O odpoczynku i sporcie w ujęciu ks. Michała Sopoćki
Dobrze, że są już wakacje. Pytanie tylko jak je przeżyjemy i czy będzie to prawdziwy wypoczynek. Czas wolny od nauki i obowiązków zawodowych jest dobrą okazją do umacniania naszych wzajemnych więzi i wychodzenia ze źle pojętej samotności. Jak wielu jest ludzi, którzy żyją obok siebie, ale nie żyją ze sobą, śpią pod jednym dachem, jedzą przy wspólnym stole, ale coraz mniej ich łączy. Każdy żyje we własnym świecie, nie rozmawiają ze sobą, a jedynie wymieniają komunikaty, to buduje mury, dzieli, osamotnia, dochodzi do sytuacji konfliktowych, których się nie wyjaśnia, nad którymi próbuje się przejść do porządku dziennego. Ale one nie mijają bez echa, ich skutkiem jest zamykanie się w sobie, oddalanie się, wskutek czego nie mamy czasu dla siebie, jesteśmy zabiegani, zaangażowani w pracę. A czas mija, słabnie miłość, rośnie tęsknota za czymś, czego nie umiemy nazwać. Może właśnie do nas mówi dziś Jezus: „idźcie wy sami na miejsce osobno i odpocznijcie nieco”.
Jezus zachęca wszystkich: odpocznijcie, tak jakby chciał powiedzieć — idźcie i porozmawiajcie ze sobą, nie o wydanych źle pieniądzach, nie o urazach czy konfliktach, ale patrząc sobie w oczy odkryjcie to, co zachwyca, urzeka, wsłuchajcie się w miły tembr głosu, delikatność, inteligencję, poczucie humoru. Może uświadomimy sobie błędy, może trzeba przeprosić za coś, za co już dawno chcieliśmy przeprosić, może podziękujemy za miły wieczór, niespodziankę lub jeszcze coś innego, co było miłe, ale jakoś tak uciekło nam słowo dziękuję. Odpocznijcie, czyli idźcie na spacer wieczorem, nad rzekę, jezioro brzegiem morza lub rozświetloną ulicą; wstąpcie na kawę, popatrzcie na rozgwieżdżone niebo, obejrzyjcie razem film. Rozmawiajcie. Po prostu spotkajcie się ze sobą; usłyszcie i zobaczcie siebie, nie swoje urazy, wyobrażenia, wzajemne zranienia. Zburzcie mury powstałe na skutek pośpiechu, nerwów i braku czasu. Odświeżcie i przypomnijcie sobie to wszystko, za czym tęsknicie. Może nie będzie to takie proste, może trzeba będzie wpierw powiedzieć sobie kilka słów bolesnej prawdy. Zdobądźcie się na szczery dialog w atmosferze miłości i życzliwości. Warto spróbować. Tego właśnie chce Jezus, który zachęca nas do odpoczynku, czyli do tego, by nasze życie jeszcze raz się poczęło; raz jeszcze się rozpoczęło. Warto spróbować, choćby i po to, żeby nie mieć pretensji do siebie, że się nie wykorzystało szansy.
Jednak tylko do pewnego czasu relaks, wypoczynek, bezczynność są czymś przyjemnym, później brak pracy, brak działania stają się przekleństwem, a nawet i tragedią. Jesteśmy zaproszeni przez Boga do współtworzenia nowej jakości otaczającego świata, a to wymaga pewnego wysiłku i ofiary, ascezy, postu, umartwienia. Modne stało się odchudzanie, samokontrola, różne ćwiczenia sprawnościowe, a zapominamy, że stała praktyka określonych ćwiczeń, służy opanowaniu własnych skłonności oraz wyrobieniu w sobie dystansu do wszelkich form przyziemnych. Święty Paweł zachęca do podjęcia wysiłku, który upodabnia do zawodnika biegnącego ku wyznaczonej mecie. Błogosławiony ks. Michał Sopoćko daje nam trzy proste rady, jak zasmakować w takim wysiłku: przede wszystkim trzeba oddać się Bogu zdecydowanie i z ufnością, tzn. zdecydować się na takie życie, które wymaga także umartwień. Druga rada: mieć w sobie odwagę do podejmowania najdrobniejszych, nawet codziennych wyrzeczeń. I trzecia rada: umieścić Eucharystię w centrum swojego życia. Błogosławiony uświadamia nam, że każdy wysiłek, nawet ten maleńki jest potrzebny, by dobiec do mety, którą jest Niebo, natomiast jego brak „obciąża umysł i serce”. Był tym, który wymagał wiele od siebie i wiele od innych, o czym świadczy jego wychowanek, ks. Stanisław Strzelecki: „Był to profesor wymagający i kochający. Z pozoru bardzo surowy, a jak przyszło co do czego — to po ludzku bardzo dobry”.
Ludzie wysoko cenią tylko to, co osiągnęli dzięki wysiłkom, a nie to, co im łatwo przyszło. Bez silnego pragnienia dojścia do celu nigdy się go nie osiągnie, a nic tak nie zmaga pragnienia jak właśnie przeszkody. Mamy się wzmocnić, aby nie uciekać przed sobą i przed Bogiem, przed wspólnotą, pracą, rodziną, lękiem o jutro. Musimy stawać się ludźmi z charakterem, z solą, takich chce nas widzieć Jezus. Jesteśmy wszyscy powołani do zdobycia najwyższego szczytu, jakim jest świętość, jedność z Bogiem, miłość. W tej duchowej wspinaczce konieczne jest całkowite zaufanie i posłuszeństwo Jezusowi, bo tylko wtedy będzie On kształtował w nas silny charakter i wspaniałą osobowość. Wielką przeszkodą na drodze dojrzewania do miłości, kształtowania pięknego charakteru jest słaba wola, lenistwo, niechęć do długotrwałego wysiłku, ... dlatego trzeba każdego dnia już od pierwszych chwili po przebudzeniu prosić Jezusa by pomógł przezwyciężyć nasze słabości. Aby mieć silną i zdecydowaną wolę, trzeba ją ciągle ćwiczyć, narzucić sobie kierunek postępowania, dlatego niezbędne są codzienne wyrzeczenia, by pęd do przyjemności nie wymykał się spod kontroli, bo inaczej będzie niszczył w człowieku wolność.
Przez systematyczny trening sportowcy zmuszają swój organizm do coraz większego wysiłku. „Miłosierny Pan widzi ich wysiłek i chętnie otwiera podwoje łask swoich i przychodzi z pomocą” (ks. Sopoćko). Podobnie jest w sferze ducha. Tylko stawiając sobie coraz większe wymagania, będziemy mogli wypracować silną wolę i kształtować coraz piękniejszy charakter. Robert Korzeniowski, zdobywca czterech olimpijskich złotych medali, był chorowitym dzieckiem, miał astmę, bóle stawów, groził mu ciężki reumatyzm, uszkodzenie mięśnia sercowego. Nikt nie przypuszczał, że wyrośnie z niego jeden z największych polskich sportowców. Dzięki ciężkiej pracy nad sobą, samodyscyplinie i wielkiemu zaufaniu Bogu przezwyciężył chorobę i zaczął uprawiać sport. Kiedy po raz pierwszy wziął udział w zawodach ogólnopolskich chociaż zajął ostatnie miejsce nie zniechęcił się, lecz jeszcze bardziej zmobilizował do wytężonej pracy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Swoją fizyczną sprawność rozwijał równolegle z rozwojem intelektualnym i duchowym. Dzięki samodyscyplinie, bezkompromisowej walce z ciałem i charakterem, modlitwie, solidnej nauce, wytrwałemu treningowi ciała i duszy stał się człowiekiem o wielkiej osobowości i wspaniałym charakterze.
„Trzeba wziąć ducha, zaprzeć samych siebie, aby zrozumieć, czego od nędzy naszej żąda Król Miłosierdzia, trzeba temu duchowi poddać wszystkie władze cielesne, zharmonizować całą swoją naturę, poddać wolę swoją woli Bożej i w ten sposób przygotować grunt pod „moc z wysokości”, która sprawia, że czyny nasze stają się czynami Chrystusa” (ks. Sopoćko). Ksiądz Sopoćko był zdania, że wszelką słabość fizyczną, nawet i chorobę, można przezwyciężyć dzięki hartowi ducha i sile woli. Poza zachętą do uprawiania sportu sam udzielał niejednokrotnie praktycznych wskazówek, jak należy dbać o zdrowie, przestrzegając przed szkodliwymi nałogami i używkami. Zachęcał do umiarkowanego i zdrowego odżywiania się, pracy fizycznej i sportu na świeżym powietrzu. W spartańskim trybie życia, który sam stosował, widział jedno z lekarstw na niedomagania zarówno ciała, jak i duszy. Swoim przykładem zaszczepił w niejednym wychowanku pożyteczny nawyk uprawiania ćwiczeń fizycznych, a jak podaje ks. Henryk Ciereszko sam każdego dnia pieszo przemierzał drogę do Seminarium na wykłady, posiłki i spotkania, którą traktował jak swój obowiązkowy spacer, korzystny dla zdrowia i dobrego samopoczucia. Tak to wspomina „moje mieszkanie znalazło się prawie dwa kilometry od kościoła i miejsca pracy, a środków komunikacji nie było żadnych; trzeba było chodzić pieszo” (ks. Sopoćko).
Ksiądz Michał był zwolennikiem zdrowej tężyzny fizycznej, która wpływała pozytywnie na entuzjazm i optymizm życiowy. „Jako zwolennik sformułowanej już przez Juwenalisa zasady: „zdrowy duch w zdrowym ciele stanowią wielkie dobro”, gorąco popierał ruch na świeżym powietrzu, pracę fizyczną, sport i gimnastykę” (ks. Stanisław Strzelecki). Zarówno wśród kleryków Seminarium Białostockiego, jak i wcześniej Wileńskiego, promował zdrowie i dobre samopoczucie poprzez ćwiczenia fizyczną, pokazując pozytywny wpływ kultury fizycznej na ogólny rozwój człowieka. W seminaryjnym ogrodzie organizował spotkania pod hasłem: „Więcej ruchu i radości”, podczas których mówił o znaczeniu i roli sportu oraz czynnej rekreacji dla prawidłowego, fizycznego, jak i duchowego rozwoju człowieka. Spotkania te kończył zwykle pokazem kilku ćwiczeń czy gier, które zdobywały duże uznanie wśród kleryków. Niejednokrotnie też w czasie rekreacji ks. Sopoćko osobiście prowadził gimnastykę wśród alumnów, starając się o najprostsze przyrządy do ćwiczeń, np. kije, które służyły do obmyślonych przez niego oryginalnych ćwiczeń, przypominających coś w rodzaju musztry wojskowej, mocowania się i szermierki. Tak pojęty odpoczynek, w rezultacie podnosiły sprawność fizyczną oraz wnosiły dużo humoru i radości, będąc doskonałą okazją do ogólnego relaksu.
Bóg zaprasza nas, byśmy wybierali to, co w Jego oczach lepsze. Dla nas lepszym jest powodzenie, błogosławieństwo, zdrowie. Dla Jezusa — ubóstwo, wyrzeczenie, zaparcie się siebie, śmierć na krzyżu... To, co ma wartość zdobywa się dużym wysiłkiem i poświęceniem. „Świętość nie jest łatwym życiem, nie jest odgradzaniem się od świata — jest wytrwałą walką ze sobą, jest otwieraniem serca i dłoni ku braciom” (kard. Wyszyński). Niech w tym wakacyjnym czasie będzie świadomość, że jednym z najlepszych sposobów czynnego odpoczynku i dużą pomocą w kształtowaniu charakteru jest sport bowiem „życie człowieka jest bojowaniem”.
opr. aw/aw