Nie było radia, telewizji, Internetu, ani nawet telefonu, za to ogromna liczba osób, z którą trzeba było utrzymywać kontakt, która chciała z nim utrzymywać kontakt, wiedzieć, co u niego słychać, czym żyje, jak mu pomóc
Nie było radia, telewizji, Internetu, ani nawet telefonu, za to ogromna liczba osób, z którą trzeba było utrzymywać kontakt, która chciała z nim utrzymywać kontakt, wiedzieć, co u niego słychać, czym żyje, jak mu pomóc. Setki listów pisanych nocami, bilecików z podziękowaniami, zapewnień o modlitwie, wyrazów wdzięczności, tysiące przekazywanych informacji każdego tygodnia. I cała masa poświęcanego temu czasu, który można by poświęcić chłopcom.
Nie było radia, telewizji, Internetu, ale był druk. I pomysł, żeby usprawnić przepływ informacji między księdzem Janem Bosko a jego pomocnikami i dobrodziejami jego dzieł. Dlatego w 1877 r. św. Jan Bosko wydał pierwszy numer „Biuletynu Salezjańskiego” („Il Bollettino Salesiano”). Sam napisał, zredagował, wydrukował wszystkie teksty i sam rozesłał współpracownikom. Objętość „dzieła” nie była może imponująca (liczyło cztery strony), ale dokonał się niewątpliwie kolejny krok na drodze rozwoju Rodziny Salezjańskiej.
„Il Bolletino Salesiano” wychodzi nieprzerwanie od 1877 r. Ukazywało się, co wydaje się nieprawdopodobne, nawet w czasie obydwu wojen światowych. Ks. Giancarlo Manieri, redaktor naczelny, z dumą pokazuje archiwalne numery, począwszy od pierwszego. Od czasów św. Jana Bosko pismo rzecz jasna ewaluowało, niezmieniony jednak został np. dział o misjach i chęć skupiania wokół siebie sympatyków Rodziny Salezjańskiej.
W tej chwili Biuletyn ukazuje się w nakładzie 400 tys. egzemplarzy, ale rynek mógłby wchłonąć nawet i 800 tys., jak tłumaczy naczelny. Nakład nie zostaje jednak podwyższony ze względu na problemy logistyczno-organizacyjne. Ale i tak jest imponujący. Jak się uzyskuje takie wyniki? „To nie nasza zasługa, ale księdza Bosko, który we Włoszech jest po prostu bardzo popularny – tłumaczy ks. Giancarlo. – Salezjanie mają tu tysiące wychowanków i współpracowników. Naszymi wychowankami są także ludzie z pierwszych stron gazet, politycy (z każdej ze stron sceny politycznej), finansiści, a nawet sam Sylwio Berlusconi. To sprawia, że o dziełach salezjańskich wciąż dużo się mówi, a więc i krąg naszych odbiorców jest ogromny”. Dochodzi do tego ponad stuletnia tradycja ukazywania się pisma. W bazie Biuletynu są adresy, pod które miesięcznik wysyłany jest niezmiennie od ponad 70 lat i jest czytany przez dziadka, syna i wnuka.
Ze względu na tę tradycję i na bardzo szeroki przekrój czytelników „Biuletyn Salezjański” redagowany jest w taki sposób, żeby wszyscy znaleźli w nim coś dla siebie – jest więc dział i dla młodzieży, i dla wychowawców, rodziców, a także działy o życiu Rodziny Salezjańskiej, o misjach. Dużą część zajmują listy od czytelników. „Bywają miesiące, kiedy przychodzi do nas po kilkaset listów – mówi ks. Manieri, pokazując opasłą teczkę z korespondencją – na wszystkie osobiście odpowiadam, niektóre listy wraz z odpowiedziami są drukowane”.
Sama rzymska Redakcja nie wygląda jednak jak redakcje innych wysokonakładowych pism. Wydaje się działać jak „dobrze naoliwiona maszyna”, bez tak charakterystycznego dla innych redakcji chaosu i pośpiechu. Od lat ma ustalone wzorce postępowania, więc wszystko działa sprawnie i bez zgrzytów. Zdaje się, że o wiele bardziej nerwowo bywa piętro wyżej, gdzie kieruje się bazą adresową i finansami. I to zupełnie sporymi, bo zdarza się nawet, że czytelnicy zapisują Redakcji w spadku cały swój majątek…
„Biuletyn Salezjański” we Włoszech już lata temu okrzepł, znalazł swoje miejsce, rangę. Jest niezastąpiony. Spełniło się tam pragnienie księdza Bosko, żeby „stał się siłą nie tyle samą w sobie, ale siłą ludzi, których zjednoczy”. Ale to pragnienie było i jest aktualne nie tylko we Włoszech, ale w każdym innym miejscu na Ziemi, do którego docierali salezjanie. Dlatego też powstawały kolejne, i kolejne edycje włoskiego Biuletynu, ukazujące się w kolejnych krajach i w kolejnych językach. Każda z tych edycji była i jest autonomiczna, niezależna, uwzględniająca specyfikę i odrębność danego kraju.
Pierwszym dzieckiem “Biuletynu Salezjańskiego” była edycja francuska, która ukazała się już dwa lata po włoskim wydaniu, minęły kolejne dwa lata i „Biuletyn Salezjański” pojawił się w Argentynie. I tak do dziś, wciąż powstają nowe edycje, nawet w tak egzotycznych krajach jak Mozambik, Haiti czy Antyle. W 2004 r. ukazała się wersja rosyjska, a ostatnimi dziećmi są edycje z Timoru Wschodniego (2009 r.) i tegoroczna wietnamska. „Biuletyn Salezjański” ma obecnie ponad pięćdziesiąt różnych, niezależnych od siebie edycji, ukazujących się w 29 językach, które docierają do 150 krajów świata. Liczba czytelników jest ogromna. Pierwsza polska wersja Biuletynu, pod nazwą „Wiadomości Salezjańskie”, ukazała się w 1897 r.
Do jej powstania przyczynił się przede wszystkim pierwszy następca księdza Bosko, bł. ks. Michał Rua, który redaktorem naczelnym nowego pisma mianował ks. Wiktora Grabelskiego (jednego z pierwszych polskich salezjanów). To pokazuje, jaką rangę nadano w zgromadzeniu mediom. Pismo było redagowane w Turynie i wysyłane do Polski, znajdującej się wówczas pod zaborami. Później odpowiedzialnym za „Wiadomości” został sługa Boży ks. August Hlond, późniejszy prymas Polski.
Wydawanie „Wiadomości Salezjańskich” zostało zawieszono w czasie I wojny światowej, po czym wznowiono je pod nową nazwą „Pokłosie Salezjańskie”. W latach międzywojennych osiągnęło nakład 50 tys. egzemplarzy, a jego znaczenie było niebagatelne. Niestety po II wojnie światowej, w roku 1949, po raz kolejny zostało zawieszone, ale tym razem nie przez salezjanów, ale przez ówczesne władze Polski, które zabrały drukarnię i koncesję na wydawanie miesięcznika.
Zaczęła się więc ukazywać „Nostra” – wydawana niemalże konspiracyjnie, na powielaczu. Później pismo przybrało nazwę „Biuletyn Salezjański” i wychodziło do 1999 r., aż konsulta inspektorów (czterech przełożonych polskich prowincji salezjańskich) postanowiła powołać do życia zupełnie nowy twór – Magazyn Salezjański Don BOSCO – który miał być kontynuatorem najlepszych salezjańskich tradycji w dziedzinie środków społecznego przekazu.
Polski grunt był jednak zgoła inny niż włoski. Salezjanie, pozbawieni po wojnie placówek wychowawczych, żeby przetrwać, schronili się na małych parafiach, zmuszeni właściwie do porzucenia charyzmatu. Dopiero po 1989 r. zaczęli od nowa zakładać szkoły, oratoria i wychowywać młodzież. Rzesza wychowanków salezjańskich nie jest u nas jeszcze zatem imponująca, a i sami salezjanie muszą nauczyć się od nowa żyć własnym charyzmatem. Oczywiście ten proces trwa, ale biegnie swoim własnym tempem i nie sposób go ani przyspieszyć, ani zatrzymać. A magazyn Don BOSCO, oprócz linii wyznaczonej przez św. Jana Bosko, ma za zadanie budzić w Polsce charyzmat salezjański, także wśród... salezjanów.
O ile włoski Biuletyn działa jak sprawna maszyneria, o tyle polska Redakcja nadal się uczy i zbiera doświadczenia. Jako kraj mamy za sobą lata burzliwej historii i brak ciągłości w wydawaniu naszej wersji Biuletynu. Mamy też lata zakazu pracy wychowawczej salezjanów. No i dzieli nas jednak ponad sto lat doświadczenia, bo Don BOSCO, w takiej wersji jak obecnie, ma dopiero dziesięć lat. To po prostu dziecko jeszcze w porównaniu ze swym sędziwym włoskim protoplastą. Dziecko, ale już ze swoimi stałymi czytelnikami, dojrzałymi autorami i pomysłami na przyszłość.
Początki naszego Don BOSCO, jak to na ogół bywa, nie można zaliczyć do łatwych. Trzeba było zaczynać naprawdę od niczego. Dosłownie. Cztery puste ściany w domu salezjańskim w samym sercu starego Poznania przy ul. Wronieckiej 9. Sprzęt nie najnowszej generacji, dobry pomysł i odrobina zapału… A potem to już poszło – remont, zakup biurek, programów i… pierwszy numer jesienią 2000 r., a potem następne i następne… Aż doszliśmy do tego – setnego! Może warto też wspomnieć ogrom przeciwności, ale i całe morze życzliwości i wsparcia, bez którego nie dalibyśmy rady przejść przez „lata chude”, które – miejmy nadzieję – mamy już za sobą.
Niewątpliwym szczęściem Redakcji jest, że mieści się w historycznym miejscu, skąd wywodzi się pięciu błogosławionych wychowanków salezjańskiego Oratorium. To ich, niemalże na samym początku, obraliśmy za swoich patronów, to oni – wierzymy – opiekują się naszym dziełem. Nasz jubileusz będziemy świętować 12 czerwca, także w dniu ich wspomnienia. Ufamy, że będą nas nadal polecać Bożej opatrzności, abyśmy mogli kolejne lata być częścią tej wielkiej rodziny pism salezjańskich, propagujących myśl i dzieła św. Jana Bosko, a przede wszystkim jego system wychowawczy, który pomógł wychować tysiące „uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan” na całym świecie.
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
zastępca redaktora naczelnego Don BOSCO
opr. aś/aś