje, Ojciec Święty uczył wrażliwości i szacunku dla innych kultur, ras, religii, uczył dialogu z każdym człowiekiem, a także prosił, by otworzyli Chrystusowi granice państw, systemów politycznych i ekonomicznych...
A potem już tylko Msza Święta. „Nasza ojczyzna jest bowiem w niebie” — słowa św. Pawła z Listu do Filipin odczytane podczas Mszy Świętej w języku angielskim. I zaraz potężne, radosne Alleluja, obwieszczające zmartwychwstanie Chrystusa i słowa celebransa kard. J. Ratzingera: „Ojciec Święty patrzy na wszystkich zgromadzonych i błogosławi im...” Gromkie oklaski i łzy. Ta piękna lekcja umierania z godnością, jaką pokazał Papież z Polski, była potrzebna światu. Potrzebne było to Jego przypomnienie wiary w zmartwychwstanie.
Żegnając Papieża, cały świat przypomina i powtarza niekończącą się liczbę właściwych Mu przymiotów. Wzięte razem rysują prawdziwą Jego wielkość. „Żegnając Go nie cofajmy się przed nazwaniem Go największym dziedzicem Piotrowego tronu, bo tak jak nikt przed Nim, objął swoją miłosierną miłością i myślą ziemski świat”, będąc najwierniejszym sługą Jezusa Miłosiernego i rzecznikiem nabożeństwa Miłosierdzia Bożego. „Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście” (homilia w Łagiewnikach 2002 r.).
opr. aw/aw