Książka w formie szczerej rozmowy, jaką zwykła odbywać para starych przyjaciół, o ważnych dla nich sprawach - fragmenty
ISBN: 978-83-7505-202-2
wyd.: WAM 2009
Spis treści | |
CZAPKI Z GŁÓW | |
I WIELKIE SPOTKANIE | |
1. Bezludna wyspa | 7 |
2. Spotkać to nie tylko dowiedzieć się | 9 |
3. Struktury życia | 11 |
II WIEDZA | |
1. Nie wystarczy wiedzieć | 14 |
2. Nie bój się | 16 |
III TWOJA UWAŻNOŚĆ | |
1. Czy las to sakrament? | 19 |
2. Zwyczajne życie? | 21 |
IV OBECNOŚĆ | |
1. Jest duchem | 24 |
2. Czy świat jest już stworzony? | 26 |
3. Poganie? | 28 |
V TAK TRZYMAĆ | |
1. Zagrożenia | 31 |
2. Twoje powołanie | 33 |
3. Brat najmniejszy | 35 |
RAZEM | |
I SŁOWO | |
1. Także stół ma swego ducha | 41 |
2. W poszukiwaniu ducha miłości | 42 |
3. Stęsknieni za Słowem | 44 |
II NOWONARODZONY | |
1. Pasterze i Mędrcy | 46 |
2. Przyjaciel | 50 |
3. Herod | 53 |
III RODZINA | |
1. Żydzi, Grecy, Rzymianie | 56 |
2. Barbarzyńcy | 58 |
3. Biblia czytana przez barbarzyńców | 60 |
4. Zagubiona istota chrześcijaństwa | 63 |
ŚWIĘTUJ | |
I ROCZNICE | |
1. Świętowanie rocznicowe | 71 |
2. Po co świętować rocznice? | 74 |
3. Pokusa | 76 |
II CHODZI O CIEBIE | |
1. Teatr | 78 |
2. Literatura | 80 |
3. Film | 82 |
4. Malarstwo | 83 |
5. Msza święta | 85 |
6. Mea res agitur | 88 |
III CYMBAŁ BRZMIĄCY | |
1. Kochać świat | 90 |
2. Różowe okulary? | 91 |
3. A co z wrogami? | 93 |
4. Ratunek | 97 |
IV SZCZĘŚCIE WIECZNE | |
1. Pogrzeb | 100 |
2. Niebo | 103 |
3. Zmartwychwstaniesz | 107 |
BĄDŹ ZDROWY | |
I BĘDZIESZ NORMALNY | |
1. My — ludzie | 113 |
2. My — mistycy | 115 |
3. My — święci | 117 |
II LEKARSTWO NA OSAMOTNIENIE | |
1. Przypowieść | 119 |
2. Trochę historii | 120 |
3. Rewelacja Soboru Watykańskiego II | 122 |
4. Trzeba się odważyć | 125 |
III LECZENIE DEPRESJI | |
1. Nasza przeszłość | 127 |
2. Leczenie trwa całe życie | 129 |
3. Powrót do normalności | 131 |
Trzeba wciąż zamykać za sobą drzwi. I otwierać kolejne. Trzeba zamykać każdy dzień, tydzień, miesiąc. Trzeba zamykać każdy rok i stawać przed następnymi drzwiami, przed kolejnym odcinkiem naszego życia. Tak jakbyś zaczynał wszystko od nowa.
Można sobie wyobrazić wyspę bezludną. I ludzi, którzy się tam pojawili — przynajmniej w liczbie dwóch. Można sobie wyobrazić wyimaginowaną sytuację: że ci ludzie nie mieli kontaktu z żadną kulturą. Że zaczynają od dosłownego zera. To byśmy się przekonali, że już wkrótce zaczęliby się modlić do Boga. Chociaż nie było Mojżesza ani Jezusa, chociaż nie było Mahometa ani Buddy. Chociaż nie objawił się im Bóg w krzaku ognistym ani na górze Synaj, nie podyktował im dziesięciu przykazań Bożych. Bo przemówił do nich świat stworzony i wciąż stwarzany przez Niego. I składali hołd Bogu, i wielbili Go, Stwórcę świata — ich świata, ich samych. Składali dziękczynienie i prośby. Ale nie dość na tym, że zbudowali ołtarz, że zbierali się na modlitwę — ale oni sami się zmienili. Na Boże podobieństwo, którego byli coraz bardziej świadomi — że tylko tak mogą być z Nim zjednoczeni.
My mamy trudniej, inaczej, pod górkę, niewygodnie, nawet powiedzieć można: fatalnie. Bo, gdy się rodzimy, mamy przygotowane dla nas katechizmy, kościoły, księży, całe biblioteki z dziełami teologicznymi — tylko studiować, tylko chodzić do kościoła, śpiewać to, co przodkowie ułożyli, słuchać kompozycji, które wielcy muzycy stworzyli, patrzyć na liturgię, która przetrwała wieki. Mamy łatwiej. A naprawdę — tragicznie trudno.
Bo my nie przeżywamy odkryć Boga. Nam mówią o Nim jako o oczywistości — już odkrytej, objawionej. My nie musimy wysilać się, żeby układać modlitwy — mamy gotowe: dziękczynne, błagalne. No to klepiemy pacierze, to przychodzimy do kościoła, tak jak rodzice nas nauczyli. Przychodzimy na Msze święte. Choć czasem mamy wątpliwości, po co uczestniczyć w tej liturgicznej scenerii, w tych gestach, w tych słowach, które znamy na pamięć, a które nie myśmy wymyślili.
Mamy łatwiej. A naprawdę — trudniej. Bo pozbawieni jesteśmy radości odkrywania, zachwytu nad prawdami, do których dochodzimy. Mamy wszystko gotowe. I skutek jest taki, że zamiast być wierzącymi, stajemy się teologami.
My wszystko już dobrze wiemy. Już nam nikt nie podskoczy, już nas nikt nie zaskoczy, już nam nikt nic nie objawi. Wszystko wiemy. Nawet wiemy, co ksiądz powie na rekolekcjach. Cóż może powiedzieć? Powtórzy to, co usłyszał.
I dlatego mamy trudniej. Pod górkę. Niebezpiecznie. Że zeszmaciejemy. Że zinstytucjonalizowani będziemy przez te instytucje kościelne — pisane, śpiewane, czytane, przedstawiane. Mamy trudniej. Robimy się teologami. Którzy wiedzą. Którzy już wszystko dobrze wiedzą.
I jak się tu przebić do tego, by być chrześcijaninem. Bo chrześcijaninem być, to znaczy uwierzyć. Uwierzyć!
Słowo tajemnicze, trudne, niebezpieczne. A jednak bijące w istotę rzeczy. Na to rekolekcje, na to Msze święte, na to pacierze. Żebyśmy uwierzyli. A nie: dowiedzieli się. Nie: aby być teologiem. Ale: wierzącym. Nie: wiedzieć. Ale: doznać, spotkać.
opr. aw/aw