Profesor Andrzej Zybertowicz to doradca społeczny urzędu prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i kontrowersyjny geniusz. Jako jeden z nielicznych intelektualistów nie boi się konfrontacji z najnowszym dogmatem współczesności i jak potrafi, tak kontruje modny mit o sztucznej inteligencji. Na koniec jednego z wykładów, Zybertowicz przytoczył studentom prowokującą do myślenia anegdotę. Proszę wyobrazić sobie hipotetyczną sytuację – opowiada profesor – że AI, globalnie połączone siecią internetu, przesyła bezustannie informacje od jednej stacji do drugiej. W pewnej chwili maszyny obsługiwane systemem sztucznej inteligencji wykrywają korozję na podziemnej sieci wodociągów dowolnej, miejskiej metropolii. W ułamek sekundy AI wylicza, że korozja urządzeń hydraulicznych jest efektem utlenienia. Aby wyeliminować niekorzystne zjawisko i usunąć szkodliwą dla zdrowia usterkę raz na zawsze, należy zlikwidować przyczynę problemu, a więc odciąć tlen na planecie. Szybki proces umyka uwadze informatyka. Polecenie, w trybie natychmiastowym, zostaje przesłane do systemu. Ktoś uśmiechnie się i powie, że to literacki esej ku pamięci Lema. Być może, intryguje jednak kwestia czy rzeczywiście wyznawców sztucznej inteligencji jest aż tak wielu? A może to kolejna inwazja w historię ludzkości, kiedy wpływowa mniejszość potrafi podporządkować sobie pasywną większość? Kiedyś był to dobrze zorganizowany legion rzymski albo brutalna jaczejka komunistów, a dziś AI. Mimo, że wielu usiłuje wracać do aparatów telefonicznych sprzed lat dwudziestu, rezygnując z iphone’a, to na nic – i tak trzeba płynąć z prądem technologii. Wszyscy zostali zmuszeni do osiedlenia się w rezerwacie aplikacji.
Jezus ostrzega przed smutkiem, który jest zdolny zdominować serce człowieka do dna (por. J 16, 6). Ciemność podpełza pod duszę jak wąż nocą pod otwarte drzwi domu. Wszystko może zacząć się przedłużonymi pozycjami melancholii, zapatrzenia w linię horyzontu, przeczekania nie wiadomo czego i dokąd, ufności i nadziei ciętych u korzenia, torebką z pigułkami zawsze pod ręką. Żadnych odwiedzin, więc czas stosować rozpaczliwy ratunek między tureckim serialem a listą ordynarnych kabaretów, gdy korytarzem pełznie już ślad zmarnienia. Dekadencja panuje tam, gdzie ludzka osoba traci niepodległość. Pierwszym fenomenem będzie tu rezygnacja z autonomicznego poszukiwania rozwiązań, kiedy coś lub ktoś przekona człowieka, że nie znajdzie sensu, więc lepiej go sobie odpuścić. Drugi krok do dekadencji jest jeszcze groźniejszy, bo wówczas ludziom staje już dosłownie obojętne, kto lub co wyznacza sens za nich.
Bezimienny strażnik z szesnastego rozdziału Dziejów ma wszystkie cechy dekadenta. Pozwala więc, by urząd pretorów układał mu w głowie. On sam biernie wykonuje bezsensowne rozkazy. Przysypia, zamiast pracować i czuwać. Kiedy przechodzi trzęsienie ziemi, sądzi, że więźniowie skorzystali z okazji, by uciec i zamierza rzucić się na ostrze miecza (por. Dz 16, 27). Ma szczęście, bo jego nocny dyżur przypadł akurat na chrześcijan i niezachwiany w nadziei Paweł apostoł ratuje strażnikowi życie. Ewangelia i dekadencja będą z konieczności w nieustannym położenia kontry i napięcia. Syn Boży nie przypadkiem posłużył się człowieczeństwem dla zbawienia ludzi, dając tym samym znak, że rozwiązanie dramatu znajduje się zawsze w zasięgu naturalnych sił człowieka, umocnionych wiarą.
Lepiej być w życiu niepodległym, niż dobrze obsłużonym. Nigdy nie rezygnuj z zarządu nad sobą. W bogatych pokładach człowieczeństwa znajdziesz dużo więcej rozwiązań niż aplikacji w telefonie.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.