Przyczyny postawy „wierzę w Chrystusa, ale nie wierzę w Kościół” są z pewnością bardzo różne. Jedną z nich – zapewne nie najważniejszą, ale jednak realną – jest zgorszenie takim lub innym złem, jakie dzieje się w Kościele – zauważa o. Jacek Salij, dominikanin.
Kiedy jeden z kapłanów podległych świętemu Augustynowi, niejaki Bonifacy, spowodował głośny skandal, święty biskup zareagował na to listem pasterskim do diecezjan. Napisał tam między innymi: „Kiedy tylko jakiś biskup, kapłan, mnich lub mniszka dopuści się czegoś złego, natychmiast pojawiają się sądy, zarzuty, spory, że oni wszyscy są tacy, a tylko w przypadku niektórych wychodzi szydło z worka. A przecież ci sami ludzie, kiedy dowiadują się o cudzołóstwie jakiejś mężatki, nie zarzucają tego grzechu swym żonom ani nie oskarżają swych matek” (List 78, 6).
Być może my jesteśmy tacy sami. Ale pomyślmy może o tym nieszczęsnym księdzu Bonifacym, który dopuścił się poważnego występku obyczajowego. Rozumiał to albo nie rozumiał (tego nie wiemy), ale takie były fakty, że grzech ten postawił pod znakiem zapytania jego wiarę i wartość jego modlitwy, ale również jego powołanie kapłańskie. Namiętność tak Bonifacego zaślepiła, że o tym wcale nie myślał. Zabrakło mu też duchowej wyobraźni, żeby pomyśleć o tym, iż jego występek zrazi do Kościoła i od niego odsunie może nawet niektórych katolików i w ogóle ściągnie na Kościół wiele złej sławy.
Chwilę uwagi poświęćmy postawie: „Chrystus – tak, ale Kościół – nie”, „w Chrystusa wierzę, Chrystusa kocham, ale z Kościołem nie chcę mieć nic wspólnego”. Przyczyny powodujące pojawienie się tej postawy są z pewnością bardzo różne. Jedną z nich – zapewne nie najważniejszą, ale jednak realną – jest zgorszenie takim lub innym złem, jakie dzieje się w Kościele. Biada gorszycielom! – przestrzegał Pan Jezus. „Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie” (Mt 18,7).
Zaraz w następnym fragmencie Ewangelii znajduje się przypowieść o zagubionej owieczce. Teraz Pan Jezus dyskretnie przestrzega tych, którzy ulegają zgorszeniu: Ta owieczka, czytamy w przypowieści, zabłąkała się w górach, a więc w poszukiwaniu tego, co wzniosłe i szlachetne! Można zabłąkać się również w postawę „Chrystus – tak, ale Kościół – nie”.
Tutaj warto przypomnieć, że grecki czasownik diaballein, od którego pochodzi wyraz diabeł, znaczy rozdzielać. Bo ten nasz wróg chce rozdzielać to wszystko, co Bóg złączył. On chce (i nieraz mu się to udaje) rozdzielić męża od żony i żonę od męża, prawdę od miłości i miłość od prawdy, sprawiedliwość od miłosierdzia, radość od dobra, wolność od prawdy. To on jest sprawcą śmierci, która polega przecież na rozdzieleniu duszy od ciała. On chciałby też rozdzielić wiarę w Chrystusa od naszego bycia w Kościele.
Kiedy ktoś powiada, że wierzy w Chrystusa, ale chce w Niego wierzyć poza Kościołem, niech zapyta samego siebie, czy wierzy w Chrystusa prawdziwego, bo może tylko w jakiś wytwór swoich wyobrażeń. Przecież już w Ewangelii czytamy o ludziach, którym się wydawało, że wierzą w Chrystusa, a mieli Go za Jana Chrzciciela albo Eliasza, Jeremiasza lub innego z proroków. On sam ostrzegał nas, że pojawią się tacy, którzy będą Go głosić fałszywie: „Wtedy jeśliby wam kto powiedział: Oto tu jest Chrystus, oto tam: nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi chrystusowie i fałszywi prorocy, i czynić będą znaki i cuda, żeby wprowadzić w błąd, gdyby to było możliwe – nawet wybranych” (Mk 13,21-22).
Kto naprawdę wierzy w Chrystusa Pana, Jego Ewangelię przyjmuje w całości i nie cenzuruje Jego nauki. Przecież to On obdarzył nas Kościołem, On Kościół założył („na tej Skale zbuduję mój Kościół” – Mt 16,18) i wyposażył w różnorodne środki zbawienia, a troskę o Kościół powierzył ustanowionym przez siebie apostołom.
Kiedyś apostoł Paweł napisał, że „gdybyśmy nawet my sami lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!” (Ga 1,8). Zatrzymajmy się chwilę nad tym obrazem. Otóż gdyby faktycznie tak się zdarzyło, że anioł z nieba głosiłby nam jakąś inną Ewangelię, niewątpliwie przedstawiałaby się ona pięknie, atrakcyjnie i przekonująco. I zapewne całkiem nieźle imitowałaby Ewangelię autentyczną. Tyle tylko, ze byłaby to Ewangelia nieprawdziwa.
Ewangelia prawdziwa jest dobrą nowiną o Chrystusie, który nie tylko założył Kościół, ale On swój Kościół kocha: „Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” (Ef 5,25). Chrystus Pan oczywiście dobrze wie, że my, Jego Kościół, jesteśmy grzeszni. I z całą pewnością nie dlatego nas kocha, że jesteśmy grzeszni. Kocha nas, bo chce nas od grzechu wyzwalać. Bo chce nas – w horyzoncie ostatecznym – przemienić w „Kościół chwalebny, niemający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany” (Ef 5,27).