Z ks. Pawłem Wiatrakiem, ojcem duchownym Wyższego Seminarium Duchownego w Siedlcach, rozmawia Monika Król
Zbliża się koniec roku. Dla wielu z nas oznacza on czas podsumowań i refleksji nad własnym życiem...
Pomimo tego, że skończyłem w tym roku 40 lat, nie czuję, aby był to moment przełomowy w moim życiu. Czasem klerycy pytają, czy doświadczam kryzysu wieku średniego. W moim życiu kluczowym momentem było zdiagnozowanie przed pięcioma laty nieuleczalnej choroby stawów kręgosłupa. Wiele dni, które spędziłem w przeróżnych szpitalach i sanatoriach, oraz przyjaźnie, jakie wtedy zawarłem, nauczyły mnie nowego patrzenia na dar czasu. Dla moich niepełnosprawnych przyjaciół każdy dzień jest zarazem zmaganiem się ze słabością fizyczną, jak i szansą na rozwój. Dlatego nie ilość ukończonych lat czy daty, ale doświadczenia, które nas kształtują, są przełomowymi w naszym życiu. Podsumowując ten rok, z wielką radością myślę o alumnach, którzy przyjęli w czerwcu święcenia prezbiteratu i diakonatu, a dla których przez ostatnie dwa lata byłem ojcem duchownym.
W tym szczególnym okresie mnożą się przeróżne przepowiednie dotyczące końca czasów, powstają coraz to nowe filmy o tej tematyce. Jakie jest podejście Kościoła katolickiego do tych przepowiedni?
Chrześcijanin, myśląc o końcu świata, powinien mieć przed sobą jasny obraz - obraz miłującego Pana, który przychodzi. Wszelkie inne znaki zapowiadające kres czasów są tylko obrazami towarzyszącymi naszej wyobraźni. Dla ludzi, którzy nie znają i nie oczekują Chrystusa, wypełnienie czasu będzie momentem trwogi, przerażenia i strachu. Dla chrześcijan stanie się wyczekiwanym i utęsknionym spotkaniem z Miłością. Jezus Chrystus wyraźnie uchylił się od określenia daty swego powtórnego przyjścia: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13,32). Dlatego też już apostołowie przestrzegali przed odgadywaniem czasu końca świata. Św. Paweł napisał: „Nie potrzeba wam, bracia, pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy” (1 Tes 5,1-2), a św. Piotr: „Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy - bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka - ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia. Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione” (2 P 3,8-10).
Najważniejsze jest, abyśmy tu i teraz rozpoznali godzinę naszego nawiedzenia. Wielu jednak zatrzymuje się tylko na znakach towarzyszących paruzji i dlatego jest tak wielkie zainteresowanie filmami, które dzięki współczesnej technice niezwykle plastycznie ukazują kataklizmy. Jesteśmy wychowani w „cywilizacji obrazkowej” i dlatego wszystko, co działa na nasz zmysł wzroku, powoduje tak duże zaangażowanie emocjonalne. A dodatkowo to, co jest owiane tajemnicą, pociąga człowieka. Stąd wielkie pragnienie, aby znaleźć się w gronie wtajemniczonych, znających przyszłość, a ostatecznie zna ją tylko Bóg.
Czy boi się Ksiądz końca świata?
Na pewno odczuwam bojaźń, której jednak nie można utożsamiać ze strachem. W procesie dojrzewania, w osobistej przyjaźni z Chrystusem każdy człowiek powinien wyzwalać się ze strachu. Bojaźń rodzi się z uznania niepojętej dla niego świętości, mocy i wielkości Boga, a potęgowana jest odczuciem własnego istnienia oraz grzeszności. Św. Jan Apostoł napisał: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk. Ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18). Gdy doświadczamy miłości Boga, wtedy znika strach i lęk przed końcem, który dla chrześcijanina jest dniem ostatecznego triumfu Boga i pełnym doświadczeniem Jego obecności.
Często sięgamy po horoskopy, aby dowiedzieć się, co nas czeka w nowym roku. Czy jest to właściwe podejście chrześcijanina?
Wiara we wróżby i horoskopy jest wyrazem braku zaufania w miłującą opiekę Boga i Jego aktywną obecność w naszym życiu. Dlatego jest sprzeczna z pierwszym przykazaniem Bożym. Biblia wyraźnie poucza: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych” (Pwt 18,10-11). W Księdze Syracha znajdujemy takie porównanie: „Wróżbiarstwo, przepowiednie z lotu ptaków i marzenia senne są bez wartości, jak urojenia serca rodzącej kobiety” (Syr 34,5); a prorok Jeremiasz dopowie: „Bo to mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Nie dajcie się wprowadzić w błąd przez waszych proroków, którzy są wśród was, i przez waszych wróżbitów; nie zwracajcie uwagi na wasze sny, jakie śnicie” (Jr 29,8). Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że korzystanie z horoskopów jest niezdrowym przejawem „chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi”.
W Kościele mówi się o uświęcaniu czasu. Jak rozumieć to wezwanie?
Czas jest kategorią ludzką. Pan Bóg jako istota bez początku i końca znajduje się ponad czasem. W języku greckim mamy trzy określenia czasu: „aion”, „chronos” i „kairos”. Pierwsze słowo określa czas jako trwanie ściśle związane z doświadczeniem ciągłości życia od narodzenia do śmierci. „Chronos” dla starożytnych oznaczał określony odcinek czasu, następstwo jednej chwili po drugiej. „Kairos” zaś to odpowiedni moment, czas zbawienny dla człowieka.
W dziejach Kościoła pojawiają się różne ważne wydarzenia. Każde z nich ma swój odpowiedni moment. Centralnym „kairos” jest przyjście Chrystusa, a zwłaszcza Jego śmierć i zmartwychwstanie. Również pory dnia następujące po sobie to odcinki czasu, które włączamy w Liturgię Godzin, tak, aby ludzki czas uświęcić modlitwą Kościoła. Osoby świeckie, które nie korzystają z tej formy modlitwy, mogą poprzez modlitwę poranną i wieczorną oraz akty strzeliste otwierać się na promieniowanie Bożej miłości i dobroci. Czas odmierzony pamięcią o Bogu sprawia, że na wszystko patrzymy we właściwym świetle. Warto przypominać sobie, że w nasz czas i nasze życie wszedł Chrystus i przeżywamy je ze świadomością Jego obecności.
Czy powinniśmy modlić się o długie życie, żeby mieć czas na nawrócenie?
Pierwsze i podstawowe nawrócenie dokonało się w chrzcie świętym. Ponieważ zdecydowana większość z nas przyjęła ten sakrament jako małe dziecko, potrzebujemy uwewnętrznienia rzeczywistości chrzcielnej w dorosłym życiu. Warto przy tym pamiętać, że nawrócenie to zarówno konkretny akt, jak i proces. W historii Kościoła mamy przykłady spektakularnych aktów nawrócenia, które były początkiem dla całościowego procesu nawracania człowieka. Na wejście w dojrzałą relację z Bogiem nie potrzeba bardzo długiego życia. Natomiast o napięciu między chęcią pozostania na tym świecie a odejściem mówił już św. Paweł: „Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele - to bardziej dla was konieczne” (Flp 1,23-24). W tym samym duchu św. Marcin z Tours pisał: „śmierci się nie lękał, przed życiem się nie wzbraniał”. Tak samo my powinniśmy Bogu pozostawić decyzję o długości naszego życia na ziemi.
Jak podsumowałby Ksiądz mijający 2009 r.?
Dla mnie był to kolejny rok zachwytu nad prawdą, że dzięki Misterium Paschalnemu Jezusa Chrystusa mogę być nowym człowiekiem. Ciągle odzywa się we mnie stary człowiek, ale Zmartwychwstały nie okazuje rozczarowania moją osobą i nieustannie wzywa mnie do nawracania się. W życiu seminaryjnym naszą wielką radością była liczba alumnów, którzy zgłosili się na pierwszy rok studiów.
Dziękuję za rozmowę.
opr. aw/aw