Niemieckie blednięcie wiary. Półmilionowa rzesza odchodzi z Kościoła w ciągu roku

Dane statystyczne dotyczące spadku liczby wiernych w Niemczech są zatrważające – wskazuje Piotr Semka. Jeśli powinniśmy z tego wyciągnąć jakiś wniosek, to przede wszystkim taki, aby nie iść tą drogą, którą obrał Kościół u naszych zachodnich sąsiadów.

2 maja przedstawiciele Kościoła ewangelickiego w Niemczech ogłosili w Hanowerze dane dotyczące badań ilości wiernych na terenie Niemiec wg stanu na 31 grudnia 2023 roku. Badanie wykazało, że w 2023 roku  z Kościoła ewangelickiego odeszło pół miliona wiernych. Dokładnie liczba apostazji łącznie ze zgonami to 573 tys. osób.

Jest to kolejny smutny rekord, który pobił wyniki z poprzednich lat. Jak stwierdzili badacze, drugi rok z rzędu liczba osób opuszczających Kościół ewangelicki była wyższa niż liczba zgonów. Nie piszę tych słów dla jakiejś małodusznej katolickiej satysfakcji w stosunku do Kościoła katolickiego. Ten w Niemczech traci również ogromne liczby wiernych. To co w całej sprawie jest istotne, to prosta konstatacja. Zarówno niemieccy katolicy jak i niemieccy ewangelicy są żywym dowodem, że próby ratowania się przed odpływem wiernych drogą przyspieszonego reformowania doktryny i praktyki kościelnej nie zmieniają skali apostazji.

Oczywiście, w wypadku Niemiec dochodzi dodatkowy specyficzny czynnik. Coraz więcej szczególnie młodych wiernych chce oszczędzić na obowiązkowym podatku wyznaniowym, który w niemieckim życiu publicznym działa od 75 lat. Apostazja pozwala na uniknięcie dodatkowego obciążenia finansowego dla zwykłych wiernych. Ten typowy dla Republiki Federalnej Niemiec polityczny obyczaj miał w swych intencjach wzmocnić kościoły i dać im środki na prowadzenie działalności edukacyjnej, charytatywnej i społecznej. Dziś w epoce totalnej laicyzacji staje się czynnikiem przyspieszającym odejścia z kościołów. Ale z tym większą mocą można wskazać, że nie spełniły się nadzieje tych zwolenników reform w Kościele katolickim, którzy sugerowali, że katolicy powinni pozwolić na małżeństwa księży czy wyświęcanie kobiet jako sposób na zwiększenie swojej popularności. No cóż, ewangelicy zrobili to już dawno i wcale to tempa odchodzenia wiernych nie zmniejszyło.

Myślę, że rzecz jest znacznie głębsza. Zachodnie media uwielbiają w tym kontekście podkreślać utratę zaufania zarówno do Kościoła katolickiego jak i ewangelickiego w świetle wyciąganych po latach afer pedofilskich i przypadków molestowania seksualnego. To prawda, że takie przypadki bardzo zaszkodziły obu wspólnotom. Ale nie ma sensu sugerowanie, że bez reform upodabniających Kościół katolicki do ewangelików spadek uczestnictwa w mszach, np. w Polsce zmaleje.

Przykład Niemiec pokazuje, że bardzo radykalna w tym kraju tzw. agenda reform w ramach tzw. niemieckiego procesu synodalnego niczego nie zmienia. Można więc zadać pytanie: po co dewastować doktrynę, skoro i tak i tak nie gwarantuje to jakichś szybkich i łatwych zmian na lepsze. I w tym kontekście przypadek Kościoła ewangelickiego w Niemczech i wciąż trwającej rejterady z jego szeregów winien być dla nas pouczającym przykładem. Kościół, który dostosowywać się będzie do aktualnych życzeń zlaicyzowanego społeczeństwa tracić będzie swoją świętość, a wcale nie skłoni do siebie tych, którzy i tak mają religię gdzieś. Prawda niby oczywista, ale rzadko dziś przypominana.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama