Artykuł z tygodnika Echo katolickie 13 (717)
Jak mówić o Janie Pawle II? Jak nie zgubić 27 lat jego pontyfikatu? Co zrobić, aby ich lektura nie ograniczała się do wertowania albumów, ale spowodowała sięgnięcie po treści i przyniosła twórczą refleksję nad nimi? Jednak najpierw trzeba by odróżnić świętość od bohaterstwa oraz zastanowić się, czy aby na pewno wyrywanie jednego papieża z szeregu namiestników Kościoła jest usprawiedliwione. A jeśli tak, to w imię czego... Ale wcześniej należałoby rozważyć, ile w tym naszej winy. Przecież to my chcemy „santo subito!” natychmiast, a z drugiej strony - czy aby nie pozwoliliśmy narzucić sobie niewłaściwego sposobu refleksji o Janie Pawle II? Słuchają, ale nie rozumieją - utarło się o Polakach, i nie tylko. Skandują, jednak czy żyją zgodnie z wymaganiami? Z rozrzewnieniem wracamy pamięcią do papieża wspominającego wadowickie kremówki albo mówiącego, że Siedlce liczą jakby milion... Ale czy pamiętamy, co powiedział na błoniach o krzyżu?
Znamy nauczanie Ojca Świętego jedynie w formie cytatów, utartych sloganów albo anegdotycznych migawek. Wiele jego obszarów zupełnie przemilczano, jak choćby katechezę o dekalogu wygłoszoną podczas pielgrzymki do Polski w 1991 r. Pojawiają się nawet głosy krytyków, że wycięliśmy niejako lata pontyfikatu Jana Pawła II z wielowiekowego nurtu życia Kościoła, zawłaszczając go, czyniąc tym samym wielką krzywdę jego pamięci. Czy aby na pewno? O patent na ocalenie dziedzictwa w cotygodniowej sondzie Echa spytamy tych, którym imię wielkiego rodaka bliskie jest na co dzień. Do refleksji zachęcam Państwa tym bardziej, iż w tym roku będziemy świętować 10 rocznicę wizyty papieża na podlaskiej ziemi. Chodzi o to, abyśmy - kiedy ucichnie hałas towarzyszący jej obchodom - nie czuli się zwolnieni z sięgania po jego nauczanie, ale też utrwalili wiarę, że świętość rodzi się w Kościele i przez Kościół.
Księga pontyfikatu Jana Pawła II zawiera 27 rozdziałów - 27 lat służby Chrystusowi i Jego Kościołowi na całej ziemi. Co zrobić, aby ich lektura nie ograniczała się do wertowania albumów, ale spowodowała sięgnięcie po treści i przyniosła twórczą refleksję nad nimi?
2 kwietnia - godzina 21.37. Świat zamarł! Minęły cztery lata. Opadły emocje towarzyszące tamtym dniom. Chwilom, kiedy poczuliśmy się o stopień do nieba lepsi, bliżsi, bo też zjednoczeni jednym żalem i tęsknotą. Niektórzy z nas po raz pierwszy od dawna poczuli, że są wspólnotą... Skoro na ziemi może być jak w raju, to jak pięknie musi być po drugiej stronie? - analizowaliśmy. Ale przecież on nie umarł - dało się słyszeć zewsząd. - On tylko odszedł do domu Ojca - powtarzaliśmy zgodnie, obiecując sobie spotkanie...
Ale zanim przyjdzie nam stanąć przed Panem Bogiem... „Santo subito!” - okrzyk, jaki pojawił się już w dniu pogrzebu Jana Pawła II, nie milknie do dzisiaj. Zrozumiałe. Wszak pragnieniem świętości winien legitymować się każdy człowiek. I tak jak jedni postrzegają papieża Polaka jako świętego, inni widzą w nim bohatera... Zwolennicy pierwszej opcji podpowiadają, że skoro prawdą jest teza o wychowaniu przez przykład, mamy wzór do naśladowania. A zarazem brak wymówki dla tłumaczenia, że wyobrażenie o świętych może pochodzić jedynie z obrazów, bo żyli w czasach, kiedy nas nie było jeszcze na świecie. Jana Pawła II znaliśmy i z pielgrzymek, i z przekazu telewizyjnego. Śledziliśmy jego kroki, powtarzaliśmy słowa. Do dziś pozostajemy pod wrażeniem modlitwy na Wawelu, kiedy w blasku kamer i przejmującej ciszy trwał przed Bogiem, a komentatorzy nie bardzo wiedzieli, jak zagadać tę niby-pustkę. Pozostawił po sobie przebogatą spuściznę pism, homilii... A skoro człowiek musi nieraz stracić coś po ludzku, by to docenić, nasze przebudzenie powinno trwać dłużej niż jeden dzień. Tymczasem...
Osłabły emocje. Czas wysuszył łzy. A i myśli poświęcone wielkiemu Polakowi wyparły te dotyczące codzienności. Pewnie, że ważne, iż świat choć przez tydzień ukazał swoje dobre oblicze. Lepsze to niż nic, ale niedosyt pozostał, bo skoro umieliśmy raz... Temat powraca przy okazji rocznic śmierci czy wyboru, ale też medialnych doniesień o kolejnych - rzekomo prawdziwych - danych dotyczących procesu beatyfikacyjnego, jak choćby tych z końcówki ubiegłego roku, że razem z Janem Pawłem II mieliby zostać wyniesieni na ołtarze dwaj inni papieże: Pius XII i Paweł VI. I sprzeciw rodaków, bo chcemy naszego w pojedynkę, a nie w sąsiedztwie. A z drugiej strony mamy opinie kustoszów sanktuariów we Włoszech, którzy utrzymują, że od śmierci papieża z kraju nad Wisłą znacznie spadła liczba przybywających do nich Polaków. Dlaczego? Może dlatego, że świętość to jedno, a bohaterstwo - coś zupełnie różnego.
Przyjmując, że wieść o wyniesieniu papieża na ołtarze zbiorowo to bezsensowne bicie piany (informacje jak dotąd nie zostały oficjalnie potwierdzone), wpisała się ona w szereg wywoływanych za wszelką cenę sensacji i pobożnych życzeń. Wiele może nam ona powiedzieć także o tym, co tak naprawdę jest ważne dla Polaków oczekujących rychłej beatyfikacji wielkiego rodaka. Pokazuje również sposób pojmowania świętości i roli Jana Pawła II, która pozostawia sporo do życzenia.
Trudno dziwić się dziennikarzom. Przyzwyczajone do newsowego traktowania rzeczywistości media rządzą się swoimi prawami. Istnieją ludzie, którzy nie potrafią mówić inaczej o Kościele, jak tylko w kategoriach opartych na zupełnie laickim postrzeganiu rzeczywistości. Nie są w stanie zaakceptować Jana Pawła II w sposób inny, poza postrzeganiem go jako wybitnej osobowości, herosa, który stanął do walki z potężnym systemem, filozofa oraz poety, a przy tym mówcy potrafiącego porywać tłumy. I tyle. Tylko tyle. Nie potrafią bowiem wychylić się poza świat widziany przez pryzmat szkiełka i oka, by przyznać, że Ojciec Święty jest przede wszystkim namiestnikiem Chrystusa na ziemi, stróżem doktryny chrześcijańskiej, pasterzem i duchowym autorytetem. Powód?
Albo stoją niejako poza Kościołem i patrzą nań z tej perspektywy, albo dali się ponieść fałszywej, sztucznie wykreowanej, wizji. W tym kontekście przedstawianie oraz komentowanie dynamizmu obecnego w życiu Kościoła bardziej przypomina kronikę towarzyską, koncert życzeń niż autentyczne zrozumienie jego istoty. Nauczanie zostaje zupełnie wyciszone jako coś niezrozumiałego i zbędnego. Mechanizm ten, o czym często zapominamy, kształtuje także nas na co dzień...
I tak 27-letni pontyfikat został do tego stopnia zindywidualizowany, że nie potrafimy widzieć go we właściwym kontekście całej tradycji Kościoła. Został on z niej przez nas wyłączony. Zawłaszczyliśmy papieża rodaka do tego stopnia, że pozostaje on w świadomości nasz i tylko nasz. Zniknęła z perspektywy powszechność Kościoła.
Tymczasem Jan Paweł II nie stworzył żadnej nowej teologii, wszedł w istniejącą od dwóch tysięcy lat ciągłość sukcesji apostolskiej. Tak jak jego poprzednicy stał na straży depozytu wiary, rozwinął podjętą przez nich myśl teologiczną, przykładając do niej miarę przełomowych czasów, w jakich przyszło mu żyć. Nie został papieżem po to, aby błyszczeć czy stać się gwiazdą i konkurować w ten sposób z pozostałymi idolami mieszkańców globu. Był w Kościele i dla Kościoła - i tylko w tym kontekście można oceniać jego pontyfikat. Jeżeli zostanie świętym, to stanie się to nie dlatego, że tak nam się podoba czy zażądamy tego od Benedykta XVI, skandując hasło: „Santo subito!”, albo że tak wskażą sondaże. Dokona się to dlatego, by był dla nas oraz kolejnych pokoleń wzorem wiary i życia. Stanie się kolejnym świętym całego Kościoła, a nie jedynie bohaterem swoich czasów. Bohaterowie mają bowiem to do siebie, że szybko się o nich zapomina, a ich miejsce zajmują nowi. Można ich medialnie wykreować, ale też jeszcze szybciej obalić. Każde nowe pokolenie ma swoich herosów czy idoli zależnych od mody oraz społecznego zapotrzebowania. Tymczasem tu chodzi o coś zupełnie innego...
Zapominamy, że pośród wszystkich papieży minionych dwóch tysiącleci jedna trzecia została wyniesiona na ołtarze. I to jest nasze wspólne dziedzictwo. Nie wolno go przemilczać. Znajomy ksiądz wspominał niedawno, jak w rozmowie z nim ktoś rzucił: „jadę z pielgrzymką do grobu Jana Pawła II”. „Dobrze - miał odpowiedzieć - ale przecież obok w kryptach watykańskich pochowano dziesiątki poprzedników Jana Pawła II, wśród nich - wielu świętych i błogosławionych. Oni też są ważni. Współtworzyli przez wieki dzieło pod hasłem Kościół”.
Nieprawdą jest też to, co sugerowali niektórzy, że w razie jednoczesnej beatyfikacji trzech papieży zostałby przyćmiony blask Jana Pawła II. Jeśli mowa tu o jakiejkolwiek jasności, to nie chodzi o światłość człowieka nawet tak znakomitego jak papież Polak. Świętość to przecież zdolność do odbijania Bożego światła. Ma prowadzić do świętości Boga, a nie zatrzymywać na sobie. Ma pociągać właśnie przez to, że stanie się powszechnie czytelnym komunikatem: świętość jest w zasięgu! Skoro Janowi Pawłowi II udało się, to nam też może.
W jaki sposób kontynuujemy dziedzictwo Jana Pawła II?
„Kochaliśmy go, ale nie słuchaliśmy” - zdanie, które tak często przewija się w mediach, jest używane przez teologów oraz komentatorów - opowiada o tęsknotach tych spośród nas, którzy je wypowiadają. Chcielibyśmy, aby świat, w jakim żyjemy, był idealny: piękny, pełen miłości. Tymczasem ciągle rozbijamy się o popękaną rzeczywistość. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ odcisnął na nas piętno grzech pierworodny, my wciąż jesteśmy w drodze do nieba, nie w nim. Słowa o miłości bez posłuszeństwa odnoszą się także do naszych codziennych relacji małżeńskich i rodzinnych. Dzieci kochają rodziców, ale czy zawsze ich słuchają? Jednak wywoływanie poczucia winy, niczego nie rozwiązuje. Miłość i posłuszeństwo to trud połączony z zadaniem. Namawiam teologów oraz intelektualistów do zgłębiania ludzkich serc. Dostrzeżenia, ile w radości z posiadanego zdjęcia z papieżem jest tęsknoty za niebem i lepszym życiem. Zauważenia ziarna, jakie zostało zasiane i zastanowienia się, co zrobić, by ono wzrastało. Mój brat, św. Tomasz z Akwinu, mówił, że lepszy jest byt niż niebyt. Dlatego uważam, że, jeżeli kibicie przeciwnych drużyn choć na jeden dzień pojednali się, to jest już powód do radości. Musimy przestać wywoływać w ludziach poczucie winy, że są niedoskonali, bo my też nie jesteśmy. Doceńmy zasiane ziarno i zastanówmy się, jak uruchomić to dobro, które w nas tkwi. A jeśli już mamy uczyć się czegoś od Jana Pawła II, to szacunku dla drugiego człowieka.
W związku z tym, że jesteśmy uczelnią akademicką, to podejmujemy działalność naukową - organizujemy konferencje, podczas których rozważamy zagadnienia związane z rolą wychowania w życiu człowieka. Sesjom towarzyszą publikacje, dzięki którym tak studenci, pracownicy, jak i wszyscy zainteresowani mogą przypominać sobie i rozważać myśli oraz słowa Papieża Jana Pawła II.
W tym roku studenci będą podróżowali też w formie rajdu szlakami wizyt Ojca Świętego w naszej diecezji. W uroczystym dniu składamy wiązankę kwiatów pod Pomnikiem Papieskim w Białej Podlaskiej, a także przy uczelnianej tablicy.
Jan Paweł II to przede wszystkim autorytet. Ale nie tylko - jak mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka - w kwestii nauki Kościoła czy moralności. Dla mnie jest niedoścignionym wzorem w dziedzinie pedagogiki. Zanim jeszcze został papieżem, był wielkim przyjacielem młodych. Znane są historie, jak urządzał im wycieczki i w ogóle spędzał z młodzieżą wiele czasu. Myślę, że dzięki temu oni tak bardzo cenili go już jako papieża. Swój autorytet budował od początku drogi kapłańskiej.
Z osobą Papieża Polaka czuję się związany także poprzez Fundację Dzieło Nowego Tysiąclecia, która umożliwiła mi, w ogromnym stopniu, poznanie nauczania Jana Pawła II, co jest jednym z głównych założeń organizacji. Przyszli stypendyści muszą być również zaangażowani w pracę jako wolontariusze. Dzięki temu młodzi ludzie mają szansę wykazać się w najróżniejszych dziedzinach, począwszy od pomocy w nauce swoim słabszym kolegom, poprzez pomoc osobom starszym czy pracę w hospicjach. Stypendysta zaświadcza swoją postawą, że jest jedną z części żywego pomnika Ojca Świętego. Myślę, że obecna rzeczywistość, początek XXI w., determinuje pewne zachowania, które niekoniecznie idą w parze z tymi, o których mówił Jan Paweł II. Jednak dla chcącego nic trudnego i każdy, kto ma w sobie odrobinę samozaparcia oraz woli, żeby być dobrym, nie powinien mieć z tym problemu.
opr. aw/aw