Czy to naprawdę koniec cywilizacji chrześcijańskiej? Co zamiast – nihilizm? Neopogaństwo?

Wydana niedawno po polsku książka Chantal Delsol „Koniec świata chrześcijańskiego” stawia mocne tezy. Rzeczywistość niekoniecznie je potwierdza: wiara rozwija się także tam, gdzie chrześcijańska cywilizacja nie istnieje. Nihilizm ani neopogaństwo nie mają tej mocy, co przesłanie Ewangelii.

Chleb, jak wiadomo, stał się niemodny, a to za sprawą galopującej mody na diety niskowęglowodanowe. Mąka, jaką od stuleci do wypieku chleba się stosuje, tych kryteriów nie spełnia, to i chlebowi z wielu stołów przyszło się chyłkiem wycofać. Co w takim razie z najbardziej rozpoznawalnym fragmentem najpopularniejszej modlitwy chrześcijan: „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”? Nic, bo zdanie to wyraża przecież prośbę o to, by Bóg zaspokoił wszystkie podstawowe potrzeby człowieka, zgodnie z obietnicą, że sami troszczyć się zbytnio nie powinniśmy, a Ojciec wie, czego nam potrzeba. Fascynująca jest historia słowa „powszedni”, którą w bieżącym numerze przywołuje ks. Rafał Bogacki („Chleb nasz powszedni”) – zostało ono bowiem… utworzone przez ewangelistów. Nie pojawia się w żadnym innym greckim tekście! Oznacza: „niezbędny”, „konieczny do życia”. I to mi się bardzo spodobało, bo przecież sami sobie usiłujemy dookreślić na co dzień, co jest nam niezbędne, a ostatecznie i tak lądujemy w przeładowanych przestrzeniach, obarczeni balastem nadmiaru.

W kontekście wydanej niedawno po polsku książki Chantal Delsol „Koniec świata chrześcijańskiego” przyszło mi do głowy, że przeładowani i obarczeni nadmiarem bardzo często zapominamy, co właściwie jest niezbędne, co konieczne, a co niewarte uwagi. I nie chodzi tylko o kolejne buty, spodnie czy komputer. Raczej o zmianę w postrzeganiu siebie w relacjach z innymi, w relacji z samym sobą, a przede wszystkim w relacji ze Stwórcą. Francuska filozof wieszczy bowiem coś, z czym wielu z nas trudno jest się pogodzić – kres cywilizacji trwającej od szesnastu wieków (choć początek tego końca lokalizuje ona wiele stuleci temu): „Po wielu wahaniach używam tu słowa mrożącego krew w żyłach: »agonia«. Bowiem śmierć epoki chrześcijańskiej nie jest z pewnością śmiercią nagłą. Zresztą, z pewnym wyjątkami, cywilizacje nie umierają nagle: zanikają stopniowo, w licznych konwulsjach. Cywilizacja chrześcijańska od dwóch stuleci walczy o to, aby nie umrzeć, i na tym polega ta poruszająca i heroiczna agonia” – napisała. Nie oznacza to bynajmniej, że jej książka poświęcona jest śmierci chrześcijaństwa, a chrześcijanie nie mają już temu światu nic do powiedzenia. Wręcz przeciwnie, choć Delsol podkreśla, że to raczej w tych miejscach na ziemi, gdzie chrześcijańska cywilizacja nie istnieje, wiara rozwija się najżywiej. I łączy to bezpośrednio ze sposobem, w jaki tę wiarę się głosi, co w tym głoszeniu jest niezbędne, a czego należałoby unikać. To dlatego warto tę książkę przeczytać.

Konieczne, niekonieczne, niezbędne, bezużyteczne: tak, tych rozróżnień warto dokonywać również w przypadku Kościoła. Powtórkę z hierarchii wartości dobrze jest robić tym częściej, im częściej tracimy energię na zbędne przewidywania. Czyżbyśmy się przeładowali za bardzo tym, co niekonieczne? I teraz trudno nam się pogodzić z rozstaniem? Nie mam pojęcia, prognozy Delsol nie wprawiają mnie jednak w rozpacz, bo wierzę, że Ojciec wie, czego nam potrzeba. Tylko czy my sami to wiemy?

 

Gość Niedzielny 23/2023
 

 






 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama