Tajemnica, która porusza serca

Benin, Boliwia, Czad, Wybrzeże Kości Słoniowej… - o świętowaniu bez względu na różnice szerokości opowiadają misjonarze


Ks. Zbigniew Sobolewski

Tajemnica, która porusza serca


Święta Bożego Narodzenia, choć z różnych powodów, są dniami niezwykłymi dla wszystkich,. Przygotowujemy się do ich obchodzenia przez wiele dni. Przeżywając je, nie możemy poprzestać na zewnętrznej stronie wydarzeń. Choinka, stół, kolędy, odświętne dekoracje na ulicach i domach to jeszcze nie chrześcijańskie święta. Czyż tak samo nie świętują współcześni poganie? Czyż i ateiści nie łamią się opłatkiem, życząc sobie zdrowia i „wesołych świąt”?


Dla chrześcijan święta są przeżyciem narodzin Chrystusa. „Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego...” zstąpił z nieba. To dni zdumienia i zachwytu, które poruszają serca i nakazują zamilknąć wobec tajemnicy „Syna zrodzonego przed wszystkimi wiekami”. Chrystus - Bóg stał się człowiekiem. Tak to opisuje poeta:


Gdy przybyli pasterze - patrzyli ze zdumieniem.
Że Bóg tak wątłym ciałem objawić się może
Bo był wiotki jak płomień i kruchy jak cienie
I proste tylko siano i żłób miał za łoże....
Lecz w oczach Matki wielka światłość zaświeciła,
Gdy podniosła pogodnie rozumne powieki
Że widzieli: To Pan jest! I jego jest siła
I Jego jest zwycięstwo - I Jego są wieki!
Widzieli: krzyżom będzie poddany i grobom
Lecz wieczne zmartwychwstania Mu zaświeci rano.
Oto Ciałem się stało nam Zwycięskie Słowo!
I padli na kolana! (W. Bąk)

Czy coś się zmieniło?

Istotę świąt Bożego Narodzenia św. Jan ujął krótko w stwierdzeniu „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami” (J 1,14). W Betlejemską noc Bóg wypełnił wszystkie swoje obietnice. Czy to coś zmieniło w świecie?

Pesymiści odpowiedzieliby, że niewiele lub prawie wcale. Ludzie, jak dawniej, rodzą się i umierają. Mają swoje zwyczajne życie, wypełnione codziennymi troskami, niepokojem o przyszłość, mniejszymi lub większymi nadziejami, których horyzontem jest najwyżej pojutrze... A może nawet wiele spraw skomplikowało się bardziej, a współczesna ludzkość zagmatwała i pogubiła. Mamy takie same troski, jak w czasach Jezusa, ale przybyło nam lęków i problemów - są one niczym pułapki, z których trudno wyjść. Jeszcze więksi pesymiści mówią, że zło bezczelnie rozpanoszyło się w świecie i drwi sobie z dobra. Jakoś nie widać, żeby nastał ogłaszany przez proroka Izajasza pokój na ziemi (por. Iz 52,7) i przybyło szczęścia...

To prawda, nie trzeba zbyt długo szukać argumentów na potwierdzenie tezy, że w świecie zło jest nadal obecne. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź przynosi św. Jan pisząc, że „swoi nie przyjęli” Jezusa (J 1,11). Lista tych, którzy Go nie przyjęli, jest dłuższa od spisu mieszkańców, dokonanego za Cezara Augusta, i nie ogranicza się bynajmniej do ludności zamieszkującej ówczesne Betlejem. Jest ciągle uaktualniana.

Nie można ulegać pesymizmowi. Pomimo całej potworności i mocy zła, czujemy w naszych sercach, że Betlejem nie dokonało się na próżno. Tajemnica narodzenia Chrystusa zmieniła świat. Żyją wśród nas ci, którzy przyjęli Chrystusa (J 1,12), którzy uwierzyli Miłości i poszli za nią. Wybrali logikę Betlejem i poszli za światłem Gwiazdy.

Od chwili narodzin Jezusa żyją niezliczone rzesze ludzi, dzięki którym być człowiekiem - to brzmi dumnie. Słabi wśród słabych, ubodzy - a ubogacający bliźnich; opuszczeni z opuszczonymi i sponiewierani z tymi, dla których nie ma już miejsca na obrzeżach świata. Żyją wśród nas chrześcijanie, którzy - oświeceni blaskiem Słowa zrodzonego z Dziewicy - są cierpliwi dla nieznośnych, wrażliwi dla bezbronnych, słuchający uważnie dla ignorowanych, z wyboru ostatni wśród ostatnich.

Jeśli więc w tych dniach świętujemy z radością Boże Narodzenie jako fakt dla nas najważniejszy w historii świata, to dlatego, że oni pozwalają nam nazywać się z dumą chrześcijanami. Lista tych, którzy wierzą Jezusowi i idą za Nim, jest bardzo długa. Znajdują się na niej imiona osób znanych z podręczników szkolnych, encyklopedii i pierwszych stron gazet. Na liście tej Bóg dopisał imiona nieznane: staruszków, matek i ojców, dziewcząt i chłopców, ludzi zwyczajnych z niezwyczajnym życiem. Ich wielkością jest to, że tak bardzo zafascynowało ich Betlejem, iż pozwolili się zwyciężyć Dobru. Zrozumieli, że Noc Betlejemska nie jest ulotnym momentem, ale trzeba ją przedłużać na wszystkie dni roku. Trzeba dopisać się do listy tych, którzy przyjęli Słowo i ponieśli Je innym.

Boże Narodzenie nie zakończyło się; dzięki nam może trwać także wtedy, gdy stopnieje śnieg, przebrzmią kolędy, a dni spowszednieją. Betlejem - jeśli zastanowimy się poważnie nad Bożym Narodzeniem - jest prośbą o zaangażowanie się całkowite i do końca w budowanie królestwa Bożego na ziemi. Jezus przychodzi, chce wzrastać. Nie zależy Mu na tym, aby zagościć w naszych sercach i pobyć w nich przez kilka dni... Ewangelia, którą przynosi, jest programem na cały rok - nie tylko na święta. Chce, aby blask gwiazdy oświecał nasze małe i wielkie wybory: pomiędzy kulturą śmierci i przemocy a kulturą życia i troski.

Każdego dnia

Skoro „Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany!” (Iz 9,5), trzeba, aby On w nas wzrastał! Chrystus stał się człowiekiem podobnym do nas oprócz grzechu. Doszło do „przedziwnej wymiany”. Chrystus przyjął naszą naturę, słabą i ograniczoną, i dał nam udział w swej Boskiej naturze.

Czym jest dla nas przyjście Chrystusa? Jest objawieniem naszej ludzkiej godności, przypomnieniem, kim każdy z nas jest. O godności własnej lub innych osób łatwo zapomnieć. Mówi się dzisiaj często „jeden człowiek się nie liczy, liczy się społeczeństwo”, „to dziecko nienarodzone, nie człowiek”, „to kaleka”, „to pijak”, „to prostytutka”, „to złodziej, „to...”. Chrystus staje wśród nas jako jeden z nas, abyśmy pamiętali, że jesteśmy dziećmi Bożymi.

Tajemnica Bożego Narodzenia domaga się z naszej strony osobistego przyjęcia. Trzeba zrobić miejsce przychodzącemu Panu, krusząc mury obojętności, zapomnienia lub uprzedzeń. W te święta, tak ciepłe i radosne, możemy ocieplić nasze serca, uczynić je godniejszym miejscem dla Chrystusa niż żłób i stajenka. Są wezwaniem, abyśmy odrzucili skamieliny naszego serca, lodowate i zmurszałe warstwy udawania, pokazówek, egoizmu, grzesznych przywiązań, zburzyli wszystko, co oddziela nas od Chrystusa i Jego miłości. Może On skarży się na nas słowami poety:


„Nazywasz Mnie Mistrzem - a nie radzisz się Mnie!
Nazywasz Mnie światłem - a nie widzisz Mnie!
Nazywasz Mnie drogą - a nie idziesz w Moje ślady!
Nazywasz Mnie prawdą - a nie szanujesz Mnie!
Nazywasz Mnie mądrym - a nie słuchasz Mnie!
Nazywasz Mnie pięknym - a nie miłujesz Mnie!
Nazywasz Mnie bogatym - a nie prosisz Mnie!
Nazywasz Mnie wiecznym - a nie szukasz Mnie!
Nazywasz Mnie miłosiernym - a nie ufasz Mi!
Nazywasz Mnie szlachetnym - a nie służysz Mi!
Nazywasz Mnie wszechmogącym - a nie czcisz Mnie!
Nazywasz Mnie sprawiedliwym - a nie boisz się Mnie!” (ks. W. Niewęgłowski)

On nieraz stawał bezdomny u drzwi naszego serca, nieśmiało prosząc „Pozwól Mi wejść i pozostać z Tobą!”. Być może dopominał się o odrobinę zainteresowania i czułości.

Kiedy więc przyklękamy u progu Betlejemskiej stajni, nie pozwólmy, aby Chrystus w niej pozostał, ale uczyńmy Mu miejsce w naszych sercach.

opr. ab/ab



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama