Sprawiedliwy we własnym mniemaniu

Czym jest pozorne nawrócenie? Co wspólnego ma z postawą Narcyza?

Dzisiejsze czytania mówią o prawdziwym oraz pozornym nawróceniu. Jak odróżnić jedno od drugiego? Jak sprawić, abyśmy w naszej relacji do Boga nie przypominali pewnego siebie faryzeusza, a raczej pokornego celnika?

Prawdziwe nawrócenie musi wiązać się z autentyczną przemianą serca. Jeśli w głębi serca pragniemy, aby wszystko było jak do tej pory, abyśmy mogli żyć dalej tak samo, jak wcześniej, nie ma mowy o nawróceniu. Taką postawę piętnuje prorok Ozeasz. Wezwanie Izraelitów „chodźmy, powróćmy do Pana” nie jest szczere. Uznają wprawdzie fakt, że ich niepowodzenie spowodowane jest odejściem od Boga. Ale wezwanie do powrotu nie jest niczym więcej, jak próbą przywrócenia poprzedniego stanu. Tymczasem powrót do Pana oznacza nie cofnięcie się ku przeszłości, ku jakiejś dawnej pomyślności, ale pójście za Nim w przyszłość. Bóg pragnie naszego rozwoju, a nie powrotu do wyimaginowanej idylli, do uroku czasów minionych. Jeśli mówi, że „pragnie miłości, nie krwawej ofiary”, nie chodzi Mu o jakąś naiwną, czysto emocjonalną miłość, ale miłość dojrzałą, gotową także do ofiary z siebie. Jest to ofiara „żywa”, jak napisze wiele wieków później apostoł Paweł:, prosząc chrześcijan aby „dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz rozumnej służby Bożej.” (Rz 12,1) Zwróćmy uwagę na dwa elementy występujące i u Ozeasza, i u Pawła: ofiara oraz rozumność. Ofiara nie oznacza, że daję coś po to, aby otrzymać coś w zamian, ale mój dar bierze się ze szczerego serca. Co do drugiego elementu, Ozeasz pisze: „pragnę ... poznania Boga bardziej niż całopaleń”, Paweł zaś mówi o „rozumnej służbie Bożej”. Nawrócenie bowiem nie może oprzeć się na emocjach i pozostać na poziomie emocji. Staje się to jasne, gdy sięgniemy do oryginału w języku greckim: „metanoia” (nawrócenie) oznacza przemianę myślenia. Bez przewartościowania, bez przemienionego spojrzenia na świat i samego siebie, nawrócenie nigdy nie dotrze do głębi naszego serca. Pozorne nawrócenie jest jak „rosa, która prędko znika”. Wilgoć rosy może wprawdzie chwilowo odżywić rośliny, ale nie zapewni im trwałego wzrostu. Autentyczne nawrócenie podobne jest zaś do źródła, które stale nawadnia pole. A tym źródłem jest zawsze sam Bóg. Dopóki nie uznamy, że nasze życie duchowe wymaga ciągłego czerpania ze źródła, będziemy stale narażeni na posuchę.

Taką postawę duchowej suszy widzimy u faryzeusza, który przyszedł się modlić do świątyni. Jego sprawiedliwość oparta była na domniemanych własnych zasługach. Jego relacja do Boga nie była czerpaniem ze źródła, ale raczej transakcją handlową. Wymienia przed Bogiem swoje osiągnięcia i oczekuje w zamian Bożego błogosławieństwa. Na takiej suchej, komercyjnej postawie niestety nie wyrośnie żaden duchowy plon. Jezus przeciwstawia temu nastawieniu postawę celnika, który jest świadomy swojej słabości i nie próbuje nic „załatwić” u Boga, ale zwraca się do Niego z prośbą o miłosierdzie. I, jak mówi Jezus, on właśnie odszedł usprawiedliwiony, nie faryzeusz.

Co oznacza „być usprawiedliwionym u Boga”? Na pewno nie chodzi o usprawiedliwienie w sensie wyjaśnienia swoich braków, o psychologiczną racjonalizację. Bogu nie chodzi o to, byśmy to my się usprawiedliwiali, ale to On pragnie uczynić nas sprawiedliwymi. Usprawiedliwienie w sensie teologicznym oznacza powrót do stanu sprawiedliwości, czyli pojednanie z Bogiem, od którego odsunęły nas nasze grzechy. Już w Starym Testamencie prorok Izajasz zapowiadał, że to pojednanie możliwe będzie dzięki Słudze Jahwe, czyli Mesjaszowi: „mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie.” (Iz 53,11). W Nowym Testamencie Paweł pisze, że „cały świat musi się uznać winnym wobec Boga, jako że z uczynków Prawa żaden człowiek nie może dostąpić usprawiedliwienia w Jego oczach” (Rz 3,19-20), usprawiedliwienie odnajdujemy natomiast w Chrystusie: „przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rz 5,19), doświadczając „usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie” (Rz 3,24).

Człowiek nie może targować się z Bogiem. Może przyjąć Jego łaskę — darmową w tym sensie, że człowiek nie ma niczego, czym mógłby za nią zapłacić. Nie jest to jednak łaska darmowa w sensie taniości: „za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci” (1Kor 6,20). Ceną za nasze usprawiedliwienie jest Krew Chrystusa. Ten, kto jest we własnym mniemaniu sprawiedliwy, nie odczuwa potrzeby nawrócenia, a jednocześnie lekceważy Bożą łaskę. Zewnętrznie może zachowywać prawo, spełniać dobre uczynki, wewnątrz jest jednak chory duchowo. Skupienie na sobie samym, na swojej własnej doskonałości koniec końców rodzi pychę, prowadzi do samozadowolenia, do uznania, że właściwie Bóg nie jest mi do niczego potrzebny, że sam mogę rozsądzić, co jest dobre, a co złe. A na tym właśnie polegał grzech pierworodny — było to zerwanie dziecięcej relacji człowieka do Boga w przekonaniu, że człowiek może sam decydować o tym, co dobre. Po grzechu pierworodnym droga powrotu do raju jest zamknięta. Jest jednak otwarta droga łaski, droga pojednania z Bogiem przez przyjęcie zbawienia darowanego nam w Chrystusie.

Pod jakim względem ma więc zmienić się nasze myślenie? Przede wszystkim chodzi o zmianę naszej życiowej perspektywy, skupionej zazwyczaj na sobie samym, swoich osiągnięciach, planach i problemach. Można powiedzieć, że spośród wszystkich problemów, które nas trapią, największym jesteśmy my sami, a konkretnie nasz egocentryzm. W dzisiejszych czasach ten egocentryzm przejawia się zwłaszcza w postawie duchowego narcyzmu, zachwytu nad samym sobą, nad swoimi osiągnięciami, którymi chętnie chwalimy się na Instagramie czy Facebooku, w celebrowaniu swojego wizerunku i podkreślaniu swoich umiejętności. Przeciwwagą dla narcyzmu jest postawa służby, o której pisze św. Paweł w liście do Filipian, zachęcając chrześcijan, aby „nie pragnęli nic dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniali jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.” (Flp 2,3-5).

Na problem duchowego narcyzmu wielokrotnie zwracał uwagę Papież Franciszek, m.in. w adhortacji Gaudete et exsultate oraz w Evangelii Gaudium, pisał też o nim ks. prof. Mariusz Rosik, komentując przypowieść o celniku i faryzeuszu. W czasie Wielkiego Postu powinniśmy dobrze przejrzeć się w lustrze Ewangelii, aby upewnić się, czy przypadkiem ta dolegliwość nie dotyka również nas samych. Czy przypadkiem w naszej religijnej postawie nie jesteśmy podobni do faryzeusza z przypowieści?

Pytania do refleksji:

  • Czy czytałem papieską adhortację Evangelii Gaudium? Jeśli nie, może warto przeczytać zwłaszcza punkty 93-97, mówiące o niebezpieczeństwie „duchowej światowości”?
  • Dlaczego tak trudno uznać mi prawdę o swojej słabości i o potrzebie Bożego miłosierdzia?
  • Co jest treścią mojej modlitwy? Czy prowadzi mnie ona do coraz większego zaufania Bogu i oparcia się na Jego łasce?
  • W czym może przejawiać się mój duchowy narcyzm?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama