Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (51/2000)
List biskupów polskich „na temat niektórych problemów społecznych” — uchwalony 30 listopada br. w Częstochowie — to od dawna oczekiwany dokument naszego Episkopatu, który całościowo analizuje życie społeczne i polityczne w świetle chrześcijańskich zasad moralnych.
Najcenniejsze w tym liście są, moim zdaniem, te fragmenty, w których biskupi oceniają zjawiska polityczne językiem ewangelicznym. Na przykład, pisząc o tym, że przeciwnicy polityczni zachowują się wobec siebie jak wrogowie, że we wzajemnych ocenach nie doszukują się żadnych pozytywów, Episkopat stwierdza: Postawa taka jest grzechem przeciwko dialogowi i przeciwko dobru wspólnemu. Sprawa jest postawiona jasno i bez ogródek. Wiadomo, że moralnym obowiązkiem polityka jest troska o dobro wspólne i postawa dialogu. Inne postępowanie jest nie tylko głupie, krótkowzroczne czy nieskuteczne, ale jest po prostu grzechem.
Chociaż w indywidualnych wypowiedziach księża biskupi podkreślali, że nie podejmują polemiki z konkretnymi politykami, w tonie listu wyraźnie uderza rozgoryczenie poziomem polskiej klasy politycznej. Czytamy w nim (a w świątyniach usłyszymy), że żadna ekipa rządząca nie uświadomiła autorom polskich przemian — robotnikom, chłopom i części inteligencji — ogromu wyrzeczeń i ceny, jaką zapłaci społeczeństwo za te przemiany.
W rzeczowych i kompetentnych słowach biskupi opisują także mechanizmy powielania ubóstwa w kolejnych pokoleniach, zwłaszcza na wsi. Nawiasem mówiąc, dokument Episkopatu z kwietnia 1995 roku dotyczący problemu „polskie rolnictwo a integracja europejska” wciąż pozostaje jedną z nielicznych tak szczerych i zarazem kompetentnych wypowiedzi na ten temat. Paradoksalnie — trudnej prawdy nie potrafili powiedzieć polskim rolnikom politycy, a potrafili biskupi.
Chwilami list społeczny Episkopatu jest przesadnie pompatyczny, np. w stwierdzeniu: Na oczach całego narodu niszczono i palono tajne archiwa. Dobrze przecież wiadomo, że procederu tego dokonywano chyłkiem i potajemnie, a nie „na oczach całego narodu”. Gdyby było inaczej, cały naród byłby współodpowiedzialny za zniszczenie „niewygodnych” teczek. A przecież za tego typu decyzjami stoją konkretni ludzie, nie całe społeczeństwo...
W Polsce od kilku lat popularne jest przekonanie, że Kościół katolicki ma zbyt dużo władzy i za duży wpływ na życie społeczne. Treść listu społecznego Episkopatu pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie: Kościół — zasady, które on głosi i ludzie, którzy go reprezentują — wywiera raczej zbyt nikły wpływ na praktykę społeczną i polityczną. Gdyby Kościół naprawdę miał duży wpływ na życie społeczne, to o wiele mniej byłoby tych negatywnych zjawisk, które są krytykowane przez biskupów. Widać to również po reakcjach na ten list — jak na razie nikłych, albo wręcz żadnych, jeśli chodzi o klasę polityczną.
W niektórych sprawach, niestety, nietrudno być w Polsce prorokiem. Pomyślałem o tym, gdy przeczytałem wezwanie biskupów do polityków tak z lewej, jak i z prawej strony, do solidarnego współdziałania na rzecz dobra wspólnego. Nie mam złudzeń, by jacyś politycy poważniej się tym apelem przejęli. Za to za kilka dni — podczas opłatka dla parlamentarzystów — do Prymasa Polski ustawi się z pewnością długa kolejka...
opr. mg/mg