Chrześcijanie już w czasach ojców i w średniowieczu szukali krótkich formuł wiary. Taka była potrzeba katechetyczna i misyjna. Teologowie odsądzając od czci i wiary utrwaloną w polskiej tradycji formułę, wykonują złą robotę – pisze felietonista Opoki ks. Tomasz Jaklewicz.
Prawie każdy katolik w Polsce zna tzw. sześć prawd wiary. To jeden z elementów katechizmu, który po dziś dzień opanowują dzieci przed pierwszą Komunią św. Można powiedzieć, że jest to uproszczona forma wyznania wiary – łatwiejsza do zapamiętania przez dzieci niż credo mszalne czy Skład Apostolski. Oczywiście nie jest to tekst natchniony, ma ta formuła, jak każda krótka formuła wiary, swoje ograniczenia i braki. Można ją krytykować i szukać lepszej.
Tym niemniej krytyka, którą zaserwowała dwójka teologów z Katowic, w ramach nowego podkastu firmowanego przez ks. dr. Grzegorza Strzelczyka, budzi zdumienie, niepokój, a nawet zgorszenie. Dwóch teologów z pozycji swojej teologicznej wiedzy pastwi się nad tą katechetyczną formułką używając bardzo dosadnych epitetów. Nie dostrzegają w niej niczego wartościowego, nie próbują w żaden sposób zrozumieć, ocalić to, co w niej jest cenne.
Podkast nosi tytuł „Teologia z Katowic”. Jego twórcami są dogmatycy z Wydziału Teologicznego UŚ, w pierwszym odcinku rozmawiają ks. prof. dr. hab. Jan Słomka oraz dr hab. Marek Kita. W słowie wprowadzającym słyszymy, że „głównym celem nie jest szeroka popularyzacja tematów związanych z chrześcijaństwem, a raczej wypuszczanie na ciut głębsze teologiczne wody. Zakładamy więc u odbiorcy przynajmniej pewną gotowość do intelektualnego wysiłku”. No cóż, smutne, że pierwszy odcinek podkastu jest zaprzeczeniem tych obietnic. Rozmowa poświęcona sześciu prawdom wiary zatytułowana jest prowokacyjnie „Dziwoląg endemit”. Paradoksalnie tytuł dobrze oddaje wymowę tej rozmowy.
Dwaj uczeni „kroją słowem” czcigodną formułą z polemicznym zacięciem, ale bez żadnej głębi i intelektualnego wysiłku. Wybrzydzanie na sześć prawd wiary nie zostaje prawie w ogóle uargumentowane. Pointa rozmowy: trzeba wyeliminować sześć prawd wiary z katechezy. Nie należy nic poprawiać czy uzupełniać, ale starannie o niej zapomnieć.
Teologowie sprzeciwiają się tej formule jako całości. Uznają ją za wytwór ducha oświeceniowego, nieudolną próbę racjonalizacji wiary, która nie ma nic wspólnego z Ewangelią i jest wręcz szkodliwa dla wiary. Taka jest główna teza, którą dr hab. Marek Kita wzmacnia powtarzanymi z emfazą wyrażeniami pełnymi oburzenia. Kilka przykładów: „nowotwór”, „bełkot pseudoteologiczno-oświeceniowy”, „nieszczęsna formułka, która uodparnia na Ewangelię”, „toksyczny tekścik, który zainfekował kilka pokoleń katolików”, „nie zdradzasz Pana Jezusa, jeśli wyrzucasz do kosza sześć prawd wiary”.
Prof. Słomka, wykładowca akademicki formujący także seminarzystów, z nieukrywaną satysfakcją stwierdza, że od wielu lat w trakcie wykładów nawiązuje do sześciu prawd wiary, aby je zwalczać, ale – wzdycha – niestety bezskutecznie. Profesor wspomina, jak to pewien starszy kleryk zwrócił mu kiedyś uwagę na to, jak zareagowała na te teologiczne nowinki jego wierząca rodzina. „Poczuli, że ktoś im zabiera coś fundamentalnego w ich wierze” – cytuje prof. Słomka. I co? Spodziewalibyśmy się w tym miejscu jakiejś refleksji uczonego, który dostrzeże pewną wartość formuły, złagodzi nieco lub choć zniuansuje ostrze swojej krytyki, uwzględniając wrażliwość religijną osób, których taka totalna krytyka niepokoi. Nic z tych rzeczy. „Byłem bezradny i nie byłem w stanie dać sensownego komentarza” – powiada profesor. Jedyny wniosek jaki wyciąga jest taki, że sześć prawd wiary stało się częścią tożsamości katolickiej, pewnego typu katolickiej formacji, którą należy oczywiście przezwyciężyć.