Poświęćmy chwilę uwagi temu, jak wiele dla trwałości i szczęścia rodziny może znaczyć rzetelna wspólnota w wierze. Przyszedł kiedyś do mnie znajomy, żeby pochwalić się swoim pierwszym dzieckiem, a przy okazji zwierzył się, że wraz z żoną postanowili już teraz, mimo, że ich córeczka jest dopiero niemowlątkiem, codziennie wspólnie się modlić – pisze o. Jacek Salij, felietonista Opoki.
Tak jakoś zapadła mi w pamięć przyśpiewka Jeremiego Przybory:
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
lecz kiedy jej nie ma, samotnyś jak pies...
Wielu dokładnie tak swoją sytuację rodzinną dzisiaj odczuwa. Powstrzymam się od przedstawiania różnych przejawów współczesnego kryzysu rodziny. Zapewne nikt nie zaprzeczy, że kryzys ten jest wielki. I łatwo by zacząć narzekać. Ale od samego narzekania mogłaby rozboleć głowa i nic dobrego by z tego nie wynikło.
Nie jest jednak tak, iż jesteśmy skazani na postawę, że „takie są czasy, trzeba im ulec i nic się na to nie poradzi”. Czasy są zawsze niedobre, bo tworzą je ludzie skażeni grzechem. Zarazem jednak wszystkie czasy są O.K., bo świat jest Boży i nigdy takim być nie przestanie. Toteż nigdy dość podkreślania, że czynienie dobra – nawet gdyby nikt go nie zauważał – zawsze ma sens.
Poświęćmy chwilę uwagi temu, jak wiele dla trwałości i szczęścia rodziny może znaczyć rzetelna wspólnota w wierze. Przyszedł kiedyś do mnie znajomy, żeby pochwalić się swoim pierwszym dzieckiem, a przy okazji zwierzył się, że wraz z żoną postanowili już teraz, mimo że ich córeczka jest dopiero niemowlątkiem, codziennie wspólnie się modlić. Uzasadniał to postanowienie bardzo prosto: „Postanowiliśmy wspólnie klękać do pacierza, ażeby wspólna modlitwa w naszym domu była dla naszego dziecka zwyczajem niepamiętnym”. Wielkie wrażenie wywarło na mnie to zwierzenie młodego ojca.
Nie byłem zbyt bliskim znajomym tej rodziny. Wiem tylko, że z czasem urodziło im się troje następnych dzieci i domyślam się, że mimo najlepszych postanowień zapewne nie zawsze udawało im się naprawdę codziennie zebrać do modlitwy całą szóstkę. Chyba jeden jedyny raz zostałem zaproszony do tej rodziny na obiad. Na pewno nie ze względu na obecność księdza zaczął się on od takiej modlitwy przed jedzeniem, którą w tej rodzinie niewątpliwie wszystkie posiłki tak się zaczynają.
Sam pochodzę z wielodzietnej rodziny, toteż dobrze pamiętam, że przy takiej gromadce dzieci nie zawsze daje się zgromadzić rodzinę do wspólnego pacierza. Byłem najstarszym dzieckiem moich rodziców i zdarzało się czasem, że mamie bardzo zależało na tym, żeby przynajmniej ze mną odmówić przed pójściem do łóżka dziesiątkę różańca. Pamiętam, że nieraz bardzo mi się nie chciało klękać do tej modlitwy, ale żal mi było mamy i się nie wymawiałem, a jej się może wydawało, że ma tak pobożnego synka.
Rodzinny różaniec to dzisiaj temat chyba nieco zapomniany. My byliśmy wtedy za żelazną kurtyną i tylko bardzo słabe echa docierały do nas na temat bardzo w swoim czasie głośnej „Krucjaty Różańcowej”, którą w roku 1945 zapoczątkował amerykański ksiądz, Patrick Peyton (+1992). Jej celem było zaproszenie możliwie wszystkich rodzin katolickich do codziennej wspólnej modlitwy na różańcu. Główne hasło tej akcji: „Rodzina, która jednoczy się w modlitwie, trwa na zawsze zjednoczona” okazało się tak atrakcyjne, że dziesiątki milionów rodzin zobowiązało się do wspólnego odmawiania przynajmniej jednej dziesiątki różańca.
Z pewnym opóźnieniem akcję tę podjęli moi dominikańscy współbracia, z ojcem Szymonem Niezgodą na czele. Przeprowadzili oni na terenie całej Polski wiele, bardzo wiele rekolekcji różańcowych. Ich celem było nie tylko przybliżenie tej formy modlitwy, ale przede wszystkich zachęcanie do codziennego gromadzenia się rodziny przynajmniej na kilka minut przed obrazem Matki Najświętszej i wspólnego odmówienia różańcowych Zdrowasiek.
Obserwowałem z bliska, jak wielu proboszczom bardzo zależało na zaproszeniu do swoich parafii tych moich „różańcowych” konfratrów. Niektórzy proboszczowie zapraszali ich ponownie – aby odnowić i umocnić dobre skutki tych rekolekcji. Przekonałem się wówczas, że mamy w polskim Kościele bardzo wielu gorliwych kapłanów, którym naprawdę serdecznie zależy na tym, żeby wiernych Chrystusa prowadzić do życia wiecznego.
Podnosząc temat modlitwy w rodzinie, nawet nie wspomniałem o takich prawdach najwyższej wagi, jak: 1) znaczenie sakramentu małżeństwa, czyli „poślubienie się w Panu”, 2) co to znaczy, że rodzina może i powinna być kościołem domowym, 3) fundamentalne znaczenie dla życia rodziny coniedzielnej mszy świętej. I jeszcze o paru innych ważnych tematach nawet nie wspomniałem.
Zapamiętajmy sobie przynajmniej to najważniejsze słowo, jakie na nasz temat powiedział sam Pan Jezus: „Gdzie dwoje albo troje zbierze się w imię Moje, tam Ja jestem pośród nich” (Mt 18,20).