Zamyślenia nad obrazem i świętem Miłosierdzia Bożego
Jak kiedyś zrewolucjonizowała człowieka definicja Boga, dana Mojżeszowi „Jestem Który Jestem” — tak dziś święto Miłosierdzia Bożego dokonuje nowej klasyfikacji myślenia, nowego sposobu patrzenia na życie. Niedziela Miłosierdzia, to nie tylko dzień szczególnej modlitwy o Boże Miłosierdzie nad nami. To za mało. Trzeba rozejrzeć się wokół siebie i przyjrzeć się światu, nie jako miejscu grzechu, zbrodni i wojen — jak każe nam telewizyjna wyobraźnia. Ale światu, jako miejscu rozniecenia iskier Bożego i ludzkiego miłosierdzia. „Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia (...) bo tylko w łonie Boga świat znajdzie pokój a człowiek szczęście”, mówił Jan Paweł II. Jednak, żeby rozniecić tę iskrę, najpierw w to miłosierdzie trzeba samemu uwierzyć, doświadczyć miłosierdzia Jezusa i stać się nowym człowiekiem, w którym pulsuje Jego życiodajna Krew.
Jest w nas wciąż tyle nieufności i czarnowidztwa, a przecież nic nie przynosi Boskiej wszechmocy tyle chwały, jak to, że „Bóg czyni wszechmocnymi tych, którzy Mu ufają” (ks. Sopoćko) — dlatego potrzebujemy luster, żeby zobaczyć jacy naprawdę jesteśmy. W lustrze widać dobrze to, czego nie da się dostrzec w inny sposób i to, co dotychczas było ukryte, staje się oczywiste. Mogą być one różne: takie co to odbijają powierzchowność dostarczając wiedzy o pięknie lub szpetocie ludzkiego ciała; ale od nich ważniejsze są te, w których można zobaczyć swoje życie i to możliwie z jak największej ilości stron; takie, które ani nie zniekształca, ani nie zawęża perspektywy. Dobre zwierciadło duszy jest skarbem. Potrzeba nam takiego lustra — obrazu, które odbije i skrzyżuje nasze życie z Miłosierdziem Boga, naszą historię w Jego historii, naszą drogę w Jego drodze.
Nieczęsto się zdarza, żeby Jezus zwrócił się do człowieka z prośbą o namalowanie swego wizerunku i pokazał jak sam chce być uwieczniony na płótnie, którego „prawdziwa wartość obrazu leży nie tyle w zestawie kolorów, ile w wielkości Bożej łaski” (ks. Sopoćko). Zaproszony do namalowania obrazu malarz Eugeniusz Kazimirowski przedstawił Go wchodzącego do izby naszej duszy, gdzie błogosławiąc idzie ku nam. Z Jego Serca wytryskują dwie promieniste wiązki czerwonego i białego światła, które są świadectwem Jego miłości do nas, przypieczętowanej tragedią krzyża. Na bogate w łaski Serce wskazuje jedna z Jego rąk, druga błogosławi, ale nie kogoś bezimiennego, lecz odbiorcę tego niezwykłego lustra. W tym obrazie nie tylko do nas przychodzi — On nam już od progu błogosławi. Namalowany, według Jezusowych wskazówek obraz przypomina nam, że Bóg jest wciąż gotowy, niewidzialnie, ale odczuwalnie, zasiąść z nami do wieczerzy, podczas, której pragnie napełnić nas swoją mądrością, światłem, dodać odwagi, otuchy.
Jezus w tym obrazie, z podpisem „Jezu, ufam Tobie!” jest zwierciadłem naszego życia, w którym możemy dostrzec swoje słabości i rany zadane po grzechu. Przychodzi, by przynieść ukojenie, być z nami i napełnić bogactwami swego Miłosierdzia — ze wzrokiem spoglądającym z miłością na wszystkich współczesnych trędowatych, sparaliżowanych, złożonych różnymi niemocami. Jego usta jakby wypowiadały słowa przebaczenia nad niejedną dzisiejszą Magdaleną i marnotrawnym synem. W tym obrazie, w tym namalowanym Miłosierdziu Jezus przychodzi do każdego z nas uprzedzając niejako godzinę końcowego rozrachunku, ale nie w tak majestatycznej postaci, jaką ukazał Michał Anioł, gdy jako mocarny Pan władczym gestem porządkuje ludzkie łany, ale jako Sługa, który przychodzi ogołocony nawet z butów na bardzo osobiste, indywidualne spotkanie, by spokojnie i dyskretnie omówić kilka dotyczących tylko nas dwoje spraw. W tym wizerunku Jezus Miłosierny pragnie byśmy Go zaprosili do swego serca na spotkanie, podczas, którego będziemy mieć czas tylko dla siebie: On dla mnie — ja dla Niego. Pragnie, byśmy pozwolili Mu, napełnić nas swoją miłością i miłosierdziem, byśmy mogli doświadczyć tego, co św. Faustyna: „pod wpływem Jego promieni okryła się dusza moja zielenią, kwieciem i owocami i stała się ogrodem pięknym”.
Pozwólmy Jezusowi Miłosiernemu wejść w to, co nas boli, smuci, trwoży, niepokoi. Tylko On może przemienić drogę śmierci w drogę życia, każdy grzech, katastrofę, zniewolenie — w wolność i radość. Dziś wielu ludzi jest wręcz pogrążonych w smutku Wieczernika, krytycznie patrzy na wszystko, wielu wierzy praktyce okultyzmu, eutanazji, aborcji, zapomina, że tylko Jezus jest jedynym ratunkiem, nadzieją i zbawieniem. On nie chce, by nasze życie było pogrążone w smutku, więc nie lękajmy się otworzyć drzwi Chrystusowi, który proponuje pokój i radość w codzienności krzyża. Każdy, kto otworzy swoje serce i zwróci się ufnie do Niego może się przekonać jak wielkim darem jest nowa jakość życia w Bogu. „Lękam się, że mógłbym nie zauważyć Chrystusa, obok którego przechodzę” — mawiał św. Augustyn, a w święto Miłosierdzia trzeba rzec odważnie — to On przechodzi obok nas, bo „Miłość szuka miłości” (Benedykt XVI). Nasza miłość jest zawsze odpowiedzią na bezinteresowny dar Bożej Miłości. To dar, którego nie można kupić za żadne skarby. Dar, którego nie da się nabyć nawet w najlepiej zaopatrzonych centrach handlowych.
Obraz Jezusa Miłosiernego, jak lustro odbija promień miłości w mroku świata, który tak często wydaje wyrok na człowieka i Boga a przez to w mroku ludzkiej duszy. Przenika nasze upadki i niewierności na drogach poszukiwania wiedzy, nowych doświadczeń, przyjaźni. Uczy miłości, która zapomina o sobie, mówiąc jakby ustami Maryi trzymającej „Owoc swojego żywota” w dłoniach, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Uczy także prawdy wtedy, gdy stajemy przed Nim nagim, odartym ze złudzeń, czasem z dobrego imienia, z nadziei. W odpowiedzi pozostaje jeden okrzyk „Jezu, ufam Tobie!” i wtedy można zobaczyć świat po drugiej stronie lustra, świat wiecznego szczęścia, które przecież często przenika naszą doczesność. Pokazuje nie tylko to, jakim się jest, ale także to, kim mamy się stać — odbiciem Jezusowym, ukształtowanymi jak Jezus rozciągnięty na krzyżu między niebem a ziemią. Przychodząc przed obraz Jezusa Miłosiernego, szukamy Lekarza, który zaleczy rany naszego serca; Zdroju Życia, by pokrzepił nas Chlebem Eucharystycznym. I to jest kwintesencja miłosierdzia.
Jezus przyrzekł, że dusza, która czcić będzie ten obraz nie zginie, obiecał już tu na ziemi zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinie śmierci. Niech Jego Miłosierdzie wyleje się na nas i ogarnie całą ludzkość, w tym szczególnym dniu — święta Miłosierdzia Bożego, dniu, w którym „otwarte są wszystkie upusty Boże”. Sam Jezus pragnął, by „święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników”. Tego dnia szczególnie mocno wpatrujmy się w wizerunek Jezusa Miłosiernego i zadajmy sobie pytanie: na ile jestem do Jezusa podobny? Czy moje oczy są takie jak Jego — pełne miłości i zrozumienia dla innych; pełne nadziei i wiary? Czy z Jego rąk tak często rozgrzeszających i błogosławiących jestem gotowy do przyjmowania łask ze skarbca Miłosierdzia? Czy moje stopy zawsze idą w tym samym kierunku co nogi Mistrza z Nazaretu; czy nie uciekają przed krzyżem? Czy moje serce jest otwarte na biedę i niedole bliźnich? Czy moje usta dziękują za Bożą dobroć i miłosierdzie?
Ksiądz Sopoćko w tym Orędziu Miłosierdzia Bożego dostrzegał potężną moc. To dzięki jego staraniom został namalowany obraz Jezusa Miłosiernego, rozpowszechniły się obrazki i Koronka, zabiegał o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego i przyczynił się do powstania nowego zgromadzenia zakonnego i instytutu, które wypełniają misję głoszenia, wielbienia i wypraszania Miłosierdzia. Siostra Faustyna będąc świadkiem tego zaangażowania duszpasterskiego Błogosławionego pisała: „Widząc poświęcenie i trud ks. Michała w tej sprawie, podziwiałam w nim cierpliwość i pokorę; wiele to wszystko kosztowało, nie tylko trudów i różnych przykrości”. Niech obraz, Koronka, święto, Nowenna, Godzina Miłosierdzia i inne formy kultu, jak również praktykowanie czynów miłości wobec bliźnich staną się nieodłącznymi elementami naszego życia. Trzeba tylko zaufać jak dziecko...
Niech w naszych sercach zagości radość i wdzięczność za obraz i święto Miłosierdzia Bożego. Może zapytasz dlaczego, za co mam być wdzięczny? Zastanów się, jaka jest teraz twoja sytuacja życiowa — może przeżywasz jakieś trudności, może nie potrafisz poradzić sobie z własną słabością i grzechem, może jesteś uwikłany w jakiś nałóg, a może przeciwnie, jesteś uczciwy i porządny i nie widzisz w sobie żadnego zła, ponieważ wypełniasz wszystkie nakazy Kościoła? — jeśli tak to dla ciebie to święto! Wszyscy jesteśmy grzesznikami, jesteśmy słabi i potrzebujemy ratunku. Nie zmarnujmy tej okazji, którą daje nam Bóg, zaufajmy Jego Miłosierdziu. „Pozwól mojemu miłosierdziu działać w tobie, w twej biednej duszy; pozwól niech wejdą do duszy promienie łaski, one wprowadzą światło, ciepło i życie”.
opr. aw/aw