Fragmenty książki "By życie nie było smutne. Cieszyć się każdą chwilą"
ISBN: 978-83-60703-90-8
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008
Do radości należy też beztroska. Ten, kto bezustannie martwi się o swoje życie, nie może tak naprawdę się cieszyć. Wezwanie św. Pawła odpowiada tutaj słowom Jezusa, który wskazuje na ptaki na niebie i lilie na polu i ostrzega nas: „Nie troszczcie się więc!” (Mt 6,31). W więzieniu św. Paweł miał wszelkie powody do zmartwień, nie wiedział, czy ujdzie z życiem. Martin Heidegger nazywa ten rodzaj zmartwienia Grundexistential człowieka. Człowiek jest zawsze tym, który się martwi. Martwi się o swoje życie. Zastanawia się, czego jeszcze potrzeba mu do życia. Greckie słowo opisujące troskę, merimma, pochodzi od słowa „dzielić”. Troska rozdziela umysł człowieka. Na twarzy rzeźbi zmarszczki i sprawia, że staje się ona przygnębiona i zmartwiona. Etymologia niemieckiego słowa opisującego troskę (Sorge) wskazuje na „zmartwienie, chorobę, niepokój, lęk powodowany dręczącymi myślami”. Wskazuje więc na przeciwność radości, na człowieka, który sam dręczy siebie rozmyślaniem, ciągłym zamartwianiem doprowadza siebie do choroby. Ma również na myśli człowieka, który nie potrafi się niczym rozkoszować, który żyje w ciągłym niepokoju, który nigdy nie jest obecny tam, gdzie właśnie przebywa, tylko przepełniony lękiem bez przerwy martwi się o swoją przyszłość. Są ludzie, którzy z powodu ciągłego zamartwiania się nie potrafią się niczym rozkoszować. Nie potrafią cieszyć się słonecznym dniem urlopu, bo się martwią, czy przypadkiem wieczorem nie nadejdzie burza i czy następnego dnia nie będzie padał deszcz. Nie potrafią cieszyć się dobrym jedzeniem, bo martwią się, czy zawsze będzie im starczać pieniędzy na utrzymanie. Nie potrafią cieszyć się rozmową, bo martwią się, czy podczas tejże rozmowy robią dobre wrażenie. Troska rozdziela ludzkie serce i nie pozwala mu przebywać tam, gdzie mogłoby się cieszyć i rozkoszować.
Troska rozdziela ludzkie serce.
Radość je scala.
Radość powoduje, że serce jest całe. Można się cieszyć jedynie z całego serca. Ponieważ troska może się usamodzielnić, a człowiek może zagubić się w troskach, niezwykle jest konieczne nawoływanie do radości, tak jak czynił to św. Paweł. Nawoływanie do radości nie jest wytwarzaniem w sobie jakiegoś konkretnego nastroju, tylko analizowaniem rzeczywistości i dostrzeżeniem we wszystkim bliskości Boga. Wtedy moje życie się zmieni, wtedy zobaczę świat innymi oczami. Kiedy Pan, który mnie kocha, który wypełnia moje najgłębsze tęsknoty, jest blisko, wtedy wiele rzeczy staje się nieważne. Pewna kobieta, która zamartwiała się o wiele rzeczy w swoim życiu i zadręczała się nimi, opowiedziała mi swój sen o młodym mężczyźnie, który do niej podszedł i przyjaźnie na nią spojrzał. Wtedy nagle stało się dla niej jasne: jeśli on mnie kocha, to wiele spraw mogę zostawić, wtedy wszystko będzie dobrze, wtedy znowu moje życie zostanie naznaczone radością, a nie troskami o to, co będzie jutro.
Radość, do której nawołuje św. Paweł, nie jest radością euforyczną. Ona ma na myśli radość pośrodku cierpienia. Święty Paweł siedzi w więzieniu i pisze o radości. Również nasza radość stanie się zgodna, kiedy przyjrzymy się więzom, które nas krępują, kiedy dostrzeżemy nasze uzależnienia od innych ludzi, kiedy przyjrzymy się zranieniom naszej historii życia, która trzyma nas w pewnych utartych zachowaniach, utrudniających nam życie w wolności. Nie powinniśmy niczego wypierać, tylko pozwolić, żeby wszystko, co w nas jest, co nas obciąża i zasmuca, co nas zniewala i ogranicza, wyszło na światło dzienne przed Bogiem. Tylko wtedy nasza radość będzie mogła być prawdziwa. Święty Paweł wzywa nas: „ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem!” (Flp 4,6). To, co w nas jest, powinniśmy przynieść Bogu, zamiast się zadręczać. Jeśli otwarcie przyniesiemy je Bogu, przemienią się. Tak, nasze problemy powinniśmy z dziękczynieniem przynosić Bogu w postawie, że wszystko ma prawo bytu i wszystko w nas jest dobre. Wierzymy, że za wszystko możemy Bogu dziękować, ponieważ Bóg z zasady chce dla nas dobrze, nawet wtedy, kiedy siedzimy w więzieniu. Tam też Bóg trzyma nad nami swoją dobrą dłoń.
Ojcowie Kościoła często komentowali wezwanie św. Piotra: „Radujcie się!”. Zadawali sobie pytanie, jak można się stale radować, skoro życie nie zawsze daje powody do radości. Tak też pyta Chryzostom w jednym z kazań: „Jak to możliwe, mówi się, żeby nieustannie się cieszyć, choć przecież jest się człowiekiem? To nie jest trudne — cieszyć się, ale ciągle się cieszyć — to wydaje mi się niemożliwe. I tak też ktoś mógłby powiedzieć. Otacza nas tyle różnorodnej nędzy, która odbiera nam radosną odwagę. Traci się syna, albo kobietę albo uczciwego przyjaciela, który był bliższy naszemu sercu niż wszyscy krewni.
Jak to możliwe, by stale się cieszyć,
przecież jest się człowiekiem.
Tracimy majątek, dopada nas choroba albo przytrafiają się nam inne wypadki. Albo trapimy się nadszarpniętym honorem. Wzrastają ceny albo pojawia się zaraza, albo nałożony zostaje nieznośny podatek, albo pojawiają się problemy w domu. Nie jesteśmy w stanie wyliczyć wszystkiego, co w życiu prywatnym i publicznym tak często wywołuje w nas smutek. Jak więc jest możliwe, mówi się, żeby zawsze być radosnym?”.
Jan Chryzostom następnie wskazuje na drogę do radości. Wszyscy ludzie — jak twierdzi — „mają potrzebę radowania się, bycia wesołym: tam prowadzi ich wszelkie działanie, rozmowy i czyny”. Ale nie wszystkim jest znana droga trwałej radości. Możemy się nieustannie cieszyć jedynie wtedy, gdy cieszymy się w Panu, w Chrystusie. „Kto cieszy się w Panu, przypadek nie odbierze mu tej radości. Wszystko inne, co powoduje naszą radość, jest zmienne, przemijające i łatwo podlega zmianom”. Kto jest w Panu, kto boi się Boga, ten pozostaje w radości, nawet jeśli przytrafi się mu coś bardzo smutnego. „Co u innych powoduje smutek, u ciebie będzie powodowało radość; ponieważ biczowanie, śmierć, strata, oszczerstwa, niesprawiedliwość, które nas spotkają, i wszystkie podobne cierpienia wypełnią nasze serce głębokim szczęściem, jeśli przytrafią się nam z woli Boga i w niej będą miały swoje źródło. Nikt nie może nas unieszczęśliwić, jedynie my sami potrafimy to zrobić”. Ojcom Kościoła chodzi więc o pytanie: Jak w świecie, w którym tak wiele jest cierpienia i nędzy, można się nieustannie cieszyć? Wskazują oni na radość w Bogu i z Boga, na radość w Jezusie Chrystusie. Ponieważ tylko taka radość nie zostanie nam odebrana w nieprzychylnych warunkach. Tak więc tęsknota za prawdziwą radością, która tkwi w każdym człowieku, zawsze jest tęsknotą za Bogiem, który obdarowuje trwałą i niezniszczalną radością.
opr. aw/aw