Ofiara Abrahama w swoich wersjach współczesnych

W ostatnich czasach, wobec nasilenia negatywnych stereotypów na temat księży, zdarza się, że kiedy rodzone dziecko postanawia wstąpić na drogę powołania kapłańskiego lub zakonnego, jego rodzice czują się wtedy niby Abraham, wezwany do złożenia własnego dziecka w ofierze Panu Bogu – pisze felietonista Opoki, o. Jacek Salij OP.

Tomasz, za poduszczeniem rodzonej matki, został siłą wyrwany dominikanom i uprowadzony do rodzinnego więzienia. Tam, żeby wybić mu z głowy zakonne powołanie, nasłano na niego jakąś ladacznicę, jednak młodzieniec przepędził ją z płonącym polanem w ręku.

Sprzeciw rodziców ojca Janczaka, mojego nieżyjącego już współbrata, kiedy ten po ukończeniu studiów matematycznych wstąpił do zakonu, nie był tak spektakularny, jednak nieporównanie głębszy. Postanowili ukarać go zakazem pokazywania się im na oczy, dopóki nie wybije sobie z głowy tak idiotycznego pomysłu na życie. Matka po mniej więcej dwóch latach takiego obrażania się pogodziła się z tym, że syn wybrał własną drogę życiową, a nawet pod jego wpływem wróciła do praktyk religijnych. Jednak ojciec tak się zaciął, że nawet kiedy po kilku latach jego syn przyjął święcenia kapłańskie, on próbował nie przyjmować tego do wiadomości.

W ostatnich czasach, wobec nasilenia negatywnych stereotypów na temat księży, zdarza się, że kiedy rodzone dziecko postanawia wstąpić na drogę powołania kapłańskiego lub zakonnego, jego rodzice czują się wtedy niby Abraham, wezwany do złożenia własnego dziecka w ofierze  Panu Bogu. Nie zapomnę rozmowy, o którą poprosiła mnie znajoma. Jak grom z jasnego nieba spadła na nią i na jej męża decyzja syna, że chce zostać księdzem. Ze studiami na politechnice radzi sobie świetnie, biegle mówi po angielsku, dziewcząt nigdy nie unikał – ona po prostu tego nie rozumie, że tak wspaniały chłopak chce zacząć zupełnie nowe życie.

W tamtym momencie nie mogłem oczywiście wykluczać tego, że u młodego studenta był to tylko słomiany zapał. Mimo to jednak zasugerowałem matce, że być może Bóg oczekuje teraz od niej (oraz od jej męża), że podobnie jak kiedyś Abraham odda Mu w ofierze własnego syna. Dokładnie tej rozmowy już nie pamiętam, ale zapewne powiedziałem jej wtedy, że ważnym wątkiem biblijnej opowieści o ofierze Abrahama było pokazanie radykalnej różnicy między ofiarą składaną Bogu oraz ofiarami składanymi Molochowi czy innym bożkom.

Mianowicie Bóg prawdziwy jest Bogiem życia i ofiara Mu składana zawsze obdarza życiem. Kiedy Bóg obiecał Abrahamowi, że jego potomstwo będzie tak liczne jak gwiazdy na niebie, on, „upadłszy na twarz, roześmiał się tylko. Pomyślał sobie bowiem: Czyż człowiekowi stuletniemu może się urodzić syn? Albo czy dziewięćdziesięcioletnia Sara może zostać matką?” (Rdz 17,17). Stało się to, co wydawało się absolutnie niemożliwe: małżonkom urodził się Izaak. Abraham na pewno o tym pamiętał, kiedy Bóg kazał mu złożyć syna w ofierze.

Autor Listu do Hebrajczyków przypomni ponadto, że ofiary tej Bóg zażądał tuż po złożeniu obietnicy: „Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo”. Wystarczy zauważyć to uściślenie Bożej obietnicy, żeby straciły sens różne współczesne dramatyzowania, jakie są snute na marginesie ofiary na górze Moria. Krótko mówiąc, Abraham uwierzył, że Bóg, który każe mu złożyć Izaaka w ofierze, ma moc go wskrzesić. Zatem – czytamy w Hbr 11,17-19 – była to zapowiedź  śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

W podobnym tonie przeżywał ofiarę Abrahama wychowywany w judaizmie Józef Hen: „Nie przeszkadzała mi wcale historia z Izaakiem, którego Abraham miał złożyć w ofierze Bogu. To, co wzburza dorosłych i powoduje ich sceptycyzm, dziecko przyjmuje jako rzecz naturalną: Bóg kazał, bo Bóg tak chciał i już, musiał przecież wypróbować oddanie Abrahama, opowieść zatykała dech w piersi i wyciskała z oczu łzy. Czułem się małym Izaakiem, który niewinnymi oczyma przygląda się ojcu składającemu drwa na stos i który pyta: Ojcze, jest stos, a gdzie jest baran ofiarny? Ojciec nie odpowiada i już wiem, że to ja mam być złożony w ofierze. Płaczę, ale nie buntuję się, nawet troszeczkę się tym pysznię. Kiedy wszystko dobrze się skończyło i Pan Bóg zabronił składania ofiar z ludzi, nabrałem pewności, że Abraham od początku nie wątpił, że Pan Bóg w ostatniej chwili uratuje jego syna”.

Mimo woli przypominają się słowa Psalmu 8,3: „Sprawiłeś, że nawet usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę”. Wychowywane religijnie żydowskie dziecko znalazło tę mądrość, którą przeoczyli naprawdę wybitni myśliciele, Søren Kierkegaard czy Gustaw Herling-Grudziński.

Opisana w Drugiej Księdze Machabejskiej matka, która dodawała odwagi swoim synom, żeby trwali w wierze, mimo że przez apostazję mogli się tak łatwo uratować, również namawiała ich do tego, by wybrali życie przeciwko śmierci. Kolejni synowie byli za wiarę w Boga zabijani, a ona była pewna tego, że w ten sposób ocalają swoje życie. Gdyby zachowała się odwrotnie, gdyby namawiała ich do ratowania się za cenę porzucenia wiary, wpędzałaby ich w ten sposób na drogę śmierci, składałaby ich w ofierze Molochowi.
Być może jest tak, że chcemy czy nie chcemy, zawsze komuś nasze dzieci składamy w ofierze. Wprowadzając dziecko na drogę Bożych przykazań, ucząc je modlitwy, dając  przykład ofiarnej miłości, ucząc przywiązania do prawdy, uwrażliwiając na piękno Bożego świata – składamy je w ten sposób w ofierze samemu Bogu, obdarzamy je życiem. Natomiast Molochowi dzieci są składane nie tylko przez dokonywanie aborcji, ale również przez uczenie ich kłamstwa, egoizmu oraz innych sposobów kłaniania się bożkom.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama