Zdarzyło się to chyba pierwszy raz w historii dominikanów, że generał zakonu poprosił wszystkie wspólnoty o włączenie się „w wielką modlitewną symfonię”. Poprosił, żebyśmy regularnie spotkali się na nabożeństwie, podczas którego odmówimy przynajmniej pięć dziesiątek różańca w intencji dobrych owoców nadchodzącego Roku Jubileuszowego. Moja wspólnota odpowiedziała na tę prośbę na piątkę z plusem – zresztą, po co ja się tym chwalę? – pisze o. Jacek Salij OP.
Ale najpierw dwa słowa o samej idei roku jubileuszowego. Podstawą tej idei była instytucja roku szabatowego, który polegał na tym, że co siedem lat powstrzymywano się od uprawiania ziemi – jak się przypuszcza, dla przypomnienia i symbolicznego powrotu do pasterskiego trybu życia, jaki prowadzili patriarchowie. Być może kryło się też za tym jakieś przeświadczenie, że ziemia, jeśli nie da się jej odpoczynku, przestanie rodzić.
Natomiast każde kolejne siedem lat szabatowych podsumowywano rokiem jubileuszowym, który był czasem powszechnego przebaczenia i pojednania. Niewolnicy uzyskiwali wtedy wolność, dłużnikom darowywano długi, rodziny odzyskiwały swoją dziedziczną własność: „W Dniu Przebłagania zatrąbicie w róg w całej waszej ziemi – czytamy w Księdze Kapłańskiej, 25,9n – Będziecie święcić pięćdziesiąty rok, oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców. Będzie to dla was jubileusz – każdy z was powróci do swej własności i każdy powróci do swego rodu”.
Nieoczekiwanie nowy sens nadał tej starotestamentalnej instytucji Pan Jezus. Mianowicie zwrócił uwagę na następujące proroctwo Izajasza:
„Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana” (Łk 4,18n). I ogłosił wtedy Pan Jezus, ze to On jest Zbawicielem, który przyszedł to proroctwo wypełnić.
Ten ogłoszony przez Pana Jezusa „rok łaski”, epoka łaski, trwa już trzecie tysiąclecie. Zaczął się w Niedzielę Zmartwychwstania, a trwać będzie aż do tego dnia, kiedy nasz Zbawiciel przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych. Chciałoby się powiedzieć, że jest to najdłuższy rok w ludzkich dziejach. Przez cały ten czas jest głoszona – a co ważniejsze, realizowana – dobra nowina o wyzwoleniu z niewoli grzechów i o przywróceniu nam wspólnoty z Bogiem.
To dlatego wiarę chrześcijańską przenika dogłębna i nieusuwalna radość. Owszem, radość ta nie zawsze podlega ludzkiej obserwacji. Jednak gdyby nie było jej przynajmniej w naszej duchowej podświadomości, można by wątpić, czy my w Chrystusa naprawdę wierzymy.
Ten radosny, wyzwalający charakter Ewangelii, którą nam ogłosił Jezus Chrystus, wyraża się w ukrytym przeświadczeniu, że cały czas to dla nas nieustanne święto. Podkreślają to m.in. kościelne nazwy dni tygodnia. Mianowicie niedziela nazywa się w kościelnej łacinie dniem Pańskim, dies Dominica, a potem kolejne dni tygodnia nazywają się feria secunda, feria tertia, czyli święto drugie, święte trzecie i tak dalej aż do święta szóstego. Mówiąc krótko, wszystkie dni tygodnia powinny być dla nas chrześcijan świąteczne, napełnione Bożą obecnością, miłością Boga i bliźniego.
Ale jak to przesłanie o nieustannym święcie pogodzić z prawami naszej psychiki? Bez przerwy świętować – to przecież niemożliwe! Święto przedłużające się rychło zaczyna nam się wydawać czasem zwyczajnym. Stąd niedające się przecenić znaczenie niedzieli. Jeśli ją mądrze przeżywamy, niedziela jest nie tylko naszym cotygodniowym świętem, ale regularnie co siedem dni przypomina nam o nieustannej świąteczności naszego czasu.
Podobna intuicja dała początek ogłaszaniu co jakiś czas przez Stolicę Apostolską roku jubileuszowego.
Dla wszystkich, którzy uwierzyli w Chrystusa, jest czymś oczywistym, że Jego zbawcza śmierć i zmartwychwstanie zapoczątkowały nieustannie trwającą epokę łaski. Mimo to z okazji okrągłych rocznic daru Wcielenia i Odkupienia kolejni papieże ogłaszają rok jubileuszowy, licząc na to, że w Kościele dokona się w ten sposób wielkie odświeżenie świadomości tego, jak nieskończenie zostaliśmy obdarowani w Jezusie Chrystusie.
Starsi spośród nas pamiętają, jak wiele wysiłku wkładał św. Jan Paweł II w to, żeby rok 2000 był dla nas naprawdę wejściem w nowe tysiąclecie wiary chrześcijańskiej. Kilka miesięcy temu papież Franciszek – bullą pt. Nadzieja zawieść nie może („Spes non confundit”) – ogłosił rok 2025 jako następny rok jubileuszowy. To już druga tego rodzaju inicjatywa obecnego papieża. W roku 2015 ogłosił on „jubileusz nadzwyczajny w celu ukazania i umożliwienia ludziom spotkania z Obliczem Miłosierdzia Boga”.
Kluczowym odniesieniem symbolicznym w przeżywaniu roku jubileuszowego są słowa Chrystusa Pana: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę” (J 10,9). Tutaj ma swoje źródło tradycja otwierania Drzwi Świętych na czas roku jubileuszowego.
„Mając pewność – cytuję teraz wspomnianą bullę – że ten Rok Jubileuszowy będzie dla całego Kościoła intensywnym doświadczeniem łaski i nadziei, zarządzam, aby Drzwi Święte Bazyliki Świętego Piotra w Watykanie zostały otwarte 24 grudnia bieżącego roku, rozpoczynając w ten sposób Jubileusz Zwyczajny. W niedzielę, 29 grudnia 2024 r., otworzę Drzwi Święte mojej katedry Świętego Jana na Lateranie. Następnie, 1 stycznia 2025 r., w uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi zostaną otwarte Drzwi Święte papieskiej Bazyliki Matki Bożej Większej. Na koniec, w niedzielę 5 stycznia, zostaną otwarte Drzwi Święte papieskiej Bazyliki Świętego Pawła za Murami”.
Ufam, że za jakiś czas uda mi się opublikować felieton poświęcony tym niezwykłym słowom Pana Jezusa, że On jest bramą, przez która trzeba wejść, aby osiągnąć zbawienie.