Polska scena muzyki pop - niewiele nowego
Najpopularniejsi artyści polskiej rozrywki debiutowali w latach 70., 80. i 90. ubiegłego wieku.
Wielki koncert na placu Teatralnym z okazji 20-lecia upadku komunizmu. Na scenie zespoły, które w latach 80. decydowały o kształcie polskiej sceny rozrywkowej. Czy tylko w latach 80.? Z kilkunastu zaproszonych gwiazd jedynie Kryzys, Republika, Klaus Mitffoch i Aya RL reaktywowali się z okazji koncertu. Perfect, Turbo, Oddział Zamknięty, Lady Pank, Piersi, Sztywny Pal Azji, Voo Voo, Dezerter, Dżem, Kobranocka, T. Love ciągle grają i mają się dobrze. Co więcej, to właśnie duża część tych artystów, a nie młode talenty, zapełnia dziś plenery i sale koncertowe. Skąd taka miłość do dinozaurów nad Wisłą?
Muzyka i sentymenty
Można oczywiście wszystko zwalić na modę. Powroty gwiazd, które 20 lat wcześniej święciły swoje sukcesy, nie są przecież niczym nowym. Już w latach 80. dużą popularnością cieszyły się koncerty pod hasłem „Old Rock Meeting”. Wracali wtedy Niebiesko-Czarni, Skaldowie, Alibabki... Takie powroty wyrastają na fali pewnego sentymentalizmu, tęsknot do czasów młodzieńczych, które pojawiają się, gdy dzieci czterdziestolatków zaczynają wchodzić w okres dojrzewania. Są jak spotkanie klasowe po latach — wywołują emocje, ale szybko o nich zapominamy. Tamte koncerty z lat 80. miały znaczenie nie tyle artystyczne, co wspomnieniowe. Młodzi słuchali już wtedy zupełnie innej muzyki — właśnie takiej jak ta, która wybrzmiała 4 czerwca na placu Teatralnym.
Dlaczego więc dziś na palcach jednej ręki można wskazać powszechnie rozpoznawalnych nowych wykonawców, a nagrania dinozaurów stale są obecne w rozgłośniach radiowych? Z artystów, którzy pojawili się w ciągu ostatnich kilku lat, właściwie tylko Doda i Feel osiągnęli popularność porównywalną z tą, którą cieszą się starzy wyjadacze. Pierwsza głównie z powodów pozamuzycznych, zaś fenomen dość przeciętnego Feela da się wytłumaczyć jedynie brakiem konkurencji. Gdyby sporządzić katalog tych, którzy przyciągają na koncerty największe tłumy, okazałoby się, że prawie wszyscy debiutowali w latach 80. lub — jak Myslovitz, Hey czy Wilki — w 90.
Popowa papka
Przyczyny można poszukać chociażby na opolskim festiwalu.
Elżbieta Zapendowska, nauczycielka śpiewu i emisji głosu, twierdzi, że jego oglądanie jest stratą czasu: — Ta impreza jest jednorodna, nie ma w niej miejsca na inne gatunki muzyki niż pop.
Być może właśnie tu tkwi tajemnica: ludzie są znudzeni jednolitą, „uśrednioną” papką, w której choreografia i światła ważniejsze są od melodii i słownego przekazu. Trudno powiedzieć, by ambitniejsze propozycje nie powstawały — mamy w Polsce mnóstwo znakomitych młodych muzyków — ale w opolskich plebiscytach nie mają szans. Doborem uczestników festiwalu rządzą jakieś dziwne układy. Jeśli wykonawcy tacy jak Ewa Farna, Tede czy zespół Manchester są nominowani do „Superjedynek” aż w dwóch kategoriach; jeśli przebojem roku ma być „Cicho” Ewy Farnej lub „W aucie” duetu Sokół & Pono (założę się, że większość czytelników „Gościa” nigdy nawet nie słyszała tych piosenek) — trudno się dziwić, że słuchacze zwracają się ku starszym wykonawcom.
Inna sprawa, że i ci starsi często idą na łatwiznę. Najnowsze produkcje Budki Suflera, jednej z najważniejszych grup rockowych w latach 70., dziwnie kojarzą się z discopolo. Podobnie jest w przypadku zespołu Kombi, który, po reaktywacji i dodaniu jeszcze jednego „i” na końcu nazwy, proponuje chwytliwe piosenki obliczone na maksymalną sprzedaż. Nowocześnie zaaranżowane, ale zupełnie nijakie.
Niepokonani
Mimo to słuchacze chętniej wybierają sprawdzone zespoły. Bo nawet jeśli, jak Lady Pank, kopiują samych siebie sprzed lat, gwarantują przynajmniej dobre rzemiosło albo, jak T.Love, ciekawe teksty. Połączenie tych dwóch rzeczy zdarza się już rzadziej. Wyjątkowym przykładem jest na pewno Voo Voo. To zespół, który nie odcina kuponów od tego, co zrobił kiedyś, ale zaskakuje każdą nową płytą. Ostatnią nagrał z zespołem Haydamaky, łącząc rocka z ukraińskim folkiem. Najbardziej wiarygodni są więc ci, którzy na scenie muzycznej trwają nieprzerwanie i którzy nie zmieniają co chwilę składu. Bo słuchając Oddziału Zamkniętego, Turbo czy Lombardu, trudno nie zadać pytania: czy to jest jeszcze ta sama grupa? Powszechna stała się praktyka uzupełniania składu młodymi muzykami. Zwłaszcza w przypadku wokalistów takie pociągnięcie bywa ryzykowne. Rzadko udaje się dobrać kogoś nowego o podobnej barwie głosu, tak jak udało się zespołowi Dżem. Publiczność zaakceptowała Macieja Balcara w miejsce Ryszarda Riedla, choć zastąpić kogoś, kto obrósł taką legendą, nie było wcale łatwo. Lombardowi po roszadach personalnych nie udało się odzyskać nawet cienia dawnej popularności. No bo kto wykona „Szklaną pogodę” lepiej niż Małgorzata Ostrowska?
Zespół Perfect w piosence „Niepokonani” śpiewa: „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”. Złośliwi twierdzą, że Grzegorz Markowski i koledzy powinni przede wszystkim odnieść te słowa do siebie. Jednak, wobec braku konkurencji, dinozaury mogą spać spokojnie. Wschodzących na chwilę gwiazd pop nie muszą się specjalnie obawiać, bo to inna kategoria. Dopóki Doda jest królową, starzy rycerze wciąż pozostają niepokonani.
opr. mg/mg