Gdy ginie rozum i wiara, budzi się zabobon. O potędze zdrowego rozsądku, korzystaniu z usług wróżek, amuletach.
G. K. Chesterton pisał, iż ludzkość przeszła już przez każdy możliwy sztorm i przeżyła każdą możliwą morską katastrofę. Po raz pierwszy - w niespotykanym dotąd stopniu - jesteśmy tak zdezorientowani. Nie wiemy, co jest sztormem, a co wrakiem, czym jest okręt i co właściwie powinniśmy ratować. Jesteśmy zdezorientowani - stwierdza. Dlaczego? Ponieważ utraciliśmy zdrowy rozsądek.
Niedawno rozmawiałem ze znajomym na temat wiary. Tłumaczył mi, że XXI w. jest wiekiem rozumu. I nie ma już w nim miejsca na „zabobon”, religię, mesjaszy, proroków, świątynie i święte księgi. Nie dał się przekonać, że jest inaczej.
Wiek XXI bez wątpienia jest, jak nigdy dotąd, wiekiem wiary! Fakt, Boga skazano na banicję na bezludną wyspę, ewentualnie zamknięto w „sali dziwadeł” obok wodników, rusałek, krasnoludków i elfów. Ale zaraz w kolejce do zajęcia Jego miejsca pojawił się sznurek chętnych - starych i całkiem nowych Zabobonów. A ludzie zaczęli w nie wierzyć z siłą dotąd niespotykaną. Przykłady? Proszę bardzo!
Trzeba mieć wielką wiarę, aby uznać, że przy pomocy operacji chirurgicznej - bądź deklaracji złożonej w odpowiednim urzędzie - kobieta może stać się mężczyzną i na odwrót. Że odpowiednio spacyfikowane „homopozytywne” prawodawstwo może sprawić, iż związek dwóch gejów lub dwóch lesbijek (na razie - w przyszłości też trzech, czterech, pięciu osób płci dowolnej?) ewentualnie miłość do kozy czy komputera (są już co do tego całkiem poważne przymiarki!) mogą nosić miano rodziny. Pani minister od edukacji & comp. dwoi się i troi, aby filozofia gender zamieszkała pod strzechą - zamiast niedobrego chrześcijaństwa, co to wypacza umysły niewinnych dzieci i okrutnie obnaża absurdy nowej wiary. A kysz!
Wiara każe dziś biec do wróżki po poradę biznesową (zasłyszana rozmowa dwóch pań, wychodzących z Mszy św.: - Wiesz - mówi jedna z nich - spóźnię się dziś na obiad, bo idę do wróżki. Ja w sprawach biznesowych to zawsze radzę się wróżki...!) śledzić z wypiekami na twarzy horoskopy (od nich uzależniając wyjazd na urlop, termin randki czy ślubu, zakup akcji na giełdzie). Ściskać w ręku „kamyk zielony” w drodze na egzamin maturalny, zawieszać na szyi talizman, wkładać dziecku do becika (a pannie młodej pod pantofelek) banknot „na szczęście”. Od konstelacji gwiazd i faz księżyca uzależniać los rodzącego się właśnie dziecka. O czarnym kocie, słoniu z podniesiona trąbą, pustych wiadrach, zakonnicy na rowerze, wahadełku itd. itp. już nie wspomnę. To klasyka gatunku.
Ciekawe, że - narzekając na ponoć ciemne średniowiecze - nie zauważamy, iż ciemność ogarnia jaśnie oświecony XXI w. w stopniu i skali dotąd niespotykanej. Im ktoś bardziej narzeka na zabobony chrześcijaństwa, traktuje sakramenty, liturgię jako elementy magii, zaś Ewangelię czyta jako jedną z wielu hagad napisanych „ku pokrzepieniu serc”, tym skwapliwiej zwraca się ku „nowoczesnym” przesądom. Analogicznie: deprecjonowanie sensu kapłaństwa idzie w parze z kreowaniem nowych kapłanów, sprawujących współczesne liturgie show biznesu i rozrywki, nawiązując nawet do kapłańskiego stroju księży katolickich (pamiętacie Państwo, w jakich strojach chodzili ubrani bohaterowie głośnej trylogii o Matrixie czy „faceci w czerni” w filmie o tym samym tytule?). Czymże jest „obrzęd” liturgii supermarketów, „zaliczanej” przez wielu w niedzielne popołudnie, jak nie substytutem liturgii chrześcijańskiej? Czy nie jest on znakiem wiary, że dysponowanie odpowiednią ilością gotówki (bądź zasobem środków pieniężnych na koncie) może dać odpowiedź na najważniejsze pytania dotyczące sensu i celu życia, zaspokoić najskrytsze pragnienia człowieka?
„Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga, może uwierzyć we wszystko” - pisał G. K. Chesterton. I choć od tego czasu minęło już sporo dziesięcioleci, jego słowa utwierdziły się w swoim proroczym sensie.
Jak podaje serwis www.gazetaprawna.pl, w Polsce działa blisko 100 tys. wróżek i jasnowidzów (dane szacunkowe branży ezoterycznej, która wzięła pod uwagę oficjalnie zarejestrowane firmy, zrzeszających astrologów, jasnowidzów, tarocistów, chiromantów itp. oraz tzw. szarą strefę). Rzecz znamienna: w roku 2000 było ich „tylko” dwa, trzy tysiące!
Przypuszcza się, że rocznie Polacy wydają kilka miliardów złotych na usługi ezoteryczne. Jedna wizyta kosztuje od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych. A mimo to chętnych nie brakuje! Ogromną popularność notują dziś firmy zajmujące się wspomnianymi wyżej usługami przez internet, telefon, esemes. Istnieją całodobowe kanały telewizyjne, ewentualnie wydzierżawiany jest od telewizji czas antenowy. Można uzyskać poradę, otrzymać wróżbę, wskazówkę dotyczącą życia prywatnego i biznesu. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Rynek, rzecz jasna, pochyla się z troską także nad tymi, którzy mają większe potrzeby i dla poczucia bezpieczeństwa potrzebują ciągłego kontaktu z wróżką. Dla nich to właśnie jakiś czas temu Telestar w systemie pre-paid uruchomił telefonię komórkową EzoMobile. Dla jej abonentów zostały wprowadzone bonusy w postaci nawet 30% rabatu na rozmowy z wróżkami i esemesy. Można by rzec: kieszonkowy doradca, mający połączenie online z gwiazdami. Super! A jeśli komuś bliżej do internetu, może się zarejestrować na portalu Viversum, gdzie ma już konta kilkadziesiąt tysięcy użytkowników. I tam szukać inspiracji wiedzy.
Oczywiście, w myśl zasady „klient płaci - klient wymaga” pojawiły się postulaty, aby nakładać kary na wróżki, których przepowiednie się nie spełnią. Nie wierzycie Państwo? Projekt rozporządzenia został złożony w parlamencie rumuńskim już kilka lat temu. W styczniu 2010 r. wprowadzono tam ustawę, która opodatkowuje zyski wszelkiej maści czarodziejów. W końcu mamy XXI w., proszę Państwa!
Tak się zawsze dzieje, kiedy człowiek odrzuci Pana Boga. Kiedy wiarę w Niego zamieni na wiarę w cokolwiek innego, choćby namaszczonego przez filozofię i postęp na równorzędnego partnera Absolutu. Zaczyna się kręcić wokół własnej osi - jak wskazówki busoli, która nagle znajdzie się w polu działania zmiennego pola magnetycznego. I staje się przez to niewyobrażalnie mały i śmieszny.
Na koniec jeszcze raz Chesterton. Dużo się dziś o nim mówi w kontekście pomysłu zgłoszenia jego osoby jako kandydata do wyniesienia na ołtarze.
„Kiedy słyszymy, że ktoś jest za mądry by uwierzyć w Boga, słyszymy wypowiedź wewnętrznie sprzeczną - pisał w „Heretykach” (Warszawa - Ząbki 2004, s. 267-268). Zupełnie jakby chodziło o gwóźdź, który jest za dobry, by utrzymać kilim, albo zasuwę, która jest za mocna, by utrzymać drzwi zamknięte. Wbrew tezom Carlyle'a, człowiek nie może zostać zdefiniowany jako zwierzę, które tworzy narzędzia. Mrówki, bobry i inne zwierzęta też tworzą narzędzia, w tym sensie, że się nimi posługują. Człowiek powinien zostać zdefiniowany jako zwierzę, które tworzy dogmaty. Piętrząc doktrynę na doktrynie, wniosek na wniosku, w dziele wznoszenia jakiejś niezwykłej konstrukcji filozoficznej czy religijnej człowiek staje się coraz bardziej człowiekiem. Lecz kiedy odrzuca jedną doktrynę za drugą w akcie wyszukanego sceptycyzmu, kiedy oświadcza, że nie pozwoli się uwiązać do jednego tylko systemu filozoficznego, kiedy twierdzi, że wyrósł z definicji, kiedy mówi, że nie wierzy w ostateczny cel, kiedy, w swojej wyobraźni, zasiada niczym Pan Bóg we własnej osobie, nie wyznając żadnej religii, lecz spoglądając na wszystkie z góry, wówczas, w miarę jak ów proces się posuwa, człowiek powoli roztapia się na powrót w nieokreśloności wędrownych zwierząt i nieświadomości trawy. Drzewa nie posiadają dogmatów. Warzywa są wybitnie tolerancyjne”.
Nie da się żyć w nic nie wierząc. Taka jest nasza natura. Szukamy uzasadnienia życia, jego sensu i celu poza sobą. Jest to ślad Boga, który nosimy w sobie - wołanie, słyszalne dla każdego. Sztuką jest dobrze je zinterpretować, szukając odpowiedzi patrzeć w kierunku, skąd może ona rzeczywiście nadejść. I na pewno nie będą to gwiazdy czy chłód szlachetnego kamienia...
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 36/2013
opr. ab/ab