Niebezpieczeństwo banalizacji ślubu

Od 1 marca 2015 r. w Polsce można zawrzeć cywilny związek małżeński w plenerze. Czy dotyczy to także katolickiego ślubu poza świątyniom? Warto przyjrzeć się doświadczeniom Kościołów w USA

Niebezpieczeństwo banalizacji ślubu

Od 1 marca 2015 r. w Polsce będzie można zawrzeć cywilny związek małżeński w plenerze. Spontanicznie rodzi się pytanie o możliwość ślubu kościelnego poza świątynią.

Proponuję przyjrzeć się doświadczeniom amerykańskich kościołów protestanckich, które pozwalają na ceremonie plenerowe. Również w Kościele katolickim było kiedyś możliwe organizowanie ślubnych ceremonii plenerowych. To jednak już przeszłość. Dlaczego?


Protestanckie śluby w plenerze

W Stanach Zjednoczony ślub na plaży, w ogrodzie czy w innym wymarzonym miejscu nie jest czymś nadzwyczajnym. Ale żeby do tego doszło, trzeba spełnić kilka kryteriów. „Po pierwsze bądźmy realistami”mówimi Karen Porreca z Simply Eventful Charleston, zajmująca się organizacją ślubów.  Jej wieloletnie doświadczenie w branży weselnej pozwala stwierdzić, jakie pomysły panny młodej da się zrealizować, a z jakimi lepiej dać sobie spokój. „Każda panna młoda chce wyglądać jak królewna na tle zachodzącego słońca lub pięknej przyrody, reszta zdaje się być tylko dodatkiem. Ale moim zadaniem jest, by te dodatki nie zrujnowały samej panny młodej i jej wizji”. Wylicza zatem elementy, które trzeba wziąć pod uwagę przy organizowaniu ślubu. Liczba gości jest niezmiernie ważna, bo to pozwala na dokładne zaplanowanie przestrzenne rozmieszczenia krzeseł, stołów, ilości jedzenia czy też miejsca do tańca, ale też pozwala lepiej dobrać miejsce ślubu. Chodzi o to, że przy organizacji ślubu w plenerze trzeba mieć plan B, bo pogoda czasami płata figla, szczególnie na plaży. „Pamiętajmy, że to wszystko sporo kosztuje” — dodaje Karen. 

Zdjęcia ślubne na plaży wyglądają przepięknie, ale zanim do tego dojdzie, należy poinformować lokalne władze o całym wydarzeniu. „Jesteśmy przychylnie nastawieni do ślubów na plaży — mówi Lisa Darrow z ratusza w Sullivan's Island. — Co roku mamy kilkaset ślubów lub innych rodzinnych uroczystości na plaży. Jest ona miejscem publicznym, dlatego prosimy, by organizatorzy ślubu zastosowali się do naszych przepisów, których przekroczenie kończy się mandatem”. I tak trzeba tu pamiętać o zachowaniu porządku, niezaśmiecaniu, zakazie picia alkoholu, nieużywaniu fajerwerków, nieniszczeniu wydm, niekopaniu dołków (mogą zniszczyć gniazda żółwi); należy też zadbać o to, by fotograf otrzymał odpowiednią licencję z ratusza (!). Po spełnieniu wszystkich wymogów droga na plażę stoi otworem. Myli się jednak ten, kto sądzi, że na tym koniec trudności. To dopiero początek. Może się bowiem okazać, że  upatrzone przez nas miejsce jest już zajęte przez inną parę. Na plaży nie ma rezerwacji — kto pierwszy, ten lepszy. Dlatego firmy weselne czy też rodziny nowożeńców już wczesnym popołudniem zaczynają przygotowywać miejsce na ślub, grodząc sznurkiem teren, rozstawiając krzesła i szykując dekoracje. Gdy mamy już przygotowane ulubione miejsce i czekamy na gości weselnych, nie zapomnijmy o parkingu dla nich. „Zawsze zwracam uwagę młodym parom, by wzięły pod uwagę natężenie ruchu drogowego” —informuje Andy Benke z ratusza Isle of Palms, gdyż latem mamy wielu turystów i dostać się na naszą wyspę wcale nie jest łatwo z powodu zakorkowanych ulic”. 

Duchowni protestanccy nie widzą problemu

„Kościoły protestanckie nie mają problemu ze ślubem poza budynkiem kościelnym, ponieważ obok chrztu i Eucharystii nie mają innych sakramentów — wyjaśnia dr Vance Polly, pastor prezbiteriańskiego kościoła Sunrise. Do naszego kościoła zgłaszają się pary z prośbą o pobłogosławienie ich związku małżeńskiego na plaży lub w innym miejscu i o ile jest to możliwe zawsze staram się spełnić ich prośbę. Pary są różne, często mieszane z różnych Kościołów protestanckich, a bywają też inne religie i ateiści. Na każdą ceremonię staram się dobierać teksty, które będą docierały do słuchaczy, jak również zachęcam młodych, by sami układali własne przysięgi małżeńskie. Ogólnie daję im wolność wyboru”. Nieco innego zdania jest pastor Bonnie Mafferd z luterańskiego kościoła św. Marka. „Co prawda, jako luteranie, nie widzimy małżeństwa jako sakramentu, jednak podkreślam zawsze, że miłość jest darem Bożym i jako taki lepiej wyraża się on podczas uroczystości w kościele. Nabiera on wtedy głębszego wymiaru duchowego i łączności z lokalną wspólnotą wierzących. Dlatego zachęcam pary, by pobierały się w naszej świątyni. Gdy para młoda przedstawi dobre argumenty za tym, by ceremonia odbyła się na zewnątrz, przychylam się do ich prośby. Podczas ceremonii używam tylko tekstów zatwierdzonych przez nasz Kościół i zaznaczam mocno, by był w dekoracji ujęty znak krzyża, tak by nie zatracono całkiem duchowego wymiaru uroczystości”. Obaj podkreślają, że ich Kościoły w tej materii pozostawiają dowolność swoim pastorom, dlatego można się spotkać z takimi, którzy nie błogosławią związków poza świątynią.

Podejście amerykańskich urzędników

Związki małżeńskie są zawierane także w obecności urzędników administracji lub pracowników sądu; może to być także każda inna osoba, która otrzyma odpowiednią licencję na prowadzenie i potwierdzenie ślubu. Jedną z nich jest Rosalea Donahue, z zawodu prawnik, która na swoim koncie ma setki ślubów — również tych na łonie natury. Martwi ją, że wiele par jest zupełnie nieprzygotowanych do życia w małżeństwie i cała ich wiedza sprowadza się do przeżycia niezwykłej uroczystości, której pamiątką będą piękne zdjęcia. Zawsze stara się spotkać z narzeczonymi kilkakrotnie przed uroczystością i wyjaśnić, jakie będą konsekwencje ich decyzji i jak najlepiej się do tego przygotować. Wiele par rezygnuje, bo stawia im jakieś wymagania, „a oni chcą szybko, ładnie i bez żadnych kłopotów zaliczyć ceremonię ślubną. Zdjęcia w stroju weselnym zawsze będzie można zrobić i oby tylko raz na całe życie” — dodaje.

Reakcje na nietypowy ślub

Moi rozmówcy podkreślali, że wielu ludzi wierzących — i to różnych religii — ma kłopot z zaakceptowaniem takiej formy ślubu, która nie wynika z ich tradycji. Rodzice pewnego pana młodego zostali zaproszeni na ślub syna, który okazał się cywilną ceremonią na tle zachodzącego słońca. Część przybyłych gości, gdy się o tym dowiedziała, odjechała przed uroczystością. W innych przypadkach goście odmówili przyjazdu. Dochodziło też do bójek o to, kto ma prowadzić ceremonię, albo też kto może siedzieć w cieniu, a kto na słońcu. Zazwyczaj podczas samej uroczystości wszystko jest w porządku, choć zdarzyło im się być na ślubach, podczas których w roli głównej występowały: nagła ulewa, wiatr wywracający dekoracje, wyjąca syrena ze statku, patrole helikopterów i samolotów wojskowych, wścibscy plażowicze, mewy oraz rój pszczół, który upodobał sobie bukiet panny młodej. Jak powiedział mi jeden z urzędników ratusza w Charleston, lepiej sakrament małżeństwa przeżyć w swoim kościele, a przyrodę podziwiać podczas podróży poślubnej.

Kto pobłogosławi związek w plenerze?

W Stanach Zjednoczonych na pewno nie będzie to ksiądz katolicki. Zgodnie z prawem kanonicznym Kościoła katolickiego „małżeństwo pomiędzy katolikami lub między stroną katolicką i niekatolicką ochrzczoną, winno być zawierane w kościele parafialnym. W innym kościele lub kaplicy może być zawierane za zezwoleniem ordynariusza miejsca lub proboszcza” — przypomina siostra Sandra Makowski, kanclerz kurii diecezji Charleston. W wypadkach małżeństw mieszanych katolików z niechrześcijanami biskup ma prawo zezwolić na inne miejsce ślubu niż kościół czy kaplica lub udziela dyspensy stronie katolickiej co do formy zawierania sakramentu. Pary katolickie stosują się jednak zawsze do zacytowanego powyżej kanonu prawa. „W diecezji Charleston w latach 70. istniała praktyka błogosławienia związków poza kościołem. W tamtym czasie prowadzono wiele eksperymentów w Kościele w Ameryce. Księża często nie pytali nawet biskupa o pozwolenie na śluby poza kościołem. Po pewnym czasie zauważyli trudności w prowadzeniu samej uroczystości: trudności w koncentracji, zbyt wiele rozproszeń — a przecież chodzi tu o sakrament. Poza tym trzeba było pogodzić takie śluby na odległość z innymi obowiązkami duszpasterskimi. Najbardziej narzekali księża, którzy niekiedy spędzali całe popołudnie na plaży ubrani w sutannę i komżę” — wspomina ks. prałat Lawrence McInerny.

Miejsce ślubu w liturgii katolickiej

Od kiedy w 1983 r. wprowadzono w Kościele katolickim nowy Kodeks prawa kanonicznego, praktykę błogosławienia katolickich związków małżeńskich poza świątynią całkowicie zaniechano. „W diecezji Charleston zdarza się, że zgłaszają się pary, które chciałyby zawrzeć związek małżeński na łonie natury, ale są to raczej jednostkowe przypadki. Motywy takich decyzji często dyktowane są wygodą — by nie trzeba było jeździć z kościoła do odległej restauracji lub willi na plantacji. Rozumiemy troskę młodych o ich gości, jednak nie wyrażamy zgody, troszcząc się o to, by sakrament małżeństwa nie zatracił swego wymiaru duchowego i uświęcającego wyrażonego w godnie sprawowanej liturgii” — tłumaczy siostra Makowski. Kościół katolicki podkreśla, że małżeństwo jest sakramentem, a nie tylko kontraktem między małżonkami. Organizowanie ślubów w plenerze grozi banalizacją sakramentu, tzn. zanikiem jego duchowej zawartości. W czasie liturgii młoda para zaprasza Boga do wspólnoty życia małżeńskiego i rodzinnego. Ślub w budynku kościelnym staje się w ten sposób wyrazem pragnienia małżonków, aby nieustannie umacniać zapoczątkowaną sakramentalnie drogę wspólnego życia przez uczestnictwo w życiu Kościoła, w zasłuchaniu w jego nauczanie oraz przyjmowanie pozostałych sakramentów. Ponadto ślub błogosławiony podczas Mszy św. pokazuje ścisły związek, jaki istnieje między komunią, czyli zjednoczeniem osób w małżeństwie i Komunią eucharystyczną, która jednoczy małżonków z Bogiem.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama