Zastanawiający lęk przed Bożym Narodzeniem

„A co myśleć o tym Bożonarodzeniowym szale, który na długo przed świętami ogarnia naszą przestrzeń publiczną? Czy dokonująca się w ten sposób degradacja religijnego sensu tych świąt jest również przejawem jakiegoś lęku przed Chrystusem?” – pisze na łamach Opoki o. Jacek Salij OP. „Zapewne najbardziej radykalny lęk przed Bożym Narodzeniem cechuje oba pozachrześcijańskie monoteizmy, jakimi są judaizm oraz islam” – dodaje.

Zdarzało się nawet tak: „Aby nazistowskie Boże Narodzenie było idealne, należało w salonie ustawić choinkę, obwiesić ją błyszczącymi swastykami i bombkami w kształcie granatów, a następnie w świeżo wyprasowanym mundurze na całe gardło wyśpiewywać kolędy zachęcające niemieckie kobiety do rodzenia dzieci dla Führera zamiast tych o oddawaniu czci nowonarodzonemu żydowskiemu Dzieciątku Jezus”.    

Propozycje kierowane do pospólstwa były bardziej umiarkowane: „Kierownictwo związku nauczycielstwa narodowo-socjalistycznego uchwaliło w roku 1938 z okazji zbliżających się świąt, że obchodzenie Bożego Narodzenia w szkołach niemieckich nie może mieć charakteru religijnego, lecz winno się stać czymś w rodzaju święta ludowego na wzór tego rodzaju święta obchodzonego kiedyś przez pierwszych Germanów”.

Wydaje się, że podobny lęk przed Bożym Narodzeniem ogarnął pewnego krakowskiego filozofa, który na początku naszego stulecia „napisał protest do kuratorium oświaty w związku z przemocą symboliczną, jaką stały się jasełka w szkole podstawowej jego córki oraz obecność choinki, która ma świadczyć o tym, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia”. Domyślam się (ale czy słusznie?), że profesor nie proponował jednak żadnego świętowania alternatywnego.

A co myśleć o tym Bożonarodzeniowym szale, który na długo przed świętami ogarnia naszą przestrzeń publiczną? Czy dokonująca się w ten sposób degradacja religijnego sensu tych świąt jest również przejawem jakiegoś lęku przed Chrystusem? Fakt faktem, że nachalność tego reklamiarskiego szału nie wyklucza takich przejawów chrystianofobii jak protesty przeciwko ustawieniu choinki w miejscu publicznym, czy denerwowanie się na opłatek i śpiewanie kolęd w miejscach (jak to się mówi w postchrześcijańskim slangu) „neutralnych światopoglądowo”. Niekiedy próbuje się nawet odebrać imię tym świętom i nazywa się je Świętami Zimowymi.

Zapewne najbardziej radykalny lęk przed Bożym Narodzeniem cechuje oba pozachrześcijańskie monoteizmy, jakimi są judaizm oraz islam. Zwraca na to uwagę – zresztą zachowując wielki respekt dla obu tych religii – św. Jan Paweł II.

„Czy można się dziwić – czytamy w jego wydanej w roku 1994 książce pt. Przekroczyć próg nadziei – że nawet wyznawcom jedynego Boga, którego Abraham był świadkiem, trudno jest przyjąć wiarę w Boga ukrzyżowanego? Uważają, że Bóg może być tylko potężny i wspaniały, absolutnie transcendentny i piękny w swojej mocy, święty i nieosiągalny dla człowieka. Bóg może być tylko taki! Nie może On być Ojcem i Synem, i Duchem Świętym. Nie może być Miłością, która siebie daje, która siebie pozwala widzieć, słyszeć i naśladować jako człowiek, która siebie pozwala krępować, bić po twarzy i krzyżować. To nie może być Bóg...! Tak więc w samym środku wielkiej monoteistycznej tradycji jest obecnie takie głębokie rozdarcie”.

Jezus był jeszcze niemowlęciem, kiedy starzec Symeon zapowiadał, że będzie On "znakiem, któremu sprzeciwiać się będą" (por. Łk 2, 34). Jest On – mieli mówić ci Żydzi, którzy w Niego nie uwierzyli – co najwyżej tylko jednym z proroków i to nie ostatnim, jest On tylko człowiekiem. Z kolei muzułmanie stanowczo odrzucą prawdę Trójcy Świętej i będą „wypisywać wielkimi literami, że Bóg nie ma Syna”. Zatem czyż Chrystus – pyta Jan Paweł – nie stał się zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 Kor 1, 23)?

Papież próbuje zrozumieć jednych i drugich: „Czy Bóg mógł pójść dalej w swoim zbliżeniu się do nas, w swym zbliżeniu się do człowieka, do jego ludzkiej kondycji, do jego możliwości poznawczych? Wydaje się, że poszedł najdalej jak tylko mógł, dalej już iść nie mógł. Poszedł w pewnym sensie za daleko...! Właśnie przez to, że Boga nazywał swoim Ojcem. Tak bardzo objawiał Go sobą, iż zaczęto odnosić wrażenie, że za bardzo...! W pewnym sensie człowiek już nie mógł tej bliskości wytrzymać i zaczęto protestować.

Ten wielki protest nazywa się naprzód Synagogą, a potem Islamem. I jedni, i drudzy nie mogą przyjąć Boga, który jest tak bardzo ludzki. Protestują: To nie przystoi Bogu. Powiadają: Powinien pozostać absolutnie transcendentny, powinien pozostać czystym Majestatem – owszem, Majestatem pełnym miłosierdzia, ale nie aż tak, żeby sam płacił za winy swojego stworzenia, za jego grzech.

W pewnym sensie słusznie więc można mówić, że Bóg za bardzo się odsłonił człowiekowi w tym, co jest najbardziej Boskie, co jest Jego wewnętrznym życiem; odsłonił się w swej Tajemnicy. I nie zważał na to, że to odsłonięcie się przesłoni Go poniekąd w oczach człowieka, bo człowiek nie jest zdolny znieść nadmiaru Tajemnicy. Nie chce, ażeby ona tak bardzo go ogarniała i przytłaczała. Owszem wie, że Bóg jest tym, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28), ale dlaczego ma to być potwierdzone przez Jego śmierć i zmartwychwstanie? A jednak św. Paweł pisze: Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara" (1 Kor 15, 14)”.

Przypominają się proste słowa księdza Jana Twardowskiego:

I pomyśl – jakie to dziwne,
że Bóg miał lata dziecinne,
matkę, osiołka, Betlejem

Że można nie mówiąc pacierzy
po prostu w Niego uwierzyć
z tego wielkiego zdziwienia
 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama