Post w kulturze nadmiaru

Dlaczego post w piątki jest nam potrzebny i jak go przeżywać, aby wypływało z niego jak największe dobro?

Niedawny apel Rady Stałej KEP w sprawie wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych 1 maja oraz różne podejście do tej kwestii w poszczególnych diecezjach odnowiły dyskusję - która notabene nieformalnie trwa już od dłuższego czasu - nad praktyką i sensem wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych, do jakiej w każdy piątek roku są zobowiązani katolicy.

Prawda jest taka, że coraz mniej osób tę praktykę podejmuje. Powodów mamy kilka. Najważniejszy z nich: dla wielu po prostu jest niezrozumiała! Żyjąc w świecie, gdzie mnóstwo rzeczy mamy na wyciągnięcie ręki, istnieje problem w odmówieniem sobie czegokolwiek. Sam imperatyw: bo tak ma być, bo tak „każe” Kościół już nie wystarcza. - Cóż to za wyrzeczenie, skoro dla mnie rezygnacja z mięsa jest żadna, praktycznie go nie jadam? - tłumaczy młoda kobieta. „W naszym domu w piątek jemy na obiad rybę. Czekam na to menu cały tydzień! Uwielbiam halibuta, pstrąga. Moja mama przyrządza je wyśmienicie. Dla mnie post piątkowy to żaden post” - pisze Karol na forum internetowym jednego z katolickich portali. Czy dywagacje w rodzaju: krewetki, kalmary na piątkowym stole łamią post czy nie? Nie łamią. Prawo zostaje zachowane. Formalne wszystko jest OK. Ale…

Duchowe łamańce

Przybywa wegetarian z wyboru. Zmienia się też struktura naszych kulinarnych przyzwyczajeń. W dawniejszych (i biedniejszych) czasach mięso było rarytasem, który gościł na stołach stosunkowo rzadko, dziś stać na nie praktycznie każdego. Tak jak na wszelkiego rodzaju „zamienniki”. Odpoczynek od „schaboszczaka” czy „kiełbachy” jest jak najbardziej wskazany choćby ze względów medycznych - mówią dietetycy. I dobrze. Ludzie kochają imprezować w piątek - większość imprez integracyjnych jest organizowanych właśnie tego dnia. Konieczność dziejowa (pandemia) sprawiła, że w wielu diecezjach obowiązuje formalna zgoda na organizację wesel w piątek. W 2013 r. biskupi polscy zadecydowali (zmieniając IV przykazanie kościelne), iż zwykłe piątki roku - choć obowiązuje w nie wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych - nie przynależą do tzw. czasu zakazanego. Czy można zatem uczestniczyć w zabawach i dyskotekach? Formalnie - tak. Choć, jak tłumaczy się, „nie wypada” z racji szczególnego wymiaru tego dnia dla chrześcijan. - To po co było zmieniać przykazanie? - pytają ludzie. Polska klasyka: za, a nawet przeciw.

Skoro już robimy „rachunek sumienia” w związku z piątkowym poszczeniem, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem z tym związany. Czy nie jest tak, że spowiadając się z niezachowywania wstrzemięźliwości („Bo ja zapomniałam, że dziś piątek i ugryzłam kawałek kiełbasy!”), niejednokrotnie owo rozbudowane wyznanie jest traktowane jako parawan dla ukrycia grzechów o zdecydowanie większym kalibrze: życia w nienawiści, okrucieństwie, pielęgnowania ignorancji i przeciętności, hejtu, plotkarstwa i pogańskiego stylu życia życiu itp.? Czy w koncentracji uwagi na „paciorkach, brzydkich słowach, nieposzczeniu” itp. chodzi w istocie o odciągnięcie uwagi (własnej i spowiednika) od spraw naprawdę istotnych dla naszej wiary? Nieelegancko jest osądzać, ale zdaje się, że gdzieś w tle słychać słowa z Ewangelii, którymi Jezus gromił faryzeuszów i uczonych w Piśmie: „Biada wam […] Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę […] przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda (por. Mt 23,23-24)!

A zatem wracamy do punktu „zero”: czy post - także ten w wymiarze „każdopiątkowym” - w ogóle jest nam do czegokolwiek potrzebny? Skoro to dla wielu fikcja? Po co petryfikować udawanie, że jest OK, szafować dyspensami itp.? Co z niego wynika?

Odpowiadam: - Tak! Ze wszech miar! Jest potrzebny!

Plasterek krakowskiej? Tak, ale…

Pytanie należałoby rozbudować i zmodyfikować: nie „czy”, ale „jak” go przeżywać, aby zrodziło się zeń jak największe duchowe dobro?

W kulturze nadmiaru, w której przyszło nam żyć, przebodźcowanej i przestymulowanej, jest on wręcz konieczny! Doświadczenie niedosytu jest szkołą pokory, tak bardzo dziś wszystkim potrzebnej. A solidarność z Jezusem Ukrzyżowanym, któremu odebrano wszystko, łatwiej przeżyć, gdy samemu doświadcza się braku. Nie trzeba wielkiej filozofii, by to zrozumieć.

Czy rezygnacja w piątek z plasterka „krakowskiej” na kanapce wystarczy? Może tak, może nie - zależy, jak na to spojrzeć. Pisze studentka trzeciego roku pedagogiki: „A może współcześnie ta praktyka staje się znakiem, pewnym symbolem? Tak, jak w czasie Mszy św. do kielicha z winem dolewa się kilka kropel wody, tak ten skromny ludzki wysiłek łączymy z męką Jezusa Chrystusa”. Zgoda. Z jednym zasadniczym zastrzeżeniem: jeśli czynię to z miłości do Jezusa Chrystusa. Wtedy każdy, nawet najdrobniejszy gest, ma sens.

Post, rozumiany jako świadome przeżywanie ograniczenia, wyprowadza z niewoli. Rzecz w tym, że obżarstwo i nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to czubek góry lodowej wśród naszych mentalnych dysfunkcji i uzależnień. Należałoby dopisać kolejne: pracoholizm, fonoholizm, „przyspawanie” do smartfona i facebooka, telewizora, seksoholizm itp. Od momentu, kiedy na słynnej giełdzie na Wall Street chciwość nazwano cnotą, wielu ludzi w jej „zdobywaniu” totalnie się zatraciło. Nie ma czasu dla rodziny. Obowiązek dzielenia się z biednymi scedowano na organizacje charytatywne, „łatając” skrzeczące sumienie dychą daną „na Owsiaka” albo przelewem „na chore dzieci” zleconym przez jakiś portal.

Czy zatem nie należałoby w naszym poszczeniu uwzględnić przede wszystkim tego, co czyni nas niewolnikami? Schabowy w piątek to przy tym małe nic.

Duch postu. Cóż to takiego?

Jeśli post ma być doświadczeniem świadomie bolesnym, zmuszającym do wyrzeczenia - włączającym myślenie - konieczne jest szersze spojrzenie na problem. Może warto byłoby przeanalizować weryfikację obowiązującej w naszym kraju praktyki? Postulat ów pojawia się coraz częściej w dyskusjach - co ważne: jest wysuwany przez ludzi szczerze pragnących odnowienia wiary. Nie ma tu nic z konformizmu. Owszem, Kodeks Prawa Kanonicznego (kan. 1250) nakłada na katolików obowiązek wstrzemięźliwości od pokarmów we wszystkie piątki roku, ale Stolica Apostolska przyznała konferencjom episkopatów poszczególnych krajów prawo dostosowania przepisów do sytuacji na danym terenie, lokalnej tradycji, np. poprzez przenoszenie dni postnych, zastępowania ich innymi formami pokuty. I tak w wielu zakątkach Europy katolicy są zobowiązani do piątkowego „postu” w postaci jałmużny, dobrowolnego wyrzeczenia, dzieł miłosierdzia. Może by tak zacząć o tym u nas rozmawiać?

Jeśli obecna praktyka miałaby pozostać, należałoby ją gruntownie przemyśleć, pogłębić poprzez katechezę, aby przywrócić jej wymiar duchowy. „Ważny jest duch postu” - pisze Mateusz. „To znaczy jem o wiele mniej, ale poświęcam więcej czasu na modlitwę. W epoce konsumpcji dobrze jest poczuć głód, ale robię to po to, by szukać Pana. Oczywiście trzeba też pozbyć się innych bodźców, które mogą nam utrudniać modlitwę. Post to ważna praktyka, o której sam Pan Jezus mówił. Warto ją odnowić, jednak musi być połączona z odnową modlitwy i praktyki jałmużny. To jakby taka triada”.

Dokładnie o to chodzi. Skoro mamy pościć, jak to robić?

Znam ludzi, którzy od lat poszczą o chlebie i wodzie - a nawet samej wodzie - z wielkiej miłości do Chrystusa i Kościoła. W radości i lekkości serca. I nie stanowi to dla nich problemu, choć czasem muszą toczyć ze sobą surowe walki. Wiem też, że modlitwa i ufność Bogu połączona z postem sprawiają, że na problemy, zdawać by się mogło nie do ruszenia, „nie ma mocnych”.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama