Rozważanie na Niedzielę Chrztu Pańskiego
Niedziela Chrztu Pańskiego prowadzi nas nad rzekę Jordan. Jesteśmy świadkami spotkania kuzynów i przyjaciół: Jezusa z Nazaretu i Jana Chrzciciela. Rozpoczyna je prośba Jezusa o chrzest. Jan, świadomy tego kim jest Jezus i jaka jest Jego misja wyznaje: „To ja powinienem przyjąć chrzest od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?” (Mt 3,14). Jednak Jezus nie ustępuje. Dlaczego? Czy potrzebował chrztu nawrócenia Bóg-Człowiek? W końcu to On sam ustanowił Sakrament Chrztu, który otwiera drogę do wieczności w Jego obecności.
Chrzest udzielany przez Jana nie jest sakramentem. Obmycie wodą w Starym Testamencie symbolizowało przejście z jednej rzeczywistości w drugą. Najpierw było to przejście przez Morze Czerwone (por. Wj 14), które otworzyło Izraelitom drogę z niewoli egipskiej do wolności. Następnie było to przekroczenie rzeki Jordan (por. Joz 3,14-17), które rozpoczęło przejęcie w posiadanie Ziemi Obiecanej, czyli wypełnienie Bożych obietnic. Wszystkie te wydarzenia są zapowiedzią tego najważniejszego, które stanie się z ustanowienia Jezusa — Sakramentu Chrztu Świętego. Jezus przyjmuje chrzest nawrócenia, bo jest Barankiem, który bierze na siebie grzech świata (por. J 1,29), a wchodząc do Jordanu otwiera przed człowiekiem nową perspektywę, którą zwieńczy Misterium Paschalne — tajemnica Jego śmierci i Zmartwychwstania.
Święto Chrztu Pańskiego, w tradycji Kościoła Wschodniego zaliczane jest do tak zwanych Wielkich Świąt i nazywane jest Świętem Objawienia (Teofanii), albo Świętem Oświecenia bądź Światła. Objawia się w nim cała Trójca Święta: słychać głos Ojca, widać zstępującego na Syna, w postaci gołębicy, Ducha Bożego. Przed rozpoczęciem publicznej działalności Jezusa chrzest janowy jest okazją do objawienia prawdy o tym kim jest Bóg i jak objawił się człowiekowi. Ikona Chrztu Pańskiego pokazuje Jezusa jak gdyby w grobie, mającym postać ciemnej jaskini, która obejmuje całe cało Zbawiciela. Święty Jan Chryzostom wyjaśni, że „zanurzenie i wynurzenie się są obrazem zstąpienia do piekieł i Zmartwychwstania”. Chrzest Jezusa w Jordanie jest więc już zapowiedzią Ukrzyżowania i Zmartwychwstania. Podobną symbolikę zawiera ikona Narodzenia Pańskiego. Jezus owinięty jest całunem zmarłych i leży w grocie przypominającej grób wykuty w skale, podobny do tego z ikony Chrztu Pańskiego: „W Narodzeniu Syn Boży przychodzi na świat w sposób ukryty, a w Swoim Chrzcie ukazuje się w sposób widzialny”.
Niedziela Chrztu Pańskiego przypomina o naszym chrzcie. Staliśmy się w nim dziećmi Boga. Odzyskaliśmy, stracone przez grzech pierworodny Boże synostwo. W momencie polania naszych głów wodą i wypowiedzenia przez udzielającego chrztu słów: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” otworzyło się niebo, a Ojciec powiedział: „Ty jesteś moim synem umiłowanym, którego sobie upodobałem”. Był to początek naszych osobistych historii doświadczanej miłości Ojca. Historii, która, jak każda inna, ma swoje miejsce, czas, ludzi. Z tych osobistych historii są fakty znane, potwierdzone podpisami konkretnych ludzi w parafialnych księgach, mające swoje etapy wzrastania w miłości Boga poprzez I Komunię Świętą, Bierzmowanie, Sakrament Małżeństwa, Święceń, czy innej konsekracji. Są też i takie, które nazywamy „tajemnicą serca”. W tej historii miłości są etapy poprzez które przechodzi się trzymając dłoń rodziców wspomaganych przez rodziców chrzestnych, babcie, dziadków, starsze rodzeństwo, księży, katechetów i nauczycieli. Pokazują oni na sens chrześcijańskiego życia i karmią dobrym pokarmem, którym sami żyją. Spotkałem nie tak dawno, młode, piękne małżeństwo z kilkuletnią tak zwaną „pociechą”. „Jak go ochrzciliście?” — spytałem. „Nie jest ochrzczony” — odpowiedział z nutą pewności w głosie nowoczesny tata. „Przepraszam myślałem, że jesteście Państwo katolikami” — odpowiedziałem nieco speszony niezgrabnie sformułowanym pytaniem. „Jesteśmy, ale z chrztem czekamy do momentu, kiedy Piotr wybierze sam sobie wiarę, taką jaka będzie mu najbardziej odpowiadała” — kontynuowała nowoczesna mama z przekonaniem, że jest to najsłuszniejszy wybór przyszłości syna. Nie próbowałem tłumaczyć odwołując się do tradycji Kościoła potwierdzonej praktyką pierwszych chrześcijan, zapisaną w Dziejach Apostolskich (por. Dz 16,15; 16, 33; 18, 8). Zaproponowałem jedynie, by poczekali do pełnoletności syna z wyborem odżywek, myciem, przewijaniem, posyłaniem (często wbrew woli dziecka) do szkoły, na dodatkowe zajęcia z języka angielskiego, lekcje tańca, gry na gitarze (częściej chyba skrzypcach), ćwiczenia taekwondo itp. W porządku natury rodzice chcą swojemu dziecku tego, co najlepsze, myślą o jego pięknej przyszłości. Czy więc w porządku natury nie powinni chcieć swojemu dziecku udziału w życiu Boga, który jest samą Miłością? Czy kochający rodzice mogą świadomie oczekiwać do pełnoletności dziecka z tym, co przecież w istocie jest najlepsze? Może teraz wielu z ulgą odetchnie myśląc: dzieci mam ochrzczone, były u Pierwszej Komunii (laptopy na ich biurkach są tego dowodem) no to cóż można spokojnie czekać do Bierzmowania. Nie można! „Przyjąć i po katolicku wychować potomstwo” (słowa z liturgii Sakramentu Małżeństwa), być świadomym chrześcijańskim rodzicem (zobowiązanie z Sakramentu Chrztu) to nieustanna walka o Boga w życiu dziecka. Jest ona skuteczna tylko wówczas jeśli sam jesteś świadomym ochrzczonym, to znaczy nie zmarnowałeś łaski chrztu, żyjesz Jezusem i z Nim.
opr. aw/aw