"Cristiada" to historia, którą media i politycy pragnęliby zepchnąć w niepamięć - dlatego właśnie powinniśmy o niej przypominać
Dobry film ma ogromną siłę rażenia. Może on nie tylko przeorać świadomość społeczną w jakiejś sprawie, ale też wprowadzić nieistniejący temat do powszechnego obiegu. Pierwszą sytuację dobrze ilustruje dzieło Władysława Pasikowskiego „Jack Strong”. Ponieważ twórcy filmu jednoznacznie pokazali Ryszarda Kuklińskiego jako bohatera, który uratował świat przed wojną, tym samym zamknęli dyskusję, czy jest on bohaterem, czy zdrajcą. Wcześniej tego rodzaju rozważania pojawiały się co jakiś czas. Z kolei głośny film „Cristiada”, który dołączamy do tego numeru „Gościa”, przypomniał o niezwykle krwawej, a mimo to zupełnie zapomnianej karcie historii Kościoła w Meksyku. Bez „Cristiady” wiadomości na temat prześladowań meksykańskich katolików przez lewicowe i masońskie rządy w latach 20. i 30. XX wieku pozostałyby w głowach garstki pasjonatów historii. Nie przebiłyby się do zbiorowej pamięci. Na szkołę w tej dziedzinie nie ma co liczyć. I to nie tylko ze względu na malejącą liczbę godzin lekcji historii. Również dlatego, że cierpiący Kościół katolicki nie znajduje specjalnego uznania u twórców programów szkolnych. O lewicowych rewolucjonistach dowiedziałem się w przeszłości wiele. O bohaterach — meksykańskich czy jakichkolwiek innych — zabijanych za wierność Jezusowi nie usłyszałem nigdy. Przypuszczam, że przez lata pod tym względem niewiele się zmieniło. Jeżeli już nauczyciel zdąży powiedzieć coś o historii świata, to raczej wspomni mordercę Che Guevarę niż zamęczonego, późniejszego bł. José Sáncheza del Río.
Również kultura masowa w niewielkim stopniu zajmuje się prześladowanymi za wiarę chrześcijanami. O rzekomo ciężkim losie homoseksualistów powstały już dziesiątki filmów. Zabijani masowo w XX wieku chrześcijanie — temat, zdawałoby się, wymarzony dla kina akcji — nie mogą liczyć na zbyt duże zainteresowanie światowych filmowców. Dlatego warto promować „Cristiadę” (więcej w GN 19/2014 na ss. 18—21). Szybka akcja, dobre aktorstwo, a przede wszystkim prawdziwi, a nie papierowi bohaterowie. Na tyle prawdziwi, że znaleźli uznanie dwóch kolejnych papieży. Zarówno święty już Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI wynieśli na ołtarze kilkudziesięciu meksykańskich męczenników. Papież Polak odegrał ogromną rolę w wydobyciu na światło dzienne chrześcijańskich męczenników XX wieku. Aż chciałoby się zaapelować do filmowców, by spróbowali przenieść na ekran dramatyczne losy tych ludzi. Wydaje się, że sukces kasowy będzie murowany. Rolę podobną do filmu „Cristiada” odegrała w Czechach książka Miloša Doležala (więcej na ss. 56—57). Autor wydobył prawie z niebytu historię czeskiego księdza Josefa Toufara, zamęczonego przez komunistyczną bezpiekę. Znakomicie napisana książka okazała się bestsellerem roku 2012 w plebiscycie czytelników„Lidovych Novin”. Uważani powszechnie za stroniących od wiary i Kościoła Czesi zaczytywali się w historii życia proboszcza z Czihoszti (więcej na ss. 56—57). Jak powiedział autor książki, Czesi ciągle poszukują swoich bohaterów, mają ich wielu, ale ich nie znają. Podobnie jest z katolikami — znamy zaledwie małą część naszych bohaterów.
opr. mg/mg