reklama

Br. Damian Wojciechowski: Papież politykier?

Wyrażane w mediach oczekiwania co do pontyfikatu Leona XIV związane są w pierwszej kolejności z problemami tego świata: wojna na Ukrainie, konflikt w Gazie, konflikt między Indiami a Pakistanem, kwestie AI... To poważne sprawy, ale jeśli papież będzie się zajmować tym wszystkim, kto będzie się troszczyć o Kościół? Kto będzie utwierdzał braci w wierze? – pyta br. Damian Wojciechowski TJ.

Damian Wojciechowski TJ

dodane 16.05.2025 18:01

„Papież stoi przed wielkimi wyzwaniami: wojna na Ukraina, Gaza i jeszcze konflikt Indie-Pakistan” – powiedział pewien ksiądz rzecznik prasowy. „Papież pokoju!” – napisał Nasz Dziennik. Inny wielki dziennikarz stwierdził, że nowy Papież stoi przed starciem ze … sztuczną inteligencją. „Od drogi synodalnej Franciszka nie ma odwrotu!” – pisze w dramatycznych tonach The Tablet, jedno z najbardziej znanych katolickich czasopism, związane z „postępowym” katolicyzmem. Akurat z tym ostatnim się zgadzam: Kościół katolicki w odróżnieniu od protestantów, gdzie każdy pastor jest Panem Bogiem, jest zawsze synodalny. Oczywiście mamy teraz dużą centralizację władzy w Watykanie, ale istnienie wszelakich dykasterii dowodzi, że papież nie może podejmować wielu decyzji samodzielnie. Z odwrotem z drogi synodalnej to jest taki problem, że trudno z niej zawrócić, ponieważ sam autor hasła nie podał precyzyjnie kierunku, więc każdy może po trochu iść swoją drogą. Zresztą sam Franciszek miał predylekcję do podejmowania arbitralnych, niekonsultowanych decyzji, a aparat urzędniczy Watykanu go drażnił i wydawał się krępować, a przecież to kongregacje i dykasterie są pierwszym przejawem synodalności. Nawet ostatnie synody było prowadzone w ten sposób, że utrudniały nieskrępowaną wymianę opinii. Dlatego też na kongregacjach przed konklawe kardynałowie zwrócili uwagę, żeby było w Kościele więcej dialogu i konsultacji, choćby na poziomie konsystorza. 

Kto temu wszystkiemu podoła?

Widząc ogrom zadań, jakie wszyscy nakładają na nowego pontyfika zacząłem się martwić, czy on temu wszystkiemu podoła? Ma 135 gwardzistów szwajcarskich, co w żadnym wypadku nie wystarczy do misji pokojowej w Gazie, a wyobraźmy sobie tych żołnierzy w kolorowych szarawarach z halabardami na granicy pakistańsko-indyjskiej na lodowcach Kaszmiru… A co dopiero 1000 km linii frontu na Ukrainie! Czy budżet Watykanu pociągnie wydatki na zaciąg kilkudziesięciu tysięcy gwardzistów w Szwajcarii? Przynajmniej walka z AI będzie łatwiejsza, bo Leon XIV, jak na prawdziwego papieżu przełomu przystało, jest pierwszym w historii, który osobiście posługuje się komputerem i nie będzie zdany jak Franciszek na wycinki prasowe wykładane na jego stół przez Sekretariat Stanu.

Gdy papież ma zajmować się tym światem, kto będzie się zajmować Kościołem?

Bardziej gnębi mnie pytanie, że jeśli papież będzie się zajmować Gazą, Pakistanem, pokojem i jeszcze AI, to kto będzie troszczyć się o Kościół? Rzecznicy prasowi diecezji i redaktorzy katolickich czasopism? Bo wracając do źródeł, to jakie jest zadanie następcy św. Piotra? «Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci. Paś baranki moje». O dziwo nic o Gazie, Ukrainie, albo o AI, a nawet o pokoju Jezus mówi:  „Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję”. Czyli widać, że też tu nie chodzi o pokój polityczny, międzynarodowy, tylko o pokój serca, pokój między poszczególnymi ludźmi. Wniosek taki, że głównym zadaniem Papieże jest troska o Kościół, o depozyt wiary, o wszystkich wiernych katolików, aby w tej wierze wytrwali, no i oczywiście o głoszenie Ewangelii, a z tym w ostatnich czasach duży problem, bo duże też jest zamieszanie co jest tą Ewangelią? Skąd więc to oczekiwanie wielozadaniowości papieża, tego, aby był takim supersekretarzem generalnym ONZ? Przyczyna pewnie też jest w vacum w światowej polityce, tzn. że ONZ traci na znaczeniu i autorytecie, a ludzie potrzebują kogoś, kto byłby bezstronnym, moralnym autorytetem na poziomie globalnym.

Papież polityk?

Zaangażowanie polityczne papieży to długi i skomplikowany proces, który został znacznie przyśpieszony od połowy XX wieku. Sam Jezus od polityki wyraźnie stronił, a swoim uczniom na wypadek wojny po prostu radził zmykać gdzie pieprz rośnie. W czasach kiedy chrześcijan rzucano lwom na pożarcie o żadnym zaangażowaniu politycznym papieża nie mogło być i mowy. Ale zaraz po edykcie mediolańskim papieże zaczęli aktywnie zajmować się polityką, co było spowodowane w dużej części kryzysem rzymskiej władzy. To właśnie Leon Wielki obronił Rzym przez splądrowaniem przez Hunów i Wandalów. W średniowieczu papieże brali czynny udział w polityce europejskiej, także dlatego, że rządzili w Państwie Kościelnym. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ci papieże byli motywowani troską o cały chrześcijański, katolicki świat. Turcy, hindusi i murzyni i wszystko co znajdowała się za granicami chrześcijańskiego uniwersum mało papieża interesowało, chyba, że chodziło o nawracanie pogan. Troska o chrześcijański świat, była troską o Kościół. To dlatego na prośbę cesarza Konstantynopola Urban II wezwał do krucjaty przeciw muzułmanom. To dlatego od XV do XVII wieku papieże nieustannie angażowali się w tworzenie antytureckiej koalicji, która zwyciężyła pod Lepanto i Wiedniem. To dla obrony praw Kościoła walczył Grzegorz VII z cesarzem Henrykiem IV.

W XVIII politycznie znaczenie papiestwa zaczęło spadać i jego upadek dosięgnął dna wraz z okupacją przez Republikę Włoską Państwa Kościelnego. Papieże uzyskali duży autorytet moralny, ale musieli się uczyć „niepolitycznego” działania w polityce. Oczywiście dyplomacja watykańska działała, ale jej głównym zadaniem było wspieranie Kościoła Katolickiego w różnych częściach świata. Kiedy Benedykt XV wzywał do zawarcia pokoju podczas I Wojny Światowej, to jego pobudką był fakt, że była to wojna między chrześcijanami. Aż do Jana XXIII widzimy, że papiestwo mało angażuje się w politykę światową na poziomie globalnym i nie zajmuje się różnorakimi świeckimi projektami (Watykan nie został członkiem ONZ, tylko obserwatorem, a nawet nie jest członkiem Światowej Rady Kościołów) koncentrując się na obronie interesów Kościołów lokalnych na poziomie politycznym oraz wspieraniem działalności misyjnej.

Od encykliki Jana XXIII Pacem in terris, Soboru Watykańskiego II i encykliki  Populorum progressio św. Pawła VI zaczyna się niezwykle szerokie zaangażowanie polityczne papiestwo, które ma na uwadze nie tyle dobro Kościoła, lecz przede wszystkim całej ludzkości. Prawdziwą erupcją tej działalności był pontyfikat Jana Pawła II, bo to on starał się być katolickim, czy chrześcijańskim nie tylko proboszczem świata, lecz nawet „prezydentem” naszego globy, Franciszek to już był tylko epigon tego zaangażowania. Wojtyła miał ogromny autorytet, szanowany za udział w bezkrwawym demontażu komunizmu, wypowiadał się we wszystkich najważniejszych wydarzeniach politycznych swojej epoki. To w jego czasach utworzyła się kolejka prezydentów chcących zrobić sobie fotkę z papieżem. Szczególną możliwość działalność politycznej dawały mu pielgrzymki. Wystarczy tu wspomnieć Polskę, Chile, Nikaraguę, Sarajewo i wiele innych. Wojtyła miał niezwykłą energię, ale warto się zastanowić czy różne kryzysy w Kościele jego pontyfikatu nie były spowodowane jego „globalnym” myśleniem i przesuwaniem konkretnej troski o Kościół na dalsze miejsce? Czasami wręcz przeginał w swoim dialogicznym zaangażowaniu jak np. przy okazji pierwszego spotkania w Asyżu, którego niektóre wymiary zostały skrytykowane przez Ratzingera. Benedykt XVI już był o wiele oględniejszym w działaniach politycznych kontynuując z umiarem zaangażowanie JPII. Franciszek mocno angażował się w politykę, ale już bez tej charyzmy i przede wszystkim wyczucia i wiedzy, które mieli jego poprzednicy.

Skąd oburzenie, gdy Kościół wypowiada się w sprawach społecznych?

Obecnie co ciekawe ci, co pchają papieża do zajmowania się polityką, są to ci sami co tylko warczą, kiedy Kościół w Polsce się na temat spraw społecznych wypowiada. Wiadomo, chodzi o to, aby papież mieszał się do polityki w duchu socjalistycznym i broń Boże nie bronił 10 przykazań lub Ewangelii. My katolicy jesteśmy dumni, kiedy ludzie na całym świecie cenią papieża i słuchają tego, co on mówi. Jednak to rosnące w ostatnich latach zaangażowanie papieży w globalną politykę, powoduje także, że papież mimowolnie wpisuje się w różne światowe trendy i powtarza to, co mówię wszyscy dookoła, słabnie zarazem ewangeliczny wymiar jego słów. Dam tylko dwa małe tego przykłady, ale można by ich mnóstwo mnożyć. Kiedy pracowałem w Radiu Watykańskim przygotowywałem tysiące różnych wiadomości, przede wszystkim tych, które dotyczyły działalności Stolicy Świętej. Pewnego dnia przypadło mi napisać krótką informację na temat wystąpienia stałego przedstawiciela Watykanu przy ONZ abp Auzy na temat … rybołówstwa. Arcybiskup mówił długo praktycznie o niczym, no bo co Watykan ma wspólnego z rybołówstwem, przecież papież kieruje tylko małą, drewnianą łodzią piotrową? I wtedy sobie pomyślałem, ależ przecież w Ewangelii mamy piękne opisy cudownego połowu! Niestety forum ONZ okazało się nieodpowiednim miejscem dla tej opowieści. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak one. Oczywiście abp Auza często mówi rzeczy ważne np. o mordowaniu chrześcijan czy o różnych patologiach związanych z ludzka seksualnością, ale siłą rzeczy jego głos jest zazwyczaj głosem dosyć „świeckim”.

Pozwólmy papieżowi robić to, co najważniejsze

Dlatego powstaje u mnie pytanie: Po co nam to wszystko? Czy Ewangelia nie jest rozwadniana, zapominana, kiedy Kościół, a szczególnie papież, martwi się o wszystko i wszystkich, i zabiera głos w każdej sprawie? Czy nie lepiej, aby Leon XIV więcej czasu, uwagi i sił poświęcił remontowi naszej, małej drewnianej, piotrowej łodzi, niż wypowiadał się na temat wielkich, rybackich trawlerów? Przecież my jesteśmy małym stadem, światłem, która ma rozświecać ten świat, solą, która ma dawać smak ciastu. Jesteśmy małą trzódką. Nie jesteśmy ani całym światem, ani całym ciastem, szczególnie w ostatnich czasach, kiedy świat zachodni podlega gwałtownej sekularyzacji. Co więcej Jezus i cały Nowy Testament, bardzo mocno podkreślają rozdział, a nawet wrogość między Kościołem, a światem. Kościół ma być arką dla tych, którzy ratują się z odmętów świata. Ratowanie świata, to przede wszystkim wprowadzanie ludzie ze świata do tej arki.     

Drugi przykład. W 2007 roku abp Tadeusz Kondrusiewicz został niespodziewanie przeniesiony z Moskwy do Mińska. Nie było dla tego żadnej przyczyny, żadnego skandalu. Był on obywatelem Rosji, urodzonym w ZSSR, wyśmienicie rozumiał miejscowe warunki, politykę, społeczeństwo, Kościół. Zaczynał budować miejscowy Kościół prawie od zera. Przeniesienie do Mińska na pewno awansem nie było. Na jego miejsce Watykan mianował … Włocha. Jako obcokrajowca jego pozycja i autorytet były oczywiście mniejsze niż poprzednika. Dlaczego? Ano polityka. Tym razem chodziło o ekumenizm, a dokładniej o dobre stosunki watykańskich, włoskich monsiniorów z Patriarchatem Moskiewskim. Ci monsiniorzy chcieli się obłapywać na różnych ekumenicznych spotkaniach z prawosławnymi hierarchami, a ci szeptali im do ucha, że Kondrusiewicz bezczelny i o zgodę ich nie pyta, gdzie otworzyć parafie, a gdzie kaplicę. Otóż watykańscy hierarchowie mieli i mają jakieś maślane wyobrażenie o rosyjskim prawosławiu, a abp Kondrusiewicz dobrze wiedział z kim miał do czynienia, z biskupami, którzy obecnie wysyłają na wojnę swoich parafian, aby na Ukrainie zabijali swoich innych parafian. Typowy przykład, kiedy polityka wzięła górę nad troską o Kościół.   

Nie, nie uważam, że papież powinien odsunąć się od działalności politycznej i odwołać abp Auzę z Brukseli (obecnie reprezentuje Stolicę Świętą w UE), tylko żebyśmy się uspokoili i dali zajmować następcy świętego Piotra swoją robotą, swoimi owieczkami, barankami, a nie biegać po cudzych zagrodach i pouczać drugich pasterzy jak zajmować się wypasem bydła. Jest to bowiem typowo lewicowe podejście do realności: nie zajmować się najbliższymi, których życie realnie zależy ode mnie, tylko ratować całą ludzkość na jakiejś kolejnej międzynarodowej konferencji. To tak jak rozwodnik, który porzucił swoje dzieci i teraz ma dużo czasu, aby walczyć o szczęście dzieci z Syrii koczujących na granicy białorusko-polskiej.

I przy okazji: Wielu dziwiło się, dlaczego Leon XIV w swoich pierwszych słowach nie powiedział nic po angielsku i nie wspomniał o USA? Otóż sprawa jest prosta: jest to całe pokolenie amerykańskich duchownych (znam ich wielu), którzy wstydzą się swojej ojczyzny, uważają ją za siedlisko imperializmu, wstydzą się Trumpa itd. i nie chcą aby ich kojarzono z USA. Są trochę zarażeni polityczną poprawnością i lewicowością w sprawach społecznych.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama