Boję się, że przebudzimy się dopiero, gdy będzie naprawdę niewesoło. Bo wcześniej czy później taki wstrząs nadejdzie.
Rozmowa z TOMASZEM KORCZYŃSKIM – pracownikiem międzynarodowej organizacji katolickiej Pomoc Kościołowi w Potrzebie
Czy w XXI w. możemy jeszcze mówić o prześladowaniu chrześcijan?
Przede wszystkim musimy mówić! One trwają nieprzerwanie, od kiedy pojawiło się chrześcijaństwo, a ich skala rośnie. Jeśli ofiary w czasach starożytnych liczyło się w tysiącach, to wiek XX był totalną rzezią chrześcijan przede wszystkim z rąk nazistów i komunistów. I nic nie wskazuje na to, żeby w XXI w. prześladowania miały się ku końcowi.
Czym się różnią prześladowania dzisiaj od tych z początków Kościoła?
Czasem niczym. Nadal w niektórych miejscach świata można być ukrzyżowanym, ukamienowanym, sprzedanym. Odmienne są tylko ideologie prześladowców. Dziś najważniejsza z nich to wojujący islam – ideologia, która ma na celu ekspansję tej religii. W krajach muzułmańskich, w których chrześcijanie są mniejszością, wierzący w Chrystusa właściwie wszędzie mają problemy. W ostatnim czasie represje wzmogły się w Pakistanie. I nie chodzi tam tylko o to, że fundamentaliści podkładają bomby pod kościoły, zastraszają miejscowych chrześcijan, ale że pakistański kodeks karny represjonuje osoby innej wiary niż islam. Np. artykuł 195 b i c mówi o tym, że każdy, komu zostanie udowodnione, że obraził proroka Mahometa, musi zgodnie z prawem ponieść śmierć, a kto znieważył Koran, musi ponieść karę dożywotniego więzienia. I to prawo jest wykorzystywane np. do porachunków z nielubianymi sąsiadami. Niedawno wyszło na jaw, że w Egipcie od 40 lat trwa proceder porywania chrześcijanek: kobiet, dziewcząt, małych dziewczynek. Są bite, gwałcone, zmuszane do konwersji i sprzedawane, a najgorsze jest to, że dzieje się to za cichym przyzwoleniem władz. Chrześcijanie są zabijani w Iraku, Nigerii, Ugandzie, Erytrei, zabijani lub sprzedawani jako niewolnicy w Sudanie.
Ale chrześcijanie są prześladowani nie tylko w krajach muzułmańskich...
Nie tylko. Chrześcijaństwu zagrażają też ideologie: komunizm i ateizm. Wciąż mają się one bardzo dobrze np. w Wietnamie, Laosie czy Korei Północnej. W Korei Północnej działają obozy koncentracyjne dla chrześcijan, w których od lat 50. ubiegłego wieku zamęczono 100 tysięcy naszych braci. Straszliwe rzeczy dzieją się w Chinach, gdzie chrześcijanie trzymani są w więzieniach i torturowani, segregowani według wyznań jako wrogowie komunistycznego raju, zmuszani do bycia dawcami organów. Świat nie mówi także o kilkudziesięciu falach aresztowań w ciągu ostatnich dwóch miesięcy w Wietnamie. Sytuacja w tym kraju przypomina trochę sytuację w Polsce sprzed kilkudziesięciu lat. Kościół jest tam ostoją nie tylko wiary, ale i wolności, więc możliwe, że Wietnam będzie dla Azji taką pierwszą kostką domina, jaką była Polska dla Europy Środkowo-Wschodniej. Katolicy wietnamscy są bardzo aktywni i solidarni. Bronią parafii, swoich księży oraz świeckich, którzy są masowo aresztowywani.
Co jeszcze zagraża chrześcijanom?
Dyktatury. Np. w Birmie junta wojskowa dokonuje ludobójstwa chrześcijańskich Karenów. Mamy takie stereotypowe wyobrażenie, że buddyzm to religia pokoju. A tymczasem na Sri Lance księża byli zabijani przez mnichów buddyjskich, dla których pretekstem była wojna domowa. W Bhutanie buddyzm jest jedyną dozwoloną religią, a chrześcijaństwo jest prawnie zakazane. Także hinduizm pokazał swoją brutalną twarz podczas pogromów w stanie Orisa w Indiach w sierpniu 2008 r. Udokumentowanych ofiar było pięćset, ale wiemy, że 50 000 osób zostało wypędzonych z domów, że odkryto potem ich masowe groby w lasach, niektóre ofiary były palone żywcem, siostry zakonne gwałcone. Tych państw, które mógłbym wymienić i o każdym coś powiedzieć, jest 75. To znaczy, że chrześcijanie są prześladowani w co trzecim kraju na świecie. Dwieście milionów ludzi pada ofiarą brutalnych, krwawych prześladowań każdego roku. Tracą życie, zdrowie, mienie, nie wspominając o codziennych szykanach, ostracyzmie, wyśmiewaniu i obrażaniu.
Dlaczego tak mało o tym wiemy? Prawie w ogóle nie wspominają o tym główne media, nie zajmują się tym europejskie agendy, nawet księża na kazaniach rzadko o tym wspominają.
Właśnie. Najgorsze jest to, że w ogóle nie istnieje świadomość współczesnych prześladowań chrześcijan. Dlaczego o tym nie mówimy? Bo ta prawda jest niewygodna. Gdybyśmy ją przyjęli do wiadomości, to musielibyśmy coś z tą wiedzą zrobić. Bo jak przejść do porządku nad tym, że co trzy minuty ginie nasz brat w wierze? 170 tysięcy chrześcijan rocznie oddaje życie w różnych miejscach świata. Taka świadomość zobowiązuje, powoduje, że musimy zareagować, a nam się po prostu nie chce. Po drugie, chodzi o interesy ekonomiczne, np. współpracę z Chinami, Indiami, Wietnamem…
Na takim tle Europa może wydawać się rajem…
Krwawych prześladowań nie ma, ale pamiętajmy, że Europa staje się coraz bardziej ateistyczna i coraz bardziej muzułmańska, więc myślę, że w przyszłości jest możliwy także pesymistyczny scenariusz. Przypomnijmy sobie atak terrorystyczny w Londynie w 2005 r. Nie zrobili tego przyjezdni, ale muzułmanie, którzy urodzili się i wychowali w Wielkiej Brytanii, wśród angielskich sąsiadów. I chcieli ich zabić. Natomiast ateistom dzisiaj przeszkadzają krzyże w szkołach i urzędach, a jutro mogą uznać, że obrażają ich krzyże na wieżach kościołów i w ogóle chrześcijańska wizja rzeczywistości. Dlatego sądzę, że w Europie zaczynamy coraz realniej odczuwać początek prześladowań chrześcijaństwa. Na razie jest to dyskryminacja na polu publicznym. W Hiszpanii zwalnia się katolickich sędziów za to, że chcą udaremniać adopcję dzieci parom homoseksualnym. Nie tylko zwalnia się ich z pracy, ale również wytacza się im procesy. Lekarzom uniemożliwia się stosowanie tzw. klauzuli sumienia w odniesieniu do aborcji. Lekarz katolik nie może się na nią powoływać i musi przeprowadzić zabieg, jeśli nie chce mieć problemu z prawem. Tam ideologiczna wojna z chrześcijaństwem już trwa, rząd Zapatero prowadzi ją z premedytacją i bez pardonu. W Szwecji natomiast parlament rok temu ustalił zasadę, wedle której księża nie mają prawa odmówić udzielenia ślubu parom homoseksualnym. W Wielkiej Brytanii można stracić pracę za to, że ma się w pracy krzyżyk lub Biblię. Następna sprawa – bezkarne obrażanie chrześcijańskich symboli i wartości w mediach. Chrześcijaństwo jest dyskredytowane i wyszydzane, spychane na margines. Zastanawiam się, jak długo będziemy pozwalać na obrażanie osoby Jezusa Chrystusa i Jego Matki. Zresztą, jeśli Europa nie reaguje na prześladowania chrześcijan, to między innymi właśnie ze względu na coraz większą wrogość do chrześcijaństwa wśród jej politycznych i kulturowych elit.
Takie zjawiska zaczynamy obserwować już także w Polsce. Jest w tym nasza wina?
Tak, uważam, że to przede wszystkim wina chrześcijan. Jesteśmy w totalnej defensywie. Pozwalamy na to. Ludzie Kościoła nie reagują, rodzice nie wychowują dzieci na świadomych chrześcijan.
Może to w imię miłości bliźniego?
To fałszywe rozumienie miłości bliźniego. To zezwalanie na zło. Miłość do oprawców, ale już nie do ich ofiar. W Polsce jeszcze tego nie dostrzegamy, dlatego że nam jest dobrze. Biskupi i księża nie są prześladowani, my raz w tygodniu idziemy na mszę i zamykamy sprawę. Ale kiedy podczas pracy w organizacji spotykam się z biskupami np. z Sudanu czy Indii i widzę ich schorowanych i wychudzonych z nędzy, to obraz Kościoła staje się zupełnie inny.
A jak powinniśmy reagować?
Na pewno zacząć od modlitwy. Na naszej stronie internetowej www.pkwp.org prowadzimy Kalendarz Modlitw. Każdego tygodnia modlimy się za inny kraj, w którym chrześcijanie mają problemy. 52 tygodnie w roku to i tak za mało, żeby objąć wszystkich. Ta wspólnota modlitwy liczy już około tysiąca osób i wierzymy, że to jest realna siła. Pomoc Kościołowi w Potrzebie pomaga, przekazując informację o prześladowaniach, tak by można było te wieści przekazywać dalej. Wydajemy co dwa lata raport na temat prześladowań, realizujemy finansowo liczne projekty wspierające ubogi i prześladowany Kościół w świecie. A w życiu społecznym, jako katolicy, powinniśmy przede wszystkim wykorzystywać narzędzia demokratyczne. Wywierać presję na polityków, szczególnie tych, którzy mienią się chrześcijanami. Jeśli dziś broni się tzw. mniejszości seksualnych albo innych „prześladowanych”, to my musimy mówić o prawdziwych prześladowaniach chrześcijan – realnych, krwawych. Przy czym nie trzeba się okopywać i wszędzie szukać wroga, tylko wychodzić do ludzi i z nimi rozmawiać. Należy wykorzystywać te mechanizmy, które posiadamy, np. pisać petycje do odpowiednich władz. No i po trzecie – trzeba się organizować.
Jest szansa, że przebudzimy się z tej bierności?
Boję się, że przebudzimy się dopiero, gdy będzie naprawdę niewesoło. Bo wcześniej czy później taki wstrząs nadejdzie. W wierze Polaków istnieje ogromny potencjał, który można zmarnować, ale można też wykorzystać. Chrystus powiedział „jesteście światłem” i „bądźcie światłością świata”. Nie ukrywajcie światła tylko pokazujcie, bo to zaraża. A chrześcijaństwo naprawdę zaraża! Nie zapominajmy, że nasza religia mimo prześladowań gwałtownie się rozwija. Właśnie w Chinach, w Wietnamie, w krajach Afryki… I w krajach arabskich! Sami imamowie są przerażeni tym, co się dzieje. Zresztą sami wiemy, że czas komunistycznych prześladowań także w naszym kraju był czasem, kiedy wiara była dla nas szczególnie ważna. Dziś, kiedy żyje się nam wygodniej, tym bardziej nie wolno nam zapominać o tych, którzy za wierność Chrystusowi płacą najwyższą cenę.
rozmawiali:
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
ks. Andrzej Godyń SDB
opr. aś/aś