Dom na górze

W Betlejem Chrystus rodzi się każdego dnia - o symbolice Bożego Narodzenia i świętowaniu w sierocińcu na Górze Oliwnej

W naszym domu Chrystus rodzi się każdego dnia. W szczęściu i uśmiechu dzieci, a także radości każdej z nas. A jak mawiała bł. Matka Teresa z Kalkuty, zawsze ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez ciebie, jest Boże Narodzenie - mówią siostry elżbietanki, które od ponad czterdziestu lat prowadzą w Jerozolimie sierociniec.

Położony na zboczu Góry Oliwnej Dom Pokoju (Home of Peace) jest wyjątkowym miejscem. To właśnie tam każdego dnia polskie zakonnice ratują dzieci i młodzież, którym przyszło dorastać w kraju nazywanym bombą zegarową Bliskiego Wschodu, w zarzewiu konfliktów na tle rasowym, religijnym. „To niezwykłe, że na ziemi tak tragicznie doświadczonej jest miejsce, gdzie dzieci są kochane bez względu na wyznanie, narodowość, pochodzenie”, „Serce się raduje, że Polacy dają takie świadectwo miłości do człowieka słabego” - piszą na stronie elżbietanek ci, którzy mieli okazję odwiedzić sierociniec. Jest on położony w dzielnicy arabskiej. Jak większość budynków w tym rejonie, dom otoczono solidnym murem zwieńczonym drutem kolczastym. Nieco dalej nad blokami powiewa flaga izraelska. Natomiast nad Home of Peace biało-żółta, papieska. Oznacza to, że placówka jest instytucją kościelną pod opieką Watykanu. Dlatego nie bez powodu mówi się, że Jerozolima to święte miasto trzech religii, gdzie krzyżują się kultury, ale i wzajemne konflikty. Polskie elżbietanki twierdzą, że pierwszy krok, jaki należy uczynić, by w Ziemi Świętej zapanował pokój, to rozsiewanie maleńkich ziarenek miłości. Siostry czynią to nieprzerwanie od 46 lat.

Czuwała Opatrzność

Dom na górze

Już od początku pobytu w Jerozolimie, czyli od 1931 r., polskie elżbietanki trapił problem bezdomności wśród palestyńskich dzieci. - W 1967 r. sytuacja najmłodszych członków społeczeństwa dramatycznie pogorszyła się na skutek sześciodniowej wojny izraelsko-arabskiej. Stracili nie tylko dach nad głową, ale także swoich najbliższych. Dzieci błąkały się głodne po ulicach. Siostry Rafała Włodarczak, dziś pracująca w sierocińcu w Betlejem, i nieżyjąca już Imelda Płotka, które wówczas posługiwały w domach pielgrzymów, odpowiedziały na Boże wezwanie i starały się zrobić wszystko, by pomóc sierotom - opowiada s. Szczepana Hrehorowicz, przełożona domu. - Nie mając pieniędzy, chodziły po hotelach, zbierając przybory toaletowe, grały na gitarze, śpiewały. Robiły, co mogły, by kupić dzieciom jedzenie - dodaje. Polskie zakonnice wspominają, że wszystko zawierzyły Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. On przecież umiłował dzieci i nie zostawiłby ich bez pomocy.

8 grudnia 1967 r., w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, wynajęły kilka pokoi w arabskim domu u podnóża Góry Oliwnej, gdzie zamieszkały razem z pozbieranymi z ulic sierotami. Jednak cały czas gromadziły pieniądze i szukały miejsca pod budowę sierocińca. W 1971 r. zgromadzenie kupiło od sióstr boromeuszek grunty wraz z małym budynkiem.

- Elżbietanki stanęły na Górze Oliwnej i postanowiły, że właśnie w tym miejscu, gdzie widok rozciąga się na całą Jerozolimę, Grób Boży i miejsca kultu wielu religii, otworzą dom dla dzieci mówiących różnymi językami, dzieci o różnych kolorach skóry, a także dzieci różnych wyznań. I tak rozpoczęła się budowa Dom Pokoju - wspomina s. Szczepana. - Początkowo była tu tylko wyschnięta ziemia. Siostry wymodliły i wywalczyły każdą cegiełkę. Wybudowały ten dom własnymi rękoma. Zakonnicom pomagali ludzie dobrej woli, wspierając je zarówno finansowo, jak i pracując razem z nimi - mówi przełożona domu, dodając, iż wśród tych osób było wielu Polaków, zwłaszcza studentów zgłębiających Pismo Święte na biblijnych uczelniach.

Elżbietanki borykały się z brakiem funduszy. Jednak zawsze znalazł się ktoś, kto wybawiał je z opresji. Jedna z historii szczególnie zapadła siostrom w pamięć. Podczas budowy domu pożyczyły od pewnego człowieka tysiąc dolarów. Niestety, kiedy nadszedł termin zwrotu pieniędzy, okazało się, że nie będą miały z czego oddać. Wiedziały, że wierzyciel im nie odpuści. Ze strachu postanowiły uciec. Gdy szły ulicą, zatrzymał się obok nich luksusowy samochód, z którego wysiadł mężczyzna i wręczył siostrom kopertę z... tysiącem dolarów. Elżbietanki do tej pory nie wiedzą, kim był ten człowiek.

Jedyne wytłumaczenie, jakie znajdują, to, że czuwała nad nimi Opatrzność. I tak jest do tej pory.

Dać Boga, chleb i abecadło

Obecnie w domu przebywa 27 dzieci w wieku od czterech do 18 lat. - Są to dziewczynki i chłopcy różnych narodowości, kultur i religii. Mówią różnymi językami: po arabsku, angielsku i hebrajsku. Część z podopiecznych ma bliskich. Jednak w ich rodzinnych domach panuje bieda. Palestyńczycy w Autonomii Palestyńskiej czy w Jerozolimie nie mają pracy, a więc i pieniędzy na utrzymanie. Żyją bez wody, brakuje na jedzenie. By zarobić na chleb, dzieci muszą pracować, żebrać, a nawet kraść. O nauce nie ma mowy - podkreśla s. Szczepana, dodając, że elżbietanki starają się wyszukiwać potrzebujące rodziny, a często to one same zgłaszają się z prośbą o pomoc w wychowaniu dzieci. Polskie siostry robią wszystko, by przywrócić swoim wychowankom utracone dzieciństwo.

Dzień w Domu Pokoju zaczyna się już o 6.00. Czterdzieści pięć minut później dzieci pod opieką sióstr wyruszają do szkół. Część drogi pokonują autobusem, a część na piechotę. - By uzyskać jak najlepsze wykształcenie, także religijne, uczęszczają do prywatnych szkół katolickich - mówi przełożona domu, zaznaczając, iż większość wychowanków kończy studia wyższe na różnych kierunkach. - Obecnie jedna z dziewcząt, dzięki życzliwości przyjaciół naszego domu, rozpoczęła naukę języka polskiego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Marzy o studiach na Akademii Medycznej - opowiada z dumą elżbietanka, dodając, iż w Lublinie powstała fundacja wspierająca edukację i potrzeby dzieci z Domu Pokoju.

Po powrocie ze szkoły wychowankowie odrabiają lekcje, a mają ich sporo. Już od przedszkola uczą się angielskiego i arabskiego, a kończąc zerówkę w wieku sześciu lat, biegle posługują się dwoma językami. Od pierwszej klasy dochodzi hiszpański, a potem hebrajski. - O nudzie nie ma mowy. W domu wszyscy mają określone zadania. Są dyżury sprzątania, zmywania naczyń. Jest czas na zabawę i naukę - mówi s. Szczepana.

W Domu Pokoju pracują trzy siostry, które nie tylko opiekują się dziećmi, lecz wykonują wszelkie prace związane z utrzymaniem placówki, zapewniając jedzenie, ubranie, dobre wychowanie, wykształcenie, ale przede wszystkim troskę i miłość. - Zdarzają się kłopoty, lecz uśmiech i szczęście naszych wychowanków wynagradzają nam wszelkie trudności. Dzieci często dają nam dowody na to, że czują, iż to jest ich dom - zapewnia ze wzruszeniem przełożona.

W sumie polskie elżbietanki wychowały kilkaset osób. Większość zdobyła wykształcenie, wiele ukończyło wyższe uczelnie w Europie, np. w Niemczech, gdzie niektóre dziewczęta poznały mężów. Wracają potem do sierocińca z rodziną, by pokazać miejsce, gdzie otrzymały drugą szansę na życie.

Boże Narodzenie po polsku

Dom na górze

Choć Home of Peace przypomina trochę wieżę Babel, to w świętowaniu Bożego Narodzenia przeważają elementy polskiej tradycji. Najpierw są gruntowne porządki, dekorowanie pomieszczeń, próby kolęd i jasełek, przygotowywanie świątecznych pierniczków, które dzieci dekorują z wielką inwencją i radością.

Jest też wspólne ubieranie choinek oraz stołów, na których w wigilijny wieczór najczęściej pojawiają się polskie potrawy. W Wigilię Dom Pokoju odwiedzają też liczni mikołajowie, obdarowując wychowanków prezentami. A po wspólnej wieczerzy jadalnię wypełnia muzyka i śpiew kolęd po angielsku, arabsku oraz w języku łacińskim. Nie brakuje też polskiego „Lulajże Jezuniu”.

- Mimo różnych narodowości i religii dzieci tworzą jedną rodzinę i mają świadomość, że Jezus narodził się dla każdego z nas i każdego kocha, bez względu na kolor skóry czy wyznanie - przekonuje s. Szczepana. - W naszym domu Chrystus rodzi się codziennie. W szczęściu dziecka i radości każdego, kto ofiarowuje siebie tym najbardziej potrzebującym, małym istotom - puentuje.

JOLANTA KRASNOWSKA-DYŃKA

Siostry utrzymują się wyłącznie z ofiar, szczególnie polskich darczyńców. Gdyby ktoś chciał wesprzeć działalność polskich elżbietanek i dzieci z Domu Pokoju, może to zrobić, wpłacając pieniądze na konto w Polsce:

Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety - Prowincja Poznańska
ul. Łąkowa 1
61-878 Poznań
Bank PKO S.A. II O. Poznań
89 1240 1763 1111 0010 2945 9107
Dopisek: Ofiara na sierociniec na Górze Oliwnej

Echo Katolickie 51/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama