Czasy się zmieniają. W roku 2000 została wydana Deklaracja „Dominus Iesus”, o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła. Dziś mamy Deklarację „Fiducia supplicans”, w której w gruncie rzeczy chodzi o to, że można błogosławić pary homoseksualne – pisze o. Dariusz Kowalczyk SJ w komentarzu dla Opoki.
Deklaracja z 2000 roku została skrytykowana przez postępowych teologów i pasterzy, bo rzekomo miała niszczyć dorobek ekumenicznego i międzyreligijnego dialogu. Deklaracja o błogosławieniu par „nieregularnych”, w tym LGBT, już wzbudziła niepokój wśród wielu praktykujących wiernych. O co chodzi? Czy to jeszcze Kościół katolicki? – pytają niektórzy dość dramatycznie.
Prefekt Dykasterii Nauki Wiary, kard. Víctor Fernández, który Deklarację podpisał i przedstawił ją do akceptacji Papieżowi Franciszkowi, uspokaja we wstępie, że tradycyjna doktryna Kościoła na temat małżeństwa pozostaje niezmieniona. Małżeństwo jest wyłącznym, stałym i nierozerwalnym związkiem mężczyzny i kobiety, w sposób naturalny otwartym na zrodzenie potomstwa. Ten wstęp jest po to, by potem stwierdzić, że kapłani mogą błogosławić pary nieregularne, w tym pary homoseksualne, ale w taki sposób, aby było jasne, że nie chodzi o błogosławienie małżeństwa.
Błogosławieństwo pomoże się rozejść?
O co w takim razie chodzi? Chodzi o taką reinterpretację biblijnego pojęcia „błogosławieństwo”, aby można je rozszerzyć także na błogosławienie par LGBT. Deklaracja rozróżnia między błogosławieństwami liturgicznymi, udzielanymi według oficjalnych rytuałów, a błogosławieństwami spontanicznymi, które byłyby w pewnym sensie wyrazem pobożności ludowej. Błogosławienie pary gejów mieściłoby się w tej drugiej kategorii. Z Deklaracji dowiadujemy się, że takie błogosławieństwo nie oznaczałoby oficjalnego zatwierdzenia statusu par jednopłciowych.
Co jednak z dość oczywistą nauką, że błogosławienie ma sens jedynie w odniesieniu do spraw, o których jesteśmy przekonani, że są dobre i podobają się Bogu? Czy zatem błogosławienie pary homoseksualnej oznacza – zgodnie z zasadą lex orandi – lex credendi – że stałe współżycie dwóch mężczyzn jest dobre i podoba się Bogu? W powszechnym odczuciu tak to właśnie by wyglądało. Deklaracja tłumaczy jednak, że zwykłe błogosławieństwo (spontaniczne) nie wymaga „tych samych warunków moralnych, które są wymagane do przyjęcia sakramentów” (nr 12). Ten rodzaj błogosławieństwa może być – według Deklaracji – „oferowany wszystkim, bez pytania o cokolwiek” dając ludziom poczucie, że „pozostają błogosławieni pomimo swoich poważnych błędów, i że Ojciec niebieski nadal pragnie ich dobra i ma nadzieję, że ostatecznie otworzą się na dobro”. W Deklaracji czytamy, że takie błogosławieństwa, o które ludzie proszą spontanicznie np. podczas pielgrzymek albo w sanktuariach, albo na ulicy, „dotyczą wszystkich i nikt nie może być z nich wyłączony”.
Powyższe dość hasłowe tłumaczenia można by jeszcze zrozumieć, gdyby dotyczyły jednostek, które mają czasem pokomplikowane życie, ale pokornie proszą o błogosławieństwo, gdyż chcą się nawrócić, zbliżyć do Boga. Tyle że w omawianym dokumencie mowa jest o parach homoseksualnych, które zasadniczo nie tyle przyznają się do słabości, co okazują dumę z bycia parą homoseksualną. A wszelkie nauki, że żyją w grzechu, odbierają jako dyskryminację i mowę nienawiści.
Nasuwa się pytanie: Co właściwie kapłan zrobi, kiedy pobłogosławi nie pojedyncze osoby, ale parę homoseksualną? W Deklaracji czytamy, że w przypadku błogosławienia par tej samej płci „nie zamierza się niczego legitymizować, ale chce się jedynie otworzyć własne życie na Boga, prosić Go o pomoc, by żyć lepiej” (nr 40). No tak! Ale przecież para homoseksualna, która poprosi o błogosławieństwo, zrobi to raczej nie po to, aby się rozejść, tylko po to, by dalej być parą i żyć szczęśliwie według swych przekonań, w tym na przykład sprawić sobie dziecko przy pomocy surogatki.
Pożegnanie z „Veritatis splendor”
Wydaje się, że owo błogosławienie par homoseksualnych wpisuje się w tzw. stopniowość prawa. To propozycja moralności rozłożonej na etapy, w zależności od postaw, upodobań i opinii ludzi. Relacje seksualne byłyby w takiej perspektywie zrelatywizowaną „formą komunikacji” i jako takie nie powinny być oceniane w świetle niezmiennych praw natury, których istnienie byłoby zresztą wątpliwe. W odniesieniu do małżeństwa „stopniowość prawa” pozwoliłaby na głoszenie koncepcji, że istnieją różne modele jedności: heteroseksualna, homoseksualna, poligamiczna, monogamiczna itp., i że wszystkie one mogą podobać się Bogu, nawet jeśli ideałem pozostałoby otwarte na potomstwo małżeństwo między mężczyzną a kobietą. Stopniowość prawa wiąże się z proporcjonalizmem, czyli formą etyki utylitarystycznej, która usprawiedliwia zło, jeśli pozwala ono na osiągnięcie jakiegoś dobra, które subiektywnie wydaje się być ważniejsze niż popełnione zło. Tymczasem Jan Paweł II przypomniał w „Veritatis splendor”, że byłoby poważnym błędem uważać, iż „norma, której naucza Kościół, sama w sobie jest tylko «ideałem», jaki należy następnie przystosować, uczynić proporcjonalnym, odpowiednim do tak zwanych konkretnych możliwości człowieka: według «bilansu różnych korzyści w tym zakresie»” (nr 103). Tyle że dziś encyklika „Veritatis splendor” i stojąca za nią Tradycja i nauczanie Magisterium Kościoła są krytykowane.
Bez względu na intencje Deklaracji, warto zauważyć, że są środowiska w Kościele, które chcą narzucić naukę, iż związki homoseksualne mogą być dobre, chciane i błogosławione przez Boga, a nawet jeśli są one niedoskonałe, to trzeba duszpastersko koncentrować się na dobru, a nie na owych niedoskonałościach, bo przecież nikt nie jest doskonały, także związki heteroseksualne.
W tej sytuacji pozostaje wyrazić nadzieję, że żaden kapłan nie będzie zmuszany przez biskupa, przełożonego, grupy wiernych, by błogosławić pary homoseksualne.
A swoją drogą zastanawiam się, dlaczego deklarację „Fiducia supplicans” ogłoszono właśnie teraz, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Efekt jest taki, że zamiast o przyjściu Chrystusa na świat, media, także katolickie, są zmuszone rozprawiać o błogosławieniu par homoseksualnych. A nie jest to najlepsze, jakie można sobie wyobrazić, przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia.