On, który jest spragniony, chce, byśmy Go pragnęli. Bóg pragnie być upragniony. My zaś mamy pragnąć tego, czego On chce
Wydawnictwo Święty Wojciech
Rok wydania: 2011
ISBN 978-83-7516-360-5
liczba stron: 112
Rodzaj okładki: twarda
Różne są rodzaje modlitwy. Nazywa się modlitwę rozmową z Bogiem, wzniesieniem duszy do Boga, wsłuchiwaniem się w Boga. Nowy katechizm wnosi jeszcze inną definicję modlitwy: modlitwa jest spotkaniem się dwóch pragnień – tego, czego Bóg pragnie ode mnie i czego ja pragnę od Boga. Mnie się wydaje, że modlitwa jest przebywaniem z Bogiem; jest to ciągła świadomość, że Bóg jest ze mną. Myślę, że to jest najważniejsze. Staram się w sobie budzić tę świadomość, że On jest przy mnie. Wtedy nie jest już ważne, czy mówię do Boga, czy też odczytuję jakieś modlitwy. Matka Boża nie odmawiała brewiarza, Ona była z Jezusem.
„«Effatha», to znaczy: Otwórz się!” – powiedział Jezus do głuchoniemego (Mk 7,34). Nie powiedział: „Przemów, zacznij mówić!”, powiedział: „Niech się otworzą twoje uszy. Słuchaj!”. Najpierw ucho potem język.
*
Warto przypomnieć, że największą modlitwą pobożnego Żyda po przebudzeniu, przed rozpoczęciem każdej innej modlitwy, przed zaśnięciem, są słowa ze Starego Testamentu: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym” (Pwt 6,4).
Najważniejsze to zacząć słuchać Pana Boga, potem dopiero do Niego mówić. Bardzo często uważamy, że modlitwa jest mówieniem do Boga. Biegniemy do Niego najpierw z językiem, potem z uchem. Od razu opowiadamy Mu o swoich kłopotach, nieszczęściach, braku mieszkania. Boga nie słyszymy, ale chcemy, żeby nas słyszał, i zapominamy, że zacząć trzeba od słuchania.
*
Święty Augustyn żartował: „Czy może być zbawiony człowiek głuchy, który nie słyszy?”. Filozofia na granicy paradoksu i żartu. Głuchy słyszy głos wewnętrzny.
Katechizm Kościoła katolickiego (1994) podaje nieznaną dotychczas definicję modlitwy: „Modlić się to znaczy współpragnąć z Panem Bogiem”. Modlitwa jest spotkaniem się dwóch pragnień: pragnienia Boga z pragnieniem człowieka. Człowiek ma pragnąć tego, czego pragnie Bóg, i dojrzewa do tego przez całe życie.
Cud modlitwy objawił się przy studni Jakubowej, tam gdzie spotkali się Jezus i Samarytanka, Bóg i człowiek. Jezus, umęczony żarem południa, usiadł przy studni i powiedział do Samarytanki, która tam przyszła, spragniona wody dla siebie i bydła: „Daj mi pić”. To znaczy: JA pragnę, nie tylko TY pragniesz. Zdziwiła się bardzo, bo Żydzi nigdy nie rozmawiali z Samarytanami (J 4,5-42).
My też możemy się dziwić, jak Bóg wszechmogący może o coś prosić? Bóg dał nam jednak wolną wolę. Prosi o miłość, dlatego że nie może kazać kochać siebie. Spragniony Pan Jezus przy studni Jakubowej to ktoś więcej niż człowiek spragniony wody.
Bóg nas pragnie – On pierwszy nas pragnie. Jest w jakimś sensie żebrakiem, bo zależy od nas – i daje po to, żebyśmy własną wolą dali Mu to, czego On pragnie. Miłości pragnie człowiek i Bóg. Bóg czeka na akt miłości z naszej strony, czeka, byśmy zwrócili się do spragnionego Pana Boga. On, który jest spragniony, chce, byśmy Go pragnęli. Bóg pragnie być upragniony. My zaś mamy pragnąć tego, czego On chce.
Czym jest modlitwa? Uchwyceniem Boga za rękę, nawet bez słów. Jego ręka stale się ku nam wyciąga i chce nam przyjść z pomocą. Jak często nie chcemy jej zobaczyć, bo widzimy tylko swoją łapę.
Modlitwa nie jest referatem, odczytem, deklamacją – słowa nie są tak ważne, jak poczucie łączności z Bogiem.
Świadomość, że jestem z Panem Bogiem, w Jego ręku i On jest pośrodku mnie. Nawet gdybym nie śpiewał i nic nie mówił, Bóg jest przy mnie. Nikt z nas nie jest bezpański. Człowiek urodził się, chociaż nie chciał, umiera – też nie chce, nawet sam Bóg często ratuje mu życie. Każdy jest rzucony w świat przez tajemnicze ręce.
Kiedyś zapytała mnie mała uczennica: „Znam pacierz, bo mamusia mnie nauczyła, ale kto uczył modlić się Adama i Ewę, przecież nie mieli mamusi?”.
Modlitwa jest tajemniczym darem Bożym.
Darwin chciał znaleźć naród, który zupełnie nie zna Boga. Wyjechał na Ziemię Ognistą, wyspę archipelagu u południowych wybrzeży Ameryki Południowej, oddzieloną od kontynentu Cieśniną Magellana. Po tygodniowym pobycie powiedział, że nie spotkał tam ani jednego kapłana i nie znalazł ani jednej świątyni. Inni uczeni pojechali po nim na kilka lat i powiedzieli, że co prawda nie było tam ani kapłana, ani żadnej świątyni, ale naród, który spotkali, był niesłychanie wrażliwy na życie pozagrobowe. Tubylcy mieli instynkt życia niewidzialnego i każdy z nich był taką świadomością przepojony. Przebywali z tajemniczym bóstwem, którego nie rozumieli.
opr. aś/aś