Bo wiara rodzi się ze Słowa...

Religia w szkole czy Kościele? Wliczać średnią, czy też nie? Zdawać religie na maturze czy nie? W tym roku mija 20 rocznica powrotu katechezy do szkoły.


Agnieszka Wawryniuk

Bo wiara rodzi się ze Słowa...

W tym roku obchodzimy 20 rocznicę powrotu katechezy do szkoły. Jubileusz jest okazją do podsumowań i refleksji. Ostatnie dwie dekady były bardzo dynamiczne, jeśli chodzi o wprowadzane zmian w nauczaniu religii.

Religia zniknęła z polskich szkół w 1961 r. Szerząca się ateizacja dosięgła w końcu wszystkich instytucji oświatowych. Od tej chwili kapłani ani osoby konsekrowane nie mogli już głosić tam Dobrej Nowiny. Zaczęło się organizowanie nauczania w parafialnych salkach, na plebaniach i w prywatnych domach. Osoby, które prowadziły zajęcia nie raz musiały ponosić za to konsekwencje. Wśród trudności trzeba wymienić trudne warunki lokalowe; niewielkie pomieszczenia nie mogły pomieścić wszystkich uczniów. Niełatwo było rozplanować czas na poszczególne klasy i szkoły. Młodsze dzieci ktoś musiał przyprowadzać i odprowadzać. Warunki i możliwości nauki były ograniczone, ale duchowni starali się zrobić wszystko, by uczniowie skorzystali z zajęć katechetycznych w jak największym stopniu.

Powrót do szkoły

Odnowa społeczno-polityczna Polski, zapoczątkowana w 1989 r., rok później przyniosła ze sobą powrót katechezy do instytucji oświatowych. Prześledziwszy historię ojczyzny, warto w tym miejscu dodać, że nauka religii w naszym kraju zawsze była prowadzona w szkołach. Przypomnijmy sobie czasy niewoli i represji ze strony zaborców. Nasi najeźdźcy zarządzili, by nauka była prowadzona po rosyjsku bądź niemiecku, nakaz dotyczył także katechezy, przeciwko czemu Polacy zgodnie protestowali. Dziś możemy więc powiedzieć, że religia po latach wróciła na swoje miejsce.

Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 r. mówił: „Dzięki przemianom, jakie dokonują się ostatnio w naszej Ojczyźnie, katecheza wróciła do sal szkolnych i znalazła swoje miejsce i odbicie w systemie wychowawczym. Osobiście bardzo z tego się cieszę. Równocześnie jednak pragnę tu powtórzyć (...): jest wam to dane i równocześnie zadane. W takim duchu trzeba ten dar przyjąć w społeczeństwie chrześcijańskim i tak go sprawować. Potrzeba tutaj dużo dobrej woli, wysiłku, wszechstronnej życzliwości ze strony wszystkich: katechetów, nauczycieli, władz oświatowych, rodziców, przede wszystkim ze strony najbardziej zainteresowanych, to znaczy młodzieży i dzieci”.

Te słowa powinni dziś na nowo przemyśleć wszyscy Polacy, bo sprawa katechizacji dotyczy każdego człowieka: kapłana i osoby świeckiej, nauczyciela i ucznia, rodziców oraz dzieci.

Potrzebna kontynuacja

Zanim katechezę zesłano na wygnanie, uczniowie w ciągu tygodnia mieli cztery lekcje religii. Dziś ten wymiar godzin skrócono o połowę. Co można zrobić w ciągu 90 minut tygodniowo? To zależy od uczniów i od katechety. Zacznijmy jednak od tego, że pierwszą szkołą wiary powinien być rodzinny dom. To właśnie tutaj dziecko uczy się rozpoznawać dobro i zło, zaczyna się modlić i rozwijać swoją wiarę. Pierwszymi katechetami powinni być matka i ojciec, a to nauczanie winno rozpoczynać się od wspólnego zginania kolan do modlitwy. Katecheza w szkole ma poszerzyć wiedzę i pomagać w rozwoju duchowym. Tak jak szkoła nie wychowa nam dziecka, tak samo katecheta nie sprawi, że wyrośnie ono na dojrzałego katolika. Wiedza o dogmatach, przykazaniach, Biblii i liturgii jest bardzo potrzebna, chrześcijanin musi wiedzieć, w co wierzy i w czym uczestniczy, ale sama wiedza nie wystarczy. Potrzebna jest formacja i ciągła praca nad sobą. To, co uczeń przyswoi na katechezie, musi być kontynuowane w życiu.

Katecheta-nauczyciel

W czasie ostatnich dwóch dekad usystematyzowano model katechezy. Powstały nowe podręczniki, programy nauczania, dokumenty... Obowiązkami i prawami wynikającymi z Karty Nauczyciela objęto także katechetów. Mają do przebycia taką samą drogę awansu zawodowego jak inni pedagodzy. Dziś, każda osoba, która uczy religii, musi ukończyć studia teologiczne i mieć przygotowanie pedagogiczne. Biurokracja nie ułatwia życia ani nauczycielom, ani katechetom. O. Tomasz Chmielewski, paulin, wspomina, że kiedyś żalił się z tego powodu swojemu współbratu. Mówił, że prowadzenie katechezy w parafialnej salce było wygodniejsze niż w szkole. Wtedy usłyszał znamienne słowa: „Ale gdyby ciebie tam nie było, niektórzy nigdy by nie porozmawiali z kapłanem, nigdy nie usłyszeli o tym, jak się modlić, nigdy nie poznali przykazań, sakramentów, Boga”. - Jednym zdaniem zburzył moją wieżę Babel. Zacząłem to rozważać, biorąc pod uwagę argumenty nadprzyrodzone (w końcu). Co zrobiliby apostołowie wysłani na świat przez Jezusa? Gdyby trzeba było okazać się wizą do Grecji czy Turcji, cofnęliby się, czy zgłosili do urzędu z podaniem? Głupio mi się zrobiło... Czy mam uciekać z miejsc, gdzie jest trudno i zaszyć się w poukładanym i niewymagającym cieniu salki, gdzie będą ci, co chcą na mnie patrzeć i mnie słuchać? Egoizm gaśnie wobec światła Ewangelii. Mam tam iść. Zostawić 99 i iść po tę jedną, która sama by nie przyszła. Mamy ewangelizować nie pod korcem, ale na świeczniku, jedno czynić i drugiego nie zaniedbywać. Czy szkoła to dobre miejsce na katechizację? Na tak postawione pytanie, mówię: tak, bo każde miejsce jest dobre. Gdyby brzmiało: Czy katechizacja w szkole wystarczy? Mówię: nie - tłumaczy o. Tomasz.

Dyskusja trwa

Dziś znowu debatujemy nad tym, czy religia w szkołach jest dobrym rozwiązaniem. Dyskutujemy nad włączeniem oceny z tego przedmiotu do średniej, rozprawiamy nad tym, czy religię można zdawać na maturze. Zachłysnęliśmy się wolnością. To, o co przez lata walczyło poprzednie pokolenie, nam zaczyna przeszkadzać. Nie doceniamy tego, co posiadamy i co nam wolno. Mamy coraz lepiej wykształconych katechetów, na lekcje religii możemy iść bez przeszkód, pojawia się coraz więcej inicjatyw ewangelizacyjnych, konkursów biblijnych, ruchów i stowarzyszeń. Czy dwadzieścia kilka lat temu ktoś myślał, że takie rzeczy będą możliwe? Wtedy był strach i zniewolenie, ale też wielka wiara. Dziś jest odwrotnie, mamy możliwości i szanse, ale nimi gardzimy. Może warto byłoby podziękować za te ostatnie 20 lat i przeprosić, że zaniechaliśmy dobra, które było i jest w zasięgu ręki.

Moim zdaniem

O. Tomasz Chmielewski OSPPE:

Celem katechezy jest wzbudzenie wiary, doprowadzenie do odkrycia wspólnoty Kościoła i czynne uczestnictwo w życiu tej wspólnoty. Inne zadania to przekonanie, że każdy człowiek potrzebuje sakramentów, nauczenie miłości do ludzi oraz relacji i przyjaźni z Bogiem. Nie jest najważniejsze: wykucie życiorysów świętych, recytowanie wszystkich możliwych modlitw na jednym oddechu, zeszyt ozdobiony potrójną kolorową linią przez wszystkie kartki od pierwszej do ostatniej strony, milion obrazków świętych wetkniętych do podręcznika. Najważniejsza jest wiara. Katecheza ma prowadzić do kościoła i Kościoła. Metody dydaktyczne, atrakcyjne ćwiczenia, zabawy, poważne rozmowy, metody aktywizujące i mobilizujące mogą pomóc, ale nie powinny nigdy stać się celem, który wszelako usatysfakcjonuje dyrekcję, hospitujących i wizytujących. Katechecie nie może to wystarczyć. On ma być ojcem, który rodzi do życia nadprzyrodzonego, powinien być ojcem duchownym.

Katecheta ma być duszpasterzem, a nie nauczycielem; ojcem, a nie kolegą; świadkiem, a nie naukowcem; człowiekiem, a nie robotem dydaktycznym. On musi wychowywać, lecz nie tresować; wymagać, a nie bawić się; głosić Chrystusa, a nie siebie; przybliżać do Kościoła, a nie od Niego oddalać. Jego obowiązkiem jest nieść Dobrą Nowinę dla świata. On musi rezygnować ze świata dla Chrystusa, a nie z Chrystusa dla świata.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama