Rozważanie w oparciu o fragment ewangelii opisującej wesele w Kanie Galilejskiej (J 2, 1-12)
Święty Jan, na początku swojej Ewangelii prowadzi nas na wesele w Kanie Galilejskiej. Pośród biesiadników odnajdujemy Maryję, Jezusa i Jego uczniów. Nie wiemy kim byli państwo młodzi, jakie więzy łączyły ich z Świętą Rodziną z Nazaretu. Przekaz św. Jana nie ma charakteru reporterskiego, sprawozdawczego. Jan Ewangelista, zwany także Janem Teologiem, posługuje się konkretnym wydarzeniem, w tym wypadku weselem, aby ukazać prawdę o Jezusie i Jego Matce, Bogu-Człowieku i Bożej Rodzicielce. Wydaje się, że najważniejszą w opowiadaniu jest Maryja. Ona przez Ewangelistę zostaje wymieniona jako pierwsza. W ostateczności jednak to nie Ona czyni to, co najważniejsze — cud. Ogranicza się do zachęty, by słudzy zrobili to, co powie Jezus. Staje więc Ona w cieniu weselnego wydarzenia. Wszystkim zajmuje się Jezus. On każe nalać wodę do sześciu kamiennych naczyń służących do żydowskich obmyć rytualnych (razem mogły one pomieścić od 384 do nawet 576 litrów), a następnie zanieść to, co naleli przewodniczącemu uczty. Słudzy posłuchali Maryi i bez słowa spełnili polecenia Jezusa: „napełnili i zanieśli”. Po ludzku rzecz biorąc robili to z narażeniem swojej reputacji. Dobrze wiedzieli, co wlewają do stągwi, mieli też świadomość, że starosta weselny i biesiadnicy nie oczekują na wodę. Nie spodziewali się też prawdopodobnie cudu, bo ten był pierwszym, którego dokonał nieznany im Jezus. O pochodzeniu wina zdają się tylko wiedzieć słudzy, Maryja, uczniowie i tylko w tych ostatnich dokonany cud budzi wiarę w Jezusa. Wydaje się więc, że nie tylko wino staje się wbrew prawu natury, ale i słudzy doświadczają cudu wiary w to, co kłóci się ze zdrowym rozsądkiem. Owszem, swoim cudem Jezus zaspokoił braki na weselu. Przede wszystkim jednak cud stał się objawieniem Jego chwały i wzbudzeniem wiary Jego uczniów.
Chwała w Ewangelii według św. Jana, to przede wszystkim chwała Boża. Tym słowem człowiek wyrażał swoje doświadczenie Boga. W Starym Testamencie chwała oznaczała przymiot Boga widoczny w dziełach stworzenia, w obłoku, który opisuje Księga Wyjścia (Wj 14,24), czy słupie ognia (Pwt 4,36). Czasami słowo „chwała” oznaczało obecność Boga, jak w Namiocie Spotkania (Wj 40,34). W Nowym Testamencie chwałę Boga objawił Jezus Chrystus. Przez Niego udział w chwale Boga może mieć również człowiek.
Jezus nie przez przypadek objawił swoją chwałę właśnie na weselu. W tradycji żydowskiej, a chyba i w każdej innej, obfitość weselnego stołu miała zwiastować przyszłe życie małżonków. Objawiając swoją chwałę na weselu, Jezus objawił, że małżeństwo jest w niej udziałem. Poprzez wzajemną miłość żona i mąż wrastają w Chrystusa, aż do pełnego zjednoczenia się z Nim na wieczność.
Znam wiele małżeństw, które w tym właśnie odkryły swoje chrześcijańskie powołanie. Owszem wesele było im bardzo ważne i niczego na nim nie zabrakło. Goście wspaniale się bawili, stoły uginały się, choć bez przesady, od dobrego jadła i picia. Jednakże czuło się, że rozumieli to, co dla małżeństwa najważniejsze. Z Kościoła nie zrobili teatralnej sceny, na której wcielili się w główne role i jeszcze, w rolę drugoplanową zaangażowali księdza. Wcześniej przeżyli piękną drogę narzeczeństwa: poznawania siebie w prawdzie, budzenia czystych tęsknot i pragnień, robienia dobrych postanowień, umacniania ich życiem sakramentalnym i modlitwą, kreśleniem ambitnych planów na przyszłość. Niczego nie chcieli robić na próbę — za bardzo siebie kochali.
Niestety znam też i takich, którzy pomimo pięknie wyreżyserowanego ślubu, wesela według planu opracowanego ze specjalistami, wielu wcześniejszych prób i „na próbę” na małżeństwie boleśnie się poślizgnęli. Dlaczego? Między innymi dlatego, bo małżeństwa nie wpisali w realizację chrześcijańskiego powołania do życia w Chrystusie.
Często na ceremoniach małżeńskich zaślubin duchowni odczytują Ewangelię o weselu w Kanie Galilejskiej, a w kazaniu wychwalają mądrość państwa młodych, którzy zaprosili do udziału w swojej radości Jezusa i Jego Matkę. To wszystko prawda, szczególnie jeśli zaproszenie to wydłuży się o całe małżeńskie i rodzinne życie. Prawdą jednakże jest, że w sakramencie małżeństwa to Jezus zaprasza, by mieć w Nim udział i nigdy go nie stracić. Proponuję więc, aby młodzi zapraszając na ślub i wesele także zaproszenie przyjęli — zaproszenie od Jezusa do wieczności z Nim przez sakrament miłości — małżeństwo.
opr. aw/aw