Jak to naprawdę jest z nieomylnością papieża?

W czasach, kiedy liczne redakcje i rozgłośnie, a również parlamenty, a nawet zwyczajne knajpy pełne są ludzi nieomylnych, dobrze jest uświadomić sobie, że w Kościele katolickim obowiązuje – jak twierdzi znany już odwiedzającym niniejszą rubrykę Manfred Lütz – „obleczony w dogmat zakaz nieomylności” – zwraca uwagę o. Jacek Salij OP w uroczystość Apostołów Piotra i Pawła.

Tę paradoksalną wykładnię dogmatu o nauczycielskiej nieomylności biskupa Rzymu niemiecki myśliciel uzasadnia następująco: W Kościele katolickim nikt, a na co dzień sam nawet papież, nie jest nieomylny. Dogmat bowiem wyraźnie określa, że biskupowi Rzymu nieomylność przysługuje wtedy, gdy występuje ex cathedra, tzn. jako nauczyciel Kościoła powszechnego.

Ale zostawmy na boku tę błyskotliwą odpowiedź na antykatolickie zaczepki i spójrzmy po prostu na sam tekst dogmatu o nieomylności papieża. Dogmat został ogłoszony w roku 1870 przez Sobór Watykański I:

„Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra – tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności – dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności”.

Wystarczy spokojnie wczytać się w ten tekst, żeby odrzucić jako wzięte z sufitu zarzuty, jakoby dogmat ten stawiał papieża ponad Kościołem, albo nawet jakoby czynił papieża poniekąd jakimś Antychrystem, konkurentem Chrystusa Pana.

W całej historii Kościoła papieże zaledwie kilka razy zdecydowali się ogłosić ex cathedra, że jakaś prawda jest dogmatem wiary. Zawsze było to po starannym przestudiowaniu tego, co na temat danej prawdy mówi Pismo Święte oraz kościelna tradycja. Za każdym też razem papież, który zamierzał dogmat ogłosić, przeprowadzał rzetelne konsultacje wśród możliwie wszystkich biskupów Kościoła katolickiego, czy dana prawda rzeczywiście jest przedmiotem wiary we wspólnotach, których są pasterzami.

W internecie łatwo znaleźć cały tekst bulli Ineffabilis Deus z roku 1854, w której papież Pius IX uroczyście ogłosił, że prawda o Niepokalanym Poczęciu Matki Najświętszej jest dogmatem wiary. Zatem łatwo samemu sprawdzić, jak skrupulatnie przedstawiono w bulli argumenty biblijne i patrystyczne przemawiające za tym, że Matka Zbawiciela „została zachowana od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego”. Ponadto, w bulli znajduje się informacja, że bł. Pius IX już 2 lutego 1849 r. (a więc kilka lat wcześniej) zwrócił się uroczyście, bo w postaci encykliki, do wszystkich biskupów z zapytaniem, czy faktycznie tak wierzymy w Kościele.

W swoich odpowiedziach biskupi nie tylko potwierdzili, że oni sami oraz ich wspólnoty tak właśnie o Matce Zbawiciela wierzą, ale „przedstawili właściwie powszechne żądanie, by prawda ta została ogłoszona i zawyrokowana sądem i powagą naszego urzędu”.  

Analogiczne procedury podjął papież Pius XII, zanim w roku 1950 zdefiniował prawdę o wniebowzięciu Matki Bożej jako dogmat wiary, a również Jan Paweł II, który w stanowczej, bezwarunkowej, wypowiedzianej w niezwykle uroczystym tonie deklaracji potępił aborcję. Orzeczenie to, które znajduje się w numerze 57 encykliki Evangelium vitae, zdecydowanie zasługuje na naszą pamięć: „Mocą władzy, którą Chrystus udzielił Piotrowi i jego Następcom, w komunii z Biskupami – którzy wielokrotnie potępili przerywanie ciąży, zaś w ramach wspomnianej wcześniej konsultacji wyrazili jednomyślnie – choć byli rozproszeni po świecie – aprobatę dla tej doktryny – oświadczam, że bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako środek, jest zawsze poważnym nieładem moralnym, gdyż jest dobrowolnym zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej”.

Skrupulatne konsultacje przeprowadzane w całym Kościele, zanim następca Piotra podejmie decyzję tak uroczystej deklaracji wiary, poniekąd wyjaśniają, dlaczego zdarza się, że jakieś zwyczajne decyzje lub pouczenia biskupa Rzymu natrafiają w Kościele na opór i polemikę. Otóż wydaje się, że zawsze chodzi wówczas o takie sytuacje, kiedy dany temat czeka w Kościele na pełniejsze przemyślenie i pogłębienie.

Pierwsza w dziejach Kościoła sytuacja tego rodzaju została opisana w Liście do Galatów. Mianowicie apostoł Piotr, chcąc ratować zagrożoną jedność Kościoła, podjął fatalną próbę zaklajstrowania napięć, powstałych w wyniku narzucania ochrzczonym poganom zwyczajów żydowskich. Wówczas bardzo szczęśliwie sprzeciwił mu się apostoł Paweł – rzecz jasna, w pełni szanując szczególny autorytet Piotra w Kościele (czemu dał wyraz wcześniej, w tym samym Liście do Galatów (1,18).

Dość podobną strukturę miało napięcie, które spowodował w Kościele zaaprobowany przez papieża Franciszka watykański dokument Fiducia supplicans. Papież słusznie sprzeciwia się w nim wykluczaniu z naszej wspólnoty wiary tych wszystkich, których Kościół nie może dopuścić do sakramentów. Jednak dokument okazał się na tyle niejednoznaczny, że pojawiły się głosy, jakoby papież postanowił zaprosić do wspólnoty eucharystycznej osoby żyjące w związkach niesakramentalnych, a nawet w związkach homoseksualnych – a to spotkało się ze stanowczym sprzeciwem ze strony nawet niektórych kardynałów. Niestety, nie zabrakło również pożałowania godnych manifestacji skierowanych przeciwko papieżowi.

Teraz, kiedy kurz pierwszych emocji już opadł, wydaje się, że w całym tym zamieszaniu stało się sporo dobra. Komunikat skierowany do osób, którym może wydawało się, że są z Kościoła wykluczeni, był na tyle mocny, że na pewno będzie pamiętany. A z drugiej strony, Ojciec Święty wielokrotnie zapewnił, że warunkiem dopuszczenia do sakramentów jest (i tak zawsze pozostanie) porzucenie swoich grzechów.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama